Catra 23 l
*time skip*
Kolejny dzień w pracy. Kolejne rozczarowania. Kolejna podła atmosfera.
Brzydziłam się każdym dniem. Chciałam, by nastał już kolejny, natomiast on okazywał się być jeszcze gorszy od poprzedniego.
„Musisz być za to odpowiedzialna." „Zachowuj się jak dorosły człowiek." „Miej fason."
Kiedy ja nigdy nie chciałam dorastać. Nie tak. Nie w taki sposób.
Z początku płakałam. Dużo i często. Zalewałam łzami poduszki, czy ramię staruszki mieszkającej obok. Z początku było mi po prostu źle, smutno... potwornie przykro.
Kiedy alkohol spotkał się z moimi ustami, językiem, przełykiem, a następnie trafił do żołądka rozgrzewając całe moje ciało, nie było mi źle. To znaczy za pewne było, ale tego nie czułam.
Uciekałam. Na wszelkie sposoby. Jedynym co trzymało mnie przy tym wszystkim, była ta głupia nadzieja. Nadzieja, coś w rodzaju przeznaczenia. Nadzieja, która nie pozwalała mi opuścić tego miejsca. Mówiąca, że tak właśnie ma być, a może po drodze przytrafi mi się coś dobrego, czego bym nie doświadczyła gdyby mnie tu nie było.
Szczerze, nie wiedziałam czym ta nadzieja różniła się od paranoi.Wychodziłam właśnie z domu. Zanim jednak ruszyłam, odpaliłam papierosa przed klatką stojąc pod daszkiem i wpatrywałam się w deszczowy widok.
Dźwięk pędzących samochodów i szum wiatru dobiegał wprost do mych uszu.
Szarawo na zewnątrz, brudno, zimno.
Kolory sygnalizacji świetlnej odbijały się w kałużach.
Wszystko to składało się na smutny obraz.
Tym razem w pracy poszły zawiasy w szafce i stał się niemały wypadek o co odrazu zostałam oskarżona.
Znów o mało nie straciłam tej fuchy. Gdy szef zaczął to ogarniać, zapłakana wybiegłam z budynku.
Usiadłam na małych schodkach prowadzących do drzwi wejściowych. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów i odpaliłam jednego, po chwili zaciągając się dymem i nerwowo go wypuszczając.
-Hej, to nie twoja wina Catra. To stara knajpa, wszystko tu potrzebuje renowacji. Prędzej czy później ta szafka by pierdolnęła, a ten staruch jest niewyrozumiały. Starasz się jak możesz.- zaczęła dosiadającą się do mnie Lonnie.
-Przestań!- odepchnęłam jej rękę, którą zbliżała się do mojego ramienia.- Przestańcie wszyscy! Traktujecie mnie jak większą niedojdę niż jestem.
Miałam uszczerbek na życiu, lecz problemów narobiłam sobie sama i to nie czyniło mnie osobą wymagającą szczególnej troski czy zainteresowania.
-Wybacz, chciałam dobrze.- niepewnie wstała i wróciła do środka.
Nie chciałam być dla niej niemiła. Ale nie mogę zawsze być porządna, poukładana i być sobą. Chciałam natomiast móc dać upust emocjom, które w danej chwili mi towarzyszyły. Nie dusić niczego w sobie i nie udawać.
Po chwili podniosłam się do pionu, przetarłam dłonią twarz i wróciłam po swoje rzeczy. Opuściłam lokal, gdyż i tak kończyłam zmianę.
Walczyłam ze sobą, lecz to było silniejsze ode mnie. Wyciągnęłam z lodówki mocny alkohol i złączyłam go z sokiem. Pierwszy drink, po nim kolejny. Rozgrzewały i relaksowały moje powoli niszczące się ciało. Aby zagłuszyć dobijającą ciszę, włożyłam starą kasetę należącą za życia do moich rodziców, do odtwarzacza i dałam się pochłonąć muzyce.
Gdy gorzki smak zdawał się ustępować, a słodki przestawał być potrzebny, odpuściłam sobie rozcieńczanie trunku. Ów odpust nie miał już miejsca, kiedy butelka stała się pusta. Nie miałam niczego sensownego w zanadrzu, więc zmuszona byłam wyjść z domu, by zaopatrzyć się w większą ilość płynów.
Wstałam w ekspresowym tempie z kanapy znajdującej się w mojej sypialni, lecz nie był to dobry pomysł. Momentalnie moje ciało spotkało się z ziemią. Mało brakowało, a twarz podzieliłaby ten los, gdyby nie fakt, że zdążyłam oprzeć się dłońmi. Niezdarnie uniosłam się ku górze, o mało nie strącając odtwarzacza ze stolika. Gdy stanęłam na równe nogi, wciąż zachwianym krokiem spowodowanym upojeniem alkoholowym, chwyciłam klucze, portfel i wyszłam z domu.
Do monopolowego, który był moim celem, miałam parę minut na nogach.Nawet nie zauważyłam kiedy byłam na miejscu. Wyszłam z pożądaną butelką schowaną w torbie i ruszyłam z powrotem.
Jednak z racji, iż nastawał wieczór, a się na zewnątrz robiło się ciemno, postanowiłam otworzyć butelkę i sączyć ów płyn po drodze.Nie skończyło się to najlepiej, gdyż po kilku minutach znajdowałam się już pod swoim blokiem leżąc na ławce. Nie byłam do końca przekonana w jaki sposób to się stało.
Poczułam, że butelka osuwa się z mojej dłoni i spada na trawę opróżniając swoją zawartość. Byłam zbyt pijana, by jakkolwiek to zarejestrować. Wyciągnęłam jednak z torby paczkę papierosów i nieudolnie jednego zapaliłam.
Po chwili jednak osunęła mi się także dłoń i nie miałam siły, by unieść ją z powrotem.
Głowę miałam skierowaną ku niebu, lecz oczy zamknięte. Wnet usłyszałam czyjś głos. Kobiecy głos, próbujący przebić się przez działający na mnie ogłuszająco alkohol. Otworzyłam niechętnie oczy i ujrzałam śliczną dziewczęcą buzię. Nieskazitelnie czystą i promienną. Oczy błyszczały się, mimo nadchodzącego zmroku. A usta. Usta o malinowym kolorze i smaku, jaki można było by sobie tylko wyobrazić.
Co mi wpadło do głowy, by nie przystawać tylko na wyobraźni.
Pod wpływem chwili pocałowałam zupełnie obcą mi osobę z ulicy, która jak się okazało chciała sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku. W końcu młoda, upita dziewczyna na ławce, to niecodzienny widok.
Momentalnie poczułam, że nieznajoma się odsuwa i wypytuje o coś, czego nie byłam w stanie zrozumieć w tamtym momencie. Jak potem zauważyłam, miała ona ciemne włosy z różowo-niebieskimi pasemkami upięte w niestaranny kok, a na nosie okulary z czarnymi oprawkami. Wyglądała całkiem ciekawie.
Nie wiedzieć kiedy pod blokiem pojawiła się zaniepokojona pani Davis i zgarnęła mnie do środka oraz podziękowała nieznajomej w przybliżonym mi wieku nieznajomej za troskę.
Zgarnęłam niezły opierdol następnego dnia jak i pouczenie, że przecież mogło mi się coś stać. Co prawda miałam coś wynieść z tej rozmowy, a jednak kolejnego dnia skończyłam w barze kompletnie pijana, całkiem sama.
Adora 22 l
Ogrom pracy. Taki był niemalże każdy dzień, jednak nie takiej roboty się spodziewałam. Liczyłam na coś bardziej godnego moich kompetencji. Nie mogłam też wybrzydzać i brałam co było.
Z tym, że obrałam sobie za cel niemożliwe. Z czasem coraz bardziej to do mnie dochodziło. Sprawa niewyjaśnionego morderstwa? Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z tak poważnym tematem. Jednak chciałam coś udowodnić.
Zostawałam w biurze po godzinach, zajmowałam się zbieraniem materiałów w wolnych chwilach w robocie, a nawet w domu.
W swoim gabinecie stworzyłam mapę myśli i co jakiś czas zaciągałam Martina do wspólnej burzy mózgów, lecz gdy tylko zaczynał zadawać głupie pytania od razu go wyrzucałam. Potrzebowałam pomocy, a nie wywiadu.
Denerwował mnie fakt, że każdy ślad, na który trafiałam był zbyt skomplikowany w doprowadzeniu do końca. Albo nie prowadził donikąd. Ślepa uliczka.
Nie mogłam wyjść na słabą.
Zdesperowana i pogrążona w ciągłych porażkach, zaraz po pracy udałam się do domu. Coś mną pokierowało, by ubrać się w wyjściowe ubrania i ruszyć w stronę pobliskiego baru.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję, za czytanie i miły odbiór.💘
CZYTASZ
Spontaneous-Catradora
FanfictionBohaterką jest żyjąca z dnia na dzień Catra, która pod wpływem chwili podejmuje nieprzemyślane decyzje. Dziewczyna po mału zaczyna popadać w obłęd, wskutek swoich działań. Adora jest ułożoną, działającą w branży detektywistycznej kobietą. Pewnego...