10.

56 8 18
                                    

Adora

Pojechałam prosto pod budynek zamieszkiwany przez Catrę. Nie zamierzałam odpuścić. Zrobiłam źle i chciałam to naprawić.

Zajechałam jeszcze przedtem do kwiaciarni. Początkowo ten pomysł wydał mi się dosyć żałosny, lecz końcowo postanowiłam kupić jej spory bukiet kwiatów. Na przeprosiny.

Kobieta w kwiaciarni była naprawdę przemiła, z tym że dosyć wnikliwa.

-Dla kogo takie piękne czerwone róże?- pytała uśmiechnięta.

-Um... To dla dziewczyny...

-Oh, rozumiem.- odpowiedziała zmysłowo oraz bardzo pociesznie.- W takim razie dorzucę czerwone wstążki na koszt firmy. Taki wielki bukiet dla za pewne osoby o wielkim sercu.- obróciła się po wstążki, jednak zanim to puściła oczko.

Z jednym miała rację. Catra jest osobą o pięknym sercu, do którego zbezczeszczenia ja doprowadziłam.

-Nie... To nie tak, nie dała mi pani dokończyć.- nerwowo próbowałam się tłumaczyć.

-A co tu kończyć. Miłość jest taka piękna.- mówiła pochłonięta przez własny świat.

Wolałam już przystać na jej zdaniu.

Nieswojo się poczułam z tą myślą.

Kobieta zaszczepiła we mnie namiastkę dziwnego odczucia. Przerodziło się ono w gonitwę myśli podczas jazdy samochodem.

O mało co nie potraciłam jakiegoś dzieciaka na pasach.

Chyba serce mi na moment stanęło.

Musiałam się bardziej skupić. To nie czas na takie głupoty.

Chwilę potem mój umysł znów opanowały nietypowe myśli.

Gdy byłam już pod drzwiami dziewczyny, zapukałam, lecz spotkałam się z brakiem odzewu. Nic nowego. Zapukałam jeszcze raz i usłyszałam pewne szmery. Była w domu.

-Wiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać, rozumiem to. Zostawiam ci coś na wycieraczce.- mówiłam smutno.

Stałam jeszcze chwilę pod jej drzwiami.
Obróciłam się w stronę schodów i już chciałam wracać, gdy usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku.

Obróciłam się z powrotem z iskierkami w oczach momentalnie podnosząc bukiet z ziemi.

-Kupiłaś mi kwiaty?!- zaśmiała się głośno, histerycznie wręcz.

-Um... Tak. Możemy porozmawiać?- mówiłam niepewnie wręczając jej bukiet.

Po tym mina jej zrzedła.

Przyjęła kwiaty i wpuściła mnie do środka. Dziękowałam za to w głębi serca.

Nakłoniła mnie bym usiadła w jej pokoju na niewielkiej sofie. Natomiast ona usiadła naprzeciw mnie na skraju łóżka podnosząc nogi i opierając na nich brodę.

-Dziękuję ci, że się zgodziłaś.

-Do rzeczy, bo się rozmyślę pani detektyw śledcza.- mówiła szorstko.

-Już nie detektyw.- odparłam smutno, a jednocześnie z dumą wpatrując się w podłogę, następnie podnosząc na nią wzrok.- Rzuciłam pracę.

-Co zrobiłaś?!!- z wrażenia się wyprostowała i roześmiała.

-Rzuciłam to w cholerę. To nie pierwsza akcja, która wymagała ode mnie kłamania i manipulacji. Mam już tego dosyć.

-W takim razie.... gratuluję? Ale mi chyba nic do tego skoro wszystko między nami było częścią twojej pracy.

Spontaneous-CatradoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz