(I)

946 64 2
                                    

Przy kuchennym stole siedziała kobieta. Gdyby niebo zdecydowało się kiedyś zesłać na ziemię swego przedstawiciela, to z pewnością ona byłaby idealną kandydatką, nawet pomimo czarnych niczym skrzydła kruka włosów, którym daleko było do anielskich splotów. Siedziała, trzymając w dłoni białą, nieco przybrudzoną kopertę, z zagniecionym prawym rogiem i odrobinę krzywo naklejonym znaczkiem. Na froncie wyraźnymi literami napisano jej imię i nazwisko, lecz zamiast danych adresata widniało kompletnie nieznane jej logo i nazwa firmy. Mimo iż podejrzewała, co znajdzie w środku, nie wydawała się być przestraszona, raczej odrobinę zaciekawiona, nawet poirytowana. Nikt nie lubi korespondencji od nieznanego adresata.

Później zrezygnowana westchnęła i oderwała końcówkę, nawet nieszczególnie przejmując się uszkodzeniem zawartości. Była nią pojedyncza kartka papieru, zapisana drukiem, z zamaszystym podpisem u dołu, z oficjalnym logo kancelarii adwokackiej. Przebiegła wzrokiem te kilka wersów, uważnie przyjrzała się dacie, a później usiadła, podpierając podbródek dłońmi. Zadumana, patrzyła w bezruchu na znajomy widok za oknem, skrawek błękitnego nieba, czerwone kwiaty begonii rosnącej w doniczce umocowanej na zewnętrznym parapecie, brązowe dachy sąsiednich kamienic. Zastanawiała się nad przeczytaną treścią. Niby nie powinna była budzić ona niepokoju, a jednak... Otrząsnęła się i ponownie zerknęła na leżący list, którego biel wyraźnie odcinała się od zniszczonej powierzchni drewnianego stołu. Adwokat o nieznanym, lecz dość egzotycznie brzmiącym nazwisku zawiadamiał, że dotychczasowa właścicielka zrzeknie się prawa własności do kamienicy na rzecz swego siostrzeńca. Tej kamienicy, w której na ostatnim piętrze mieściło się małe mieszkanko, a na parterze niewielka piekarnia, które Agnieszka odziedziczyła po dziadku. Dotychczasowa właścicielka, pani Anna na stałe mieszkała za oceanem. Nigdy nawet nie miała okazji jej spotkać. Ale była wyrozumiałym człowiekiem, a czynsze w kamienicy nie wzrastały tak jak gdzie indziej, dążąc do horrendalnych, wygórowanych sum. Zmiana była niepokojąca. Była zapowiedzią czegoś zupełnie nowego, nieznanego.

Zaterkotał leżący na stole telefon. Agnieszka pomyślała, że to chyba telepatia i z uśmiechem odebrała.

– Cześć Basiu.

– Cześć kochanie. Wpadniesz dziś do mnie na kawkę? Wiem że pysznym ciachem cię nie skuszę, bo najlepsze jakie jadłam wypiekasz ty, ale może porcją ploteczek?

– Właśnie przed chwilą pomyślałam, że potrzebuję twojego towarzystwa. Dostałam dziwny list.

– Od wielbiciela? – zachłannie zainteresowała się Basia. – Czas najwyższy!

– Nie. Od adwokata. Uważam że to nie rozmowa na telefon. Będę za kwadrans, zgoda?

– Za pół godziny. Miałam długą noc, dopiero przed chwilą wstałam.

– Dobrze, za pół godziny.

Basia była jej najlepszą przyjaciółką, aż do zakończenia szkoły podstawowej. Później, na bardzo długi czas ich drogi się rozeszły. Spotkała ją przypadkiem w sklepie. Ucałowały się i postanowiły umówić na kawę. Podczas tego spotkania wyszło na jaw, że Baśka jest mamą dwóch uroczych szkrabów. Na dodatek samotną. Radziła sobie wyjątkowo dobrze, choć Agnieszka pamiętała, że nie pochodziła ze zbyt zamożnej rodziny. Tymczasem mieszkała w luksusowym budynku, jeździła całkiem niezłym samochodem, nosiła markowe ciuchy. I pracowała jako kelnerka... Przez pewien czas Agnieszka podejrzewała, że być może dostaje wysokie alimenty. Potem, że ma bogatego kochanka. I wreszcie pewnego dnia po prostu zapytała. Choć trzeba przyznać, że było tuż po suto zakrapianym wieczorze urodzinowym. Zupełnie na trzeźwo nie zdołałaby tego zrobić. Basia natychmiast spoważniała, a następnie głęboko odetchnąwszy, wyjawiła jej szokującą prawdę. Kilka wieczorów w miesiącu, pracowała jako dziewczyna do towarzystwa. Biznesowe spotkania, podróże po świecie, czasami seks. Ostatnie słowa Basia powiedziała prawie szeptem, bojąc się reakcji przyjaciółki. Ale ta tylko smutno się uśmiechnęła. Nie umiała potępiać, bo sama nie znajdowała się w tak trudnej sytuacji – z dwojgiem dzieci, bez konkretnego wykształcenia, tylko po liceum, bez męża czy partnera i z rodziną, która na pewno nie zadawała sobie trudu, by ją wspomóc. Nie krytykowała, nie pogardzała, ale za to zaoferowała pomoc przy maluchach, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Tysiąc odcieni bieli 18+ [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz