(XII)

418 58 6
                                    


Powrót do domu, był jak powrót do innego świata. Odłożyła torbę w przedpokoju, płaszcz rzuciła na oparcie krzesła. Potem w pośpiechu napiła się wody.

Dwa dni szybko minęły. I trzeba dodać, że były to niezwykle spokojne dwa dni. Pani Anna pilnowała, aby niczego jej nie brakowało i nawet Rafał zachowywał się bardziej po ludzku. Chociaż tak naprawdę to najzwyczajniej w świecie starał się ją ignorować. Czasami, gdy byli w gronie obcych osób, czuła na sobie jego wzrok. Gdy siedzieli obok siebie przy stole, zamieniali kilka obojętnych słów. Jego zachowanie z jednej strony przynosiło ulgę, z drugiej budziło niepokój. Z każdą godziną była coraz bardziej pewna tego, że to ich ostatnie spotkanie.

W końcu nadszedł niedzielny wieczór. Bała się drogi powrotnej, tego, co może się zdarzyć. Okazało się, że niepotrzebnie, bo tym razem środkiem transportu okazała limuzyna, a kierowcą siwawy szofer. Kiedy wyszła spakowana na zewnątrz, przywitał ją informując, że ją odwiezie.

To był cios prosto w serce. Mało brakowało, a rozpłakałaby się na schodach prowadzących na podjazd. Z całej siły powstrzymywała cisnące się do oczu łzy, starając się wyglądać przy tym naturalnie. Słysząc szelest za swoimi plecami, odwróciła się, spodziewając się widoku pani Anny, z którą jeszcze się nie pożegnała. Lecz to był Rafał. Ubrany jak zwykle nienagannie, z jeszcze bardziej ponurą i odpychającą miną niż kiedykolwiek wcześniej.

– Wypada się pożegnać – powiedziała, siląc się na spokój.

– Żegnam.

Och! Z jaką chęcią by mu przyłożyła! Jednak jak zawsze zabrakło jej odwagi.

– Gdzie pani Anna?

– Rozmawia przez telefon. Coś pilnego. Masz zaczekać kwadrans.

– Dobrze – skinęła głową.

Stali naprzeciwko siebie, on o jeden stopień wyżej, spokojny, niewzruszony. Ona coraz bardziej zniecierpliwiona, zakłopotana i zasmucona. Jeśli to miał być koniec, dlaczego musi się męczyć jeszcze te piętnaście minut? Dlaczego nie może odjechać od razu? I po co tu przyszedł? Nie potrzebowała jego lakonicznego „żegnaj".

– Co z naszą umową? – przerwała krępującą ciszę. Rafał drgnął, a w jego oczach ukazała się prawdziwa furia.

– Zdradziłaś mnie.

– Ja? – podniosła na niego zdumiony wzrok. – Oszalałeś! Zresztą zdradzić można jedynie osobę, z którą jest się w związku.

– Zdradziłaś naszą umowę.

Zrozumiała. Pani Anna musiała niechcący się wygadać, bo nie wierzyła, aby zrobiła to z premedytacją. Wystarczyło kilka słów, by Rafał się zorientował, bo czego jak czego, ale inteligencji nie można było mu odmówić.

– Dopytywała się, co mnie trapi.

– Czyżby? – warknął ze złością. – Nieważne. Zdajesz sobie sprawę, co straciłaś?

– Coś, czego nigdy nie miałam – uśmiechnęła się nieznacznie.

– Dużo więcej – zmrużył oczy, wpatrując się w nią z satysfakcją. – Od przyszłego tygodnia będę jedynym właścicielem jej nieruchomości w tym kraju. Niewiele tego i wyjątkowo nędzny to spadek, ale chyba domyślasz się, jaki będzie mój pierwszy ruch?

– Zdążyłam cię poznać. Domyślam się – potaknęła. Za wszelką cenę starała się nie pokazać, bardzo zabolały ją te słowa.

– Wyprowadzisz się sama czy ma zająć się tym mój prawnik?

Tysiąc odcieni bieli 18+ [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz