| 10 |

160 18 4
                                    


– Nienawidzę cię! – wrzask kobiety głuchym echem odbił się od ścian pomieszczenia w akompaniamencie rozbijającego się o blade panele szklanego wazonu. – Tak bardzo cię nienawidzę! – kontynuowała, jakby w amoku lub innego rodzaju obłędzie, rzucając w stronę chłopca wszystkim, co trafiło w jej ręce. – Mam nadzieję, że zdechniesz! Że się nie obudzisz – drżała cała, jakby błagając niebiosa. – Modlę się o to każdej nocy. Mocno się o to modlę. To moje jedyne życzenie, jedyne marzenie – wycedziła, celując w głowę syna koreańskimi gruszkami.

– Mamo – przełknął ślinę, odrywając dłonie od głowy. Wcześniej przyłożył je do niej instynktownie, by ochronić ją przed ciosami. – Mamo – powtórzył słabym głosem, odnajdując zagubiony wzrok kobiety.

Głos chłopca był cichy i zmęczony. Zupełnie, jakby od dwóch godzin nie robił nic poza pompowaniem balonów przy użyciu własnych płuc.

– Oh – spojrzała po sobie przejęta, rozglądając się po chaosie, który stworzyła.

– Nic się nie dzieje, mamo – podbiegł do oddalonej o metr od siebie kobiety, łapiąc jej dłoń w swoje dwie. – Wszystko w porządku, posprzątam – oświadczył, głaszcząc wierzch jej gładkiej skóry. – Połóż się – zaczął ciągnąć delikatnie mamę w stronę jej sypialni.

– Minho-ah – zatrzymała się, odzyskując w pełni świadomość.

– Odpocznij – polecił dziesięciolatek.

– Minho-ah – powtórzyła, klękając przy synu. – Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam – wstyd dopadł nie tylko jej podniebienie, wywołując na tyle jej gardła nieprzyjemny świąd, ale połknął ją całą, od razu umieszczając w kwasach trawiennych.

– To nic – powstrzymał łzy po raz kolejny tego dnia, odciągając palce matki od kilku, cieknących krwią ran przy linii włosów nieopodal skroni.

Głębokie cięcia z fragmentami drobnych szkieł niemiłosiernie piekły go, jednak Minho nie mógł pozwolić, by kobieta wpędziła się przez to w jeszcze większe wyrzuty sumienia.

– Muszę... – wstała momentalnie, wędrując wzrokiem po pomieszczeniu w celu odszukania telefonu.

– Odpocząć – pociągnął ją do siebie. – Musisz odpocząć – oświadczył twardo, widząc, jak ta cała trzęsie się i chwieje.

– Minho, jesteś ranny – uklękła ponownie przy niewysokim chłopcu, by dokładniej zobaczyć jego twarz. – Zadzwonię do pana Bang'a – oświadczyła.

– Nie dzwoń – przestraszył się, chwytając jej szyję, by się wtulić w ciało matki. – Boję się, że mnie zabiorą – oznajmił przerażony, finalnie przegrywając walkę ze łzami.

– O czym ty mówisz? – zmartwiła się postawą syna, chcąc odciągnąć go nieco od siebie, by spojrzeć w jego ciemne, roztrzęsione tęczówki. Miała nadzieję, że jeśli tylko to zrobi, to jej łagodne spojrzenie, w jakiś bliżej nieokreślony sposób, przywróci im dawny spokój.

– Słyszałem – ogłosił, łkając. – Słyszałem, jak ostatnim razem był u nas pan Bang – zająkał się kilka razy. – Mówił, że jak tak dalej pójdzie to mnie zabiorą, że nie możesz tego dłużej ukrywać. Mówił, że ktoś z sąsiadów to zgłosi – płakał nadwyraz głośno i mocno. – Mówił ci, żebyś to lepiej przemyślała, że zrobisz mi krzywdę, że nawet mnie zabijesz, któregoś dnia – przetarł swoim przedramieniem mokre oczy.

– Kochanie – zaczęła łagodnie. – Nie martw się – zaczęła flegmatycznie gładzić tył jego głowy. – Pan Bang tak mówił, bo sam się boi, że tak się stanie. Przewiduje najgorsze, ale – zatrzymała się na moment. – Nie musisz się tym przejmować, bo nikt cię nigdzie nie zabierze. Ja cię nigdzie nie oddam – ogłosiła ciepło, sprawiając, że chłopiec przestał płakać. – Pójdę do najlepszych specjalistów, wezmę najlepsze leki. Zrobię wszystko, by wyzdrowieć – skłamała.

Gramen Confessio | MinsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz