Jak zwykle musiałam się spóźnić na zajęcia z tą wiedźmą Hopkins. Niestety miałam z nią zajęcia z reżyserki. Weszłam spokojnym krokiem do środka sali, profesorka stała przy tablicy i coś bazgrała. Miałam nadzieję, że mnie nie zauważy, a ja będę mogła spokojnie usiąść na swoim miejscu. Niestety pomyliłam się. Nauczycielka odwróciła się w moją stronę i posłała mi zdenerwowane spojrzenie.
- Collins. Jak zwykle spóźniona- powiedziała z irytacją.
- Przepraszam pani Hopkins.
- Mam gdzieś twoje przeprosiny. Jeszcze raz się spóźnisz, a wyrzucę cię ze swoich zajęć- ostrzegła, odwracając się napięcie w stronę tablicy. Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą, że nie chciała mnie jeszcze gorzej upokorzyć. Usiadłam między Megan i Ellie, dziewczyny posłały mi tylko współczujące spojrzenia. Od razu zabrałam się za sporządzanie notatek. Gdybym tego nie robiła, pewnie Hopkins dowaliłaby mi jakąś ciężką pracę domową, której nie dałabym rady zrobić. Czy już mówiłam, jak bardzo nienawidzę tej kobiety? Jeżeli nie, to teraz to oficjalnie mówię. Jest najgorszą profesorką na całym campusie. Po skończonych zajęciach, dziewczyny popędziły w swoje strony, a ja musiałam dostać się do sali, gdzie są prowadzone zajęcia z aktorstwa, przez profesora Calluma. Jest najlepszym facetem na uczelni. Jest tak kochany i miły, że każdy traktuje go, jak ojca. No i przede wszystkim idealnie naucza. Spod jego skrzydeł wychodziły same perełki, na przykład Johnny Depp, Angelina Jolie i Brad Pitt. Więc jeśli znajdujesz się w jego grupie to jesteś największą szczęściarą na świecie. Wszyscy zajęli swoje miejsca, ja zajęłam miejsce koło Coltona, mojego najlepszego przyjaciela, którego znam od urodzenia. Dosłownie. Nasze matki leżały na tej samej porodówce.
- Cześć Lils, wyglądasz zabójczo- puścił mi oczko, a ja tylko parsknęłam śmiechem.
- Ty też nie wyglądasz najgorzej- rzuciłam, a on tylko zrobił udawaną, smutną minę, jakby był wielce urażony.
- Auć to bolało- położył teatralnie dłoń na piersi, w miejscu gdzie znajduje się serce. Nie powiem, był z niego niezły aktorzyna.
- Słyszałem, że znowu spóźniłaś się do Hopkins- zaczął się ze mnie naśmiewać, a ja tylko wystawiłam mu język. Nawet nie chciałam wspomnieć dlaczego się spóźniłam....bo to w sumie najbardziej upokarzająca historia na świecie. Właściwie to zatkał mi się kibel i woda zaczynała wypływać na wierzch, więc musiałam zadzwonić po hydraulika no i na niego zaczekać. Ale nie powiem o tym Coltonowi. Pomyśli, że jestem jakimś ogrem, że zostawiłam w toalecie jakiś ogromny ładunek.
- Taaak. Zaspałam- to było najodpowiedniejsze kłamstwo. Mój przyjaciel od razu w to uwierzył, bo wiedział, jak uwielbiam spać.
- Kup sobie lepszy budzik- zasugerował i uszczypnął mnie w ramię.
- Haha, bardzo śmieszne- na moją twarz wkradł się grymas. Po chwili pożałowałam, że tak głośno się zaśmiałam, ponieważ pan Callum wpatrywał się we mnie lodowatym spojrzeniem.
- Przepraszam panie Callum- zwiesiłam głowę, a on tylko posłał mi krzepiący uśmiech. Tak łatwo było go udobruchać.
- Panno Collins. Myślę, że powinna pani się zająć, jakimś fajnym projektem- zaczął, a mi już zaczęły pocić się dłonie z nerwów- Pomyślałem sobie, że powinnaś znaleść jakiś fajny film, napisać do niego scenariusz, a potem przedstawić swoją sztukę w auli- powiedział na jednym tchu, całkowicie podekscytowany.
- Oczywiście też coś z tego będziesz miała. Postawię ci szóstkę na koniec semestru- uśmiechnął się złowieszczo. Idealnie wiedział, jak mnie przekonać. Dzięki tej szóstce dostanę stypendium, a potem ktoś może mnie zauważyć i zacznę cudowną karierę aktorki.
- Więc jak umowa stoi?- spytał, przyglądając mi się uważnie. Ja spojrzałam na Coltona w nadziei, że mi doradzi. On tylko wystawił kciuki w górę, co miało znaczyć, że mam się podjąć tego wyzwania.
- Stoi- uśmiechnęłam się zadowolona, a inni tylko popatrzyli na mnie z niezadowoleniem. Byli zazdrośni. Można było to wyczuć na kilometr. Nie obchodziło mnie ich zdanie, kompletnie.
- Ale jest jeden warunek- spojrzał nauczyciel w moją stronę. Eh, nieważne. Przecież to nie może być coś strasznego, jakoś przeżyje.
- Tak?
- Musisz pracować z Dylanem z drugiej grupy- jak usłyszałam to imię, coś zaczęło się we mnie gotować. Przecież Dylan to mój największy wróg, nienawidzę go. Poznałam go w wakacje, miesiąc przed rozpoczęciem semestru, od razu jak tu się przeprowadziłam. Mieszkam z nim w tym samym budynku, niestety. I co noc słyszę jęki sprowadzanych przez niego lasek, które jęczą jak jakieś krowy na pastwisku. Ale nie to jest straszne. Straszne jest to, że jest gburowatym durniem z zawyżonym ego i co chwilę do mnie podbija, myśląc, że ja mu ulegnę. Niedoczekanie. Nie mogę z nim pracować.
- Czy to jest konieczne, żebym z nim pracowała? - westchnęłam głośno z nadzieją, że może nauczyciel zmieni mi partnera.
- Tak. Albo pracujesz z nim, albo wcale.
I co ja mam teraz zrobić? Nie mogę zaprzepaścić mojej wielkiej szansy. Muszę ulec.
- No dobrze proszę Pana, ostatecznie mogę z nim pracować- mruknęłam wkurzona. Nauczyciel to zauważył, więc od razu powrócił do swoich poprzednich czynności, czyli do opowiadania o Starym kinie. Nuda. Colton również zauważył, że aż kipie złością, więc nawet nie próbował ze mną dyskutować.
- To jest jakaś porażka- mruknęłam, idąc korytarzem razem z Coltonem.
- Nie przejmuj się. Dasz radę. Odbębnisz to i będziesz miała spokój no i szóstkę- pogłaskał mnie po ramieniu.
- Niby tak, ale w międzyczasie będę musiała się z nim użerać.
- Z kim?- odezwała się nagle Megan, która niewiadomo skąd się tu znalazła.
- Z Dylanem- wysyczałam.
- A co z nim?- spytała zaciekawiona Ellie.
- Ona musi zrobić z nim projekt, żeby dostać szóstkę no i stypendium- wyręczył mnie przyjaciel.
- To niedobrze- stwierdziły zgodnie dziewczyny.
- Oj wiem.
Po wszystkich skończonych zajęciach, Colton odwiózł mnie do domu. Siedzieliśmy jeszcze przez chwilę w samochodzie, on natomiast położył swoją dłoń na moim kolanie.
- Nie martw się Lils. Wierzę w ciebie. Dasz sobie radę. Tylko nie daj mu się omotać- starał się dodać mi otuchy.
- Ja i omotać, jemu? - zaczęłam się głośno śmiać- nienawidzę tego dupka. Jedynie co mogę zrobić to go zabić- posłałam mu łobuzerski uśmieszek. Przyjaciel zaczął mi wtórować i na pożegnanie dał mi delikatnego całusa w policzek. Weszłam do swojego mieszkania, rzuciłam torbę w przedpokoju i zaczęłam się przebierać. Musiałam za niedługo zacząć swoją zmianę w Starbucksie. Pewnie zapytacie czemu tam pracuje...moi rodzice są strasznie nadziani, ale ja nie lubię, jak coś mi się podkłada pod nos. Wole sama na coś zapracować. Więc na swoje rachunki i życie zarabiam sama. Oni jedynie załatwili mi tę kawalerkę.
*
Gości dzisiaj było sporo. W deszczową pogodę z chęcią tu wchodzili i pili ciepłe napoje. Pracowałam tu jako kelnerka. Musiałam co chwilę biegać między stolikami, podawać zamówione rzeczy i sprzątać. Również musiałam się tu zawsze uśmiechać, nawet jak nie miałam humoru. Poszłam na chwilę na zaplecze, ponieważ szef kazał mi uzupełnić zapasy kawy. Gdy już wracałam, stanęłam, jak wryta. Do lokalu wszedł....Dylan z tym swoim wkurzającym uśmieszkiem. Lustrował mnie od góry do dołu, a potem zaśmiał się pod nosem. Usiadł przy jednym ze stolików i zawołał mnie. Podeszłam do stolika udając fałszywie miłą.
- Wow Collins. Jesteś świetną aktorką- zaczął ze mnie drwić.
- Dobra, mów co chcesz do picia i daj mi spokój- nalegałam.
- Latte machiatto. Przykro mi, ale nie dam ci tak szybko spokoju. Musimy omówić szczegóły naszej wspólnej pracy- posłał mi szelmowski uśmieszek i poruszał znacząco brwiami. Totalny idiota.
- Nie wiem czy zauważyłeś ale pracuję- powiedziałam, jak do kompletnego debila.
- Zauważyłem- puścił mi oczko- dlatego poczekam pół godziny, aż skończysz.
- Nie mam zamiaru z tobą gadać- rzuciłam oschle.
- Musisz, tego wymaga nasz nauczyciel- powiedział pewny siebie. Miał rację. Miał, Kurwa, całkowitą rację.
Faktycznie czekał na mnie aż do fajrantu, wyszłam z nim z lokalu na zimne, świeże powietrze. Byłam zmuszona wsiąść do jego samochodu i pojechać do domu. Nie miał jakiegoś byle jakiego samochodu. Miał bmw m3, które sprezentował mu jego ojciec. Żałosne. Przecież on nie mógłby się niczego dorobić. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, a potem on uraczył mnie tą swoją wkurzającą paplaniną.
- Więc Collins, kiedy się umówimy na seks, znaczy projekt? - jeśli on myślał, że to było śmieszne, to grubo się pomylił. Niestety nie jestem z tych lasek, które na niego lecą, no i jego auto.
- Jesteś żałosny- powiedziałam to z wielkim politowaniem.
- Oh, nie ukrywaj, że ci się podobam i chciałabyś ze mną wylądować w łóżku- po moim trupie, zadufany w sobie narcyzie.
- Czy ty na prawdę jesteś taki głupi czy takiego udajesz?- zapytałam całkowicie poważnie. Jemu natomiast mina trochę zrzedła i zamilkł.
- A jeśli chodzi o projekt- zaczęłam od niechcenia- przyjdź do mnie jutro po południu- uśmiechnęłam się zadziornie.
- A ty nie możesz do mnie?- zrobił zrezygnowaną minę. Pewnie chciał mnie zaliczyć na swoim gruncie. Ale nie ma takiej opcji, muszę zostać na swoim terytorium, żeby ten pacan nic mi nie zrobił- mieszkasz za ścianą idioto, co to za różnica- przewróciłam oczami, a on tylko zacisnął z nerwów szczękę.
- Dobra- przystał na moją propozycję i już po chwili byliśmy na klatce schodowej.
- Do jutra Collins- pożegnał się chłopak, wchodząc do wnętrza mieszkania.
- Ta, na razie- powiedziałam i zaczęłam przekręcać kluczem w zamku.
