Rozdział 10

18 1 0
                                    

Musiałam wyglądać na mocno oszołomioną, ponieważ gdy stanęliśmy ponownie przed jaskinią, sam książę podszedł, by zapytać, czy wszystko ze mną w porządku, po czym naskoczył na Crisa, że cokolwiek chciał mi powiedzieć, mogło zaczekać do momentu, aż opuścimy tę okolicę. Crisenth tylko przewrócił oczami jakby kompletnie go to nie ruszyło, ja zaś byłam przerażona.

Za dużo informacji na raz.

Bestia z gór jest... człowiekiem? Jak to w ogóle możliwe? I skoro tak, dlaczego nigdy nie ruszył na poszukiwanie córki? I jakim cudem przeżył tutaj sam przez tyle czasu, skoro według słów Crisa, nie tylko on się ukrywał w tych jaskiniach? Jak to możliwe, że nic go jeszcze nie zabiło? Czyżby był aż tak potężny?

- Na pewno dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś miała zaraz zwymiotować.

Rzuciłam Drissowi poirytowane spojrzenie.

- Doceniam troskę, Wasza Wysokość, ale naprawdę nic mi nie jest.

- Dobrze - uciął, dobywając miecza. W jego oczach zalśnił lód. - Jeśli chcesz wyjść żywa z tej jaskini, musisz być w swojej najlepszej formie. Wszyscy musimy.

Crisenth stanął przy mnie, z dłońmi opuszczonymi wzdłuż boków. Chciałam zrobić coś, żeby dodać mu otuchy, jednak sama potrzebowałam jej równie mocno. Miałam wrażenie, że oboje jesteśmy równie mocno przerażeni.

Poczułam czyjąś dłoń na plecach, a chwilę potem ciepły oddech połaskotał mnie w szyję.

- Będę tuż za tobą - szepnął Rassler, popychając mnie do przodu.

Już nie było odwrotu. Wyczułam jakąś zmianę w otaczających mnie strażnikach. Wszyscy wyglądali na bardziej spiętych, poważnych. Gotowych do walki - lub ucieczki. Książę upewnił się, że jego miecz jest w zasięgu ręki, Rassler zacisnął usta, a Cris przesunął wzrokiem po zebranych.

- Do zobaczenia po tamtej stronie - powiedział cicho, z drwiącym uśmieszkiem na wargach, po czym złapał mnie za rękę i wciągnął w mrok.

~*~

Bywałam już w ciemnych miejscach. Zwiedzałam stare grobowce, krypty cmentarne, zamkowe piwnice. Ale ciemność żadnego z nich nie mogła się równać z tą, w którą właśnie wkroczyłam. Mimo szeroko otwartych oczu, nie byłam w stanie zobaczyć kompletnie nic. Gdyby nie twarda skała, którą czułam pod stopami, mogłabym przysiąc, że unoszę się w czarnej pustce. Powietrze tu było chłodniejsze niż na zewnątrz i wiedziałam, że z czasem zrobi się jeszcze zimniej. Z oddali dobiegało wycie wiatru, wpadającego do jaskini przez skalne szczeliny, jednak na tyle ukryte, by nie przedostał się nimi żaden promień słońca. Nie miałam pojęcia, dokąd idę, ani tym bardziej skąd pozostali wiedzieli jak iść. Kto normalny potrafiłby znaleźć drogę w tych ciemnościach? Z ulgą nasłuchiwałam miarowych kroków żołnierzy za mną. Cris od czasu do czasu sprawdzał dłonią czy idę tuż za nim, a ja ochoczo chwytałam jego palce, w nadziei, że droga przestanie być tak przerażająca.

Coś przed nami stuknęło. Kilka odłamków skalnych potoczyło się po ścieżce, rozbrzmiewając echem po jaskini wokół nas. Wszyscy zamarli w bezruchu. Nie byliśmy tu sami. Gdzieś w moim sercu tliła się nadzieja, że może to jakiś gryzoń, a nie Bazyl poszukujący kolacji. Odczekaliśmy chwilę, po czym ruszyliśmy dalej.

Nagle kroki strażników umilkły.

Zatrzymałam się tak gwałtownie, że wpadłam na Crisa, który w sekundę zwrócił się w moją stronę.

- Co się stało? - szepnął.

- Twoi ludzie... zniknęli. Nie słyszę ich kroków.

Minęły trzy uderzenia serca, jakby nasłuchiwał.

Królestwo SerinuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz