Część I

88 5 0
                                    

Perspektywa Scarlett.
Kolejny dzień właśnie mijał w mojej stosunkowo nowej pracy. Była to praca w kuźni. Tylko żebyście mnie źle nie zrozumieli. To nie ja wykuwam miecze i inne rzeczy tylko sprzątam. Cóż nie jest to praca marzeń chodź o wiele lepsza niż kelnerka w którymś z tutejszych barów. Zaczynając tam prace trzeba liczyć się nie tylko ze sprzedawaniem oraz roznoszeniem trunków, napoi czy innych takich ale też z dwuznacznymi tekstami, spojrzeniami czy różnego typu klepnięciami. Dlatego już po pierwszych dwóch dniach wyleciałam, przez bardzo upojonego gostka który postanowił mnie klepnąć w pośladek, a ja rozpętałam tam powiedzmy małą awanurkę. Jednak że nie ma co rozdrapywać ran. Dostałam naprawdę fajną pracę w której muszę sprzątać co zaskakujące lubiłam to robić, a na pocieszenie nie przeglądało mi w tym grupki ludzi, ponieważ widywałam tylko dwie osoby. Pana gubernatora Swann lecz to była rzadkość i Willa Turnera z którym się przyjaźniłam oraz mieszkałam. Jakiś czas temu postanowiliśmy kupić dom bo bardziej się opłacało, oczywiście po połowie kwoty. Co jak co ale wynajmowanie mieszkania kosztowało sporo, a co zaskakujące lepiej było kupić dom, z tego powodu mieszkamy razem. Było on bardzo zakochany w Elizabeth, córce naszego szefa. Bardzo im kibicowałam lecz jej ojciec miał już na nią inne plany. Chciał ją wydać za komodora królewskiej marynarki wojennej Jamesa Norringtona. Co prawda nie miżna się do niego przyczepić, był on wysokim, przystojnym mężczyzną o naprawdę niesamowicie dobrym wychowaniu i oddaniu swojej pracy. Jednak było widać że kobieta nie oddawała tego samego uczucia, lecz można było na pierwszy rzut oka zauważyć to między Turnerem, a nią. Za to moją jedyną miłością było morze, które postanowiłam Jednak opuścić na jakiś czas.
Wstałam dzisiaj naprawdę wcześnie bo o 9:30 dla jednych to późno, a dla drugich wcześnie, ale jeśli chodzi się do pracy na między 18:00, a 20:00 to nie wstałam aż tak późno. Zazwyczaj kończę pracę około 2:00 może 3:00 w nocy, dużo osób pyta się mnie czy nie boję się iść sama o takich godzinach, a co zaskakujące ani trochę. Zbyt dużo przeżyłam by się bać ciemności. Dodatkowo mieszkałam 5 minut od kuźni więc nie było to wcale tak daleko jakby mogło się zdawać. Jednak dzisiaj miał być zdecydowanie inny ponieważ miałam dzisiaj brać udział w weselu mojej koleżanki. Więc odrazu po wstaniu poszłam zjeść i zaczęłam się ubierać. Jednak gdy ubrana juz sukienkę nagle do domu wbieg Will. Co zaskakujące miał być w pracy jeszcze 2 godziny.
- Porwali Elizabeth - spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Jak to porwali i kto - spytałam zaskoczona mężczyznę.
- Piraci - rzekł - Przypłynęli na 3 statkach - wyjaśnił mi.
- Kompania już popłynęła za nimi - spytałam mając na myśl kompanie marynarki.
- Tak na czele z Jamesem - odpowiedział.
- Dobra przedeszyskim nie panikuj, dają radę ją odzyskać, przecież się szkołą na takie sytuacje. Piraci pewnie będą chcieli okup żeby potem kupić rum, a Elizabeth wróci cała i zdrowa. Bądźmy szczerzy ale we dwóch nie damy rady jej odzyskać - odrzekłam mimo że zdawałam sobie sprawę że dałabym radę sama.
- Może masz racje - usiadł na krzesełku w jadalni.
- No wiesz niby masz większe doświadczenie ponieważ jesteś starszy ale musisz mi zaufać - próbowałam go uspokoić.
Zapadła po między nami cisza.
- Dobra czyli mam przekazać którejś z dziewczyn że nie idziemy - powiedziałam ale bardziej zabrzmiało to jak pytanie.
- Możesz pójść ale ja jednak zostanę - wytłumaczył.
- No coś Ty nie zostawię cię samego, muszę ci trochę humor poprawić, bo zaczniesz mieć jeszcze jakieś głupie pomysły - powiedziałam, nawiązując że Turner był by w stanie wskoczyć w łódkę i płynąć w poszukiwanie ukochanej.

Znikąd pojawiona // Jack Sparrow Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz