CHAPTER 2

209 15 3
                                    

Wyniszczasz mnie powoli niczym ten papieros trzymany w mojej ręce. Śmierć? W takim wypadku to błogosławieństwo. Warknęłam cicho i cisnęłam niedopałkiem w białe kafelki mojej łazienki. Zanurzyłam się cała w zimnej już wodzie i krzyknęłam. Bąbelki wypływały z moich ust, a ja łyknęłam dużą ilość wody. Wstałam gwałtownie dławiąc się i zastanawiając co ja jeszcze robię z moim życiem. Wszystko było bezsensu. Nie widzę powodu dla którego miałbyś przestać się do mnie odzywać, więc o co chodzi? Jest to pytanie na które odpowiedzi nigdy nie dostane. Zrezygnowana wyszłam z wanny i otarłam dokładnie moje blade ciało ręcznikiem po czym podeszłam do lustra i to co zobaczyłam przyprawiło mnie o dreszcze. Widziałam zmasakrowaną dziewczynę - wyniszczona i zmęczoną, mająca dość ciągłego wyczekiwania. Wyczekiwania aż w końcu ją zauważysz. Wystarczy jeden mały gest. Jeden znak na to, że mogę działać dalej. Ale nic, tylko cisza. Głucha cisza zamierająca w moim życiu. Wszystko stoi - nie uczę się, matka mnie nienawidzi, ojciec umarł, nie mam przyjaciół, posiadam nadzieje. Wciąż twierdze, że coś może ulec zmianie. Złudne przemyślenia masz Holly. Usta mojego odbicia lustrzanego utworzyły się w gorzki uśmiech. Ta dziewczyna to nie ja, ja nie istnieje, ponieważ mnie bez Ciebie nie ma. Westchnęłam głęboko i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Gdy przekroczyłam próg łazienki za którym znajdowała się moja sypialnia owiał mnie zimny wiatr. Jak zwykle balkon był otwarty na oścież. Ubrałam na szybko przydużą koszulkę z kosmitami, szare spodenki dresowe i wyszłam na taras. Usiadłam na parapecie i spojrzałam w niebo. Widziałam czysty błękit pełen białych punkcików i jednego wybijającego się ponad wszystko ogromnego okręgu. Świeciło niezwykłym blaskiem, jak Ty. Jesteś dla mnie niczym księżyc. Rozświetlasz moją drogę, posiadasz w swoich oczach coś tajemniczego i niezidentyfikowanego. Gdy w końcu na Tobie wyląduje nie będę wiedzieć po czym stąpam. W każdym momencie mogę spaść, ale również mogę postawić moja flagę i oznajmić, że podbiłam księżyc. Te wszystkie małe gwiazdki wokół Ciebie to ludzie. Nic kompletnie dla mnie nie znaczące osoby. Nie mam dla kogo żyć, bo jesteś tym jedynym. To Ty pierwszy odezwałeś się do mnie. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Podszedłeś do mnie i zajrzałeś za moje ramię. Siedziałam wtedy w parku rysując to co znajdowało się przede mną. Niestety na moim obrazie wyglądało to koszmarnie. Jezioro przypominało bagna - wszystko zawdzięczam kompletnemu braku weny i talentu. Zawsze sądziłam że malowanie potrafi odgonić od siebie złe myśli, pomaga się uwolnić. Niestety nie miałam do tego wprawy i wszystkie moje prace wyglądały jakby były namalowane przez przedszkolaka. Lecz Ty stwierdziłeś, że widzisz w tym potencjał i dałeś mi parę wskazówek. Siedziałeś tam ze mną parę godzin i doradzałeś jak to powinno wyglądać. Od tamtego momentu minął rok. Ja w końcu nauczyłam się rysować, a Ty przestałeś się do mnie odzywać. Tak jakby coś za coś. Wcześniej brak umiejętności ale posiadanie Ciebie obok mnie, a teraz wprawa w placach plastycznych i życie bez Ciebie. Wolałam opcję numer jeden. Może powinnam narysować Cię na całej ścianie. Tak, najwidoczniej umiem tylko to. Moje rozmyślania przerwał dzwonek telefonu informujący o nowej wiadomości. Jest to dziwne bo nigdy nikt do mnie nie pisze. Może oprócz mojego przyjaciela, z którym pokłóciłam się kilka miesięcy temu. Także to również graniczyło z cudem . Leniwie wstałam i położyłam się na łóżko. Wziełam telefon do ręki i odblokowałam ekran. W moich oczach stanęły łzy, moje ciało pokryła gęsia skórka, a ja dostałam niekontrolowanych dreszczy. Mój umysł i serce krzyczały równocześnie. TY.

Hope. /wolno pisane\Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz