CHAPTER ONE

411 26 1
                                    

Stałam tak opierając się o zimna, szkolna ścianę. Wcale nie szukałam Cię w tłumie wypatrując Twoich charakterystycznych butów. Powiedziałeś, że mam być detektywem to jestem. Chodzimy do jednej szkoły więc to chyba normalne, że widujemy się na korytarzach. Jednakże czemu tylko ja Cię dostrzegam? Czyżby jakaś magiczna siła odebrała Ci możliwość spoglądania na mnie? Aczkolwiek może to ja zlewam się z otoczeniem i trudno mnie dostrzec. Niczym myśliwy, który poluje na zwierzę. Moim zwierzęciem jesteś Ty. Niczym płochliwy jeleń, zajmujesz się tylko sobą. Pamiętaj o tym, że nie zrezygnuję. Na korytarzu rozległ się dźwięk dzwonka, oderwałam się od ściany by znowu wolno dojść na lekcje angielskiego.Niby moja ulubiona lekcja, ale w tamtym momencie kompletnie mnie nie ekscytowała. Siedziałam w drugiej ławce pod oknem. Znudzona, bacznie przyglądałam się mojemu telefonowi. Mimo że wiedziałam iż nie napiszesz wciąż miałam nadzieje, tą żmudną nadzieje, że jednak coś się zmieni. Nie zmieniło. Przez cały angielski, a nawet resztę lekcji nie mogłam się skupić myśląc o Tobie. To jest chore jak uzależniający jesteś. Ponownie rozbrzmiał dzwonek informujący że lekcja dobiegła końca. Spakowałam ociężale swoje rzeczy i suwając czarnymi creepersami po podłodze udałam się do wyjścia. -Holly, mogłabyś przestać?!- usłyszałam. Spojrzałam na koleżankę z klasy, nie nawet nie koleżankę. Na dziewczynę z mojej klasy. Nie mogłam jej nazwać koleżanką, znajomą, a tym bardziej przyjaciółką. Była dla mnie nikim. Jak w prawdzie wszyscy w tej klasie, a omalże nie szkole. Nikt mnie nie lubił, ja nie lubiłam nikogo. Sprawiedliwy układ.

Miałam na sobie czarne rurki, koszulkę Nirvany, białą gruba bluzę i tattoo choker. Dodając do tego wszystkiego moje proste, śnieżnobiałe włosy za ramiona wyglądałam dziwnie. Podobno wyglądałam jak ćpunka. Nic bardziej mylnego. Papierosy to podobno też narkotyki. Byłam niczym children of the bad revolution. W całej szkole była tylko jedna osoba na której mi zależało i to byłeś Ty. Dalej suwając creepersami szłam w kierunku sali, gdzie miałam następna lekcje: historie. Ty miałeś koło mnie wos. Nawet nie wiesz jaka szczęśliwa byłam, że mogę na Ciebie spojrzeć. Jak się okazało minęliśmy się w przejściu. Spojrzałeś się w moje niebieskie oczy i powiedziałeś „hej" odpowiedziałam niewzruszenie „cześć". Nie wyobrażasz sobie jak trudno było mi się powstrzymać żeby nie rzucić torby i nie zacząć tańczyć. Liczyliśmy się tylko my. Hej, czy to zdanie czasem nie powinno się znaleźć na końcu powieści romantycznej? W mojej historii nie ma miejsca na momenty szczęscia.

Hope. /wolno pisane\Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz