Rozdział 2

179 24 9
                                    

Melanie

Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo brakowało mi tego miejsca. Z winnicą cioci wiąże się tyle wspaniałych wspomnień, do których z chęcią bym teraz wróciła. Na każdym kroku przypominam sobie coraz to nowsze sytuacje. Moim ulubionym jest te, w którym albo z moim bratem, albo z którymś z rodzeństwa Rossi ganialiśmy się między budynkami, grając w chowanego. Albo jeszcze to jak szpiegowaliśmy wujka, chowając się między kolejnymi rzędami winorośli.

To były piękne czasy, które niestety już nie powrócą.

– Kupa wspomnień, no nie? – Adela szturchnęła mnie łokciem, gdy tylko wysiadła z auta.

– Oj tak. Pamiętasz zabawę w ganianego? Marco przywalił głową w tamten słup – parsknęłam, wskazując na betonowy blok podtrzymujący zadaszenie jednego z budynków roboczych. – Tak biedy chciał uciec przed Tonym, że ciągle oglądał się za siebie.

– O Boże, pamiętam – zaśmiała się. – Chodził później z wielką śliwą na czole. A gdy przyjechał tato, to zakrywał się słomianym kapeluszem, który...

– Który ukradł stajennemu – dokończyłam za nią.

Obie zanosiłyśmy się śmiechem do tego stopnia, że o mało nie wywróciłyśmy się na schodach do domu. Ciocia posłała nam jedno ze swoich słynnych karcących spojrzeń, rozśmieszając nas jeszcze bardziej. Dobrze wiedzieć, że przynajmniej tutaj czas stanął w miejscu.

– One tak zawsze? – kątem oka zobaczyłam, jak Alberto wnosi nasze bagaże, w sumie to walizki Adeli. Zaczepiał właśnie ciocię, myśląc, że jesteśmy zbyt zajęte sobą.

– Oj kochany. Te dwie oddzielnie są niebezpieczne. Ale jak połączą siły... Przynajmniej jako dzieci potrafiły roznieść ten dom w drobny mak – poklepała go po ramieniu, w geście okazującym współczucie. – Będziesz miał ręce pełne roboty.

Biedny Alberto musiał znosić wybuchowe połączenie, jakie stanowiłam z kuzynką. Jednak czego się nie zrobi dla miłości życia, co? Już moja w tym głowa, by dowiedzieć się jakie nastroje panują między tą dwójką.

– Musisz mi chyba o czymś opowiedzieć, co?

Zagadnęłam Adelaide, gdy zaczęłyśmy wchodzić po schodach do naszych starych pokoi. Ciocia stwierdziła, że idealnym pomysłem będzie przydzielenie mi pokoju gościnnego, który zajmowałam za każdym razem, gdy tutaj nocowałam.

– I vice versa. Możesz zostawić moje torby przed drzwiami. Poradzimy sobie – nawet nie spojrzała na Alberto, tylko od razu wciągnęła mnie do swojego pokoju. – Ale najpierw zakupy. Nie masz zbyt wiele ciuchów, a moje na ciebie nie pasują. Chyba że chcesz chodzić w spodniach mamy.

– Tych zielonych? W życiu – parsknęłam. Ciocia gdy przebywa w winnicy, zmienia się z eleganckiej włoskiej damy w kobietę jeżdżącą konno bez siodła w starych podartych spodniach.

– Tak myślałam. Jeśli uda nam się jeszcze dzisiaj wszystko zamówić, pewnie pojutrze już u nas będą.

Adela usiadła na swoim łóżku z laptopem na kolanach i zaczęła otwierać kolejne strony sklepów odzieżowych. Pokazywała mi coraz to nowsze kolekcje jakichś markowych ciuchów, a ja za każdym razem kręciłam nosem. Nie, żeby mi się nie podobały. Były bardzo ładne i minimalistyczne, jednak mój okrojony budżet nie pozwalał mi na zbyt duże szaleństwo.

– Mel! – Adela szturchnęła mnie łokciem. – Serio nic ci się nie podoba?

Jej zawiedziony głos dobijał mnie tylko jeszcze bardziej. Nie chciałam sprawiać jej przykrości, jednak ciężko było mi się przyznać, że nie do końca dobrze powodziło mi się w życiu, od kiedy zdecydowałam się na wyprowadzkę z domu.

– Słuchaj, nie potrzebuję jakichś super ciuchów – machnęłam ręką.

– Czy ty serio myślałaś... Boże, kochana – przytuliła mnie jednym ramieniem. – Nawet mi się nie waż za to płacić. Marco zostawił nam swoją kartę debetową. Jesteś naszym gościem, członkiem rodziny. Nawet bym się na to nie zgodziła. Wiesz co, podaj mi tylko swój rozmiar. Sama ci pozamawiam ubrania, to nie będziesz wiedziała, ile na nie wydam.

Adela zaskakiwała mnie od kiedy sięgam pamięcią. Od małego miała po tysiąc myśli na minutę i była człowiekiem bardziej czynu niż myśli. Dlatego mimo odmiennych charakterów dogadywałyśmy się wręcz świetnie, a różnica jednego roku wręcz się zacierała.

– Powiedz mi lepiej, jak...

– Jak do tego doszło, że koniec końców znalazłam się tutaj? Myślę, że ciocia też powinna być obecna przy tej rozmowie. Nie wiem, czy będę w stanie powtórzyć to kolejny raz – z nerwów zaczęłam skubać skórkę przy kciuku.

– A jesteś gotowa o tym mówić? – Adelaide była zaniepokojona, co rzadko jej się zdarzało, przynajmniej kiedyś. – Bo wiesz, nie naciskam, tylko im szybciej to z siebie wyrzucisz, tym szybciej uda ci się ruszyć dalej. Mówię to z własnego doświadczenia – spuściła głowę.

– Słyszałam, że... – zaczęłam, chociaż wiedziałam, że temat jej narzeczonego jest równie drażliwy co dla mnie temat San Diego i Juana.

– Tristan zmarł? Tak. Trzy lata temu napadnięto magazyn, w którym akurat się znajdował. Marco nie chciał mi powiedzieć, kto był za to odpowiedzialny, ale liczę, że dosięgnie go odpowiednia kara. Kochałam go, znaliśmy się od dziecka...

– Pamiętam – przytaknęłam.

Rzeczywiście kilka razy udało mi się go spotkać, chociaż wolał spędzać czas z moim bratem i Marco.

– Kiedy w końcu się zaręczyliśmy, po tylu latach wzajemnego podkochiwania się w sobie myślałam, że... Sama nie wiem, co myślałam, byłam po prostu szczęśliwa. Potem on zginął, zaledwie tydzień po ogłoszeniu daty naszego ślubu. Nie było szans, by go uratować, dostał kulkę prosto w głowę. Jako zastępca Marco, był dość cenną osobą i wartościowym celem. Po pogrzebie chciałam nawet wstąpić do zakonu... Nie umiałam odnaleźć się w domu, nic mnie już nie cieszyło. Podczas terapii uświadomiłam sobie wiele rzeczy, mimo to gdzieś we mnie dalej jest ten smutek i żal.

Adela siedziała ze spuszczoną głową i podciągniętymi pod brodę kolanami. Nie wiedziałam, jak mam zareagować na jej słowa.

– Bardzo mi przykro. Nawet nie wiedziałam...

– Daj spokój. Już i tak jest lepiej. Minęły trzy lata, a ja jakoś stanęłam na nogi. Marco nie naciska na ślub, chociaż bardzo chce zapewnić mi przyszłość. Mama też jest wyrozumiała, mimo tego jak bardzo by nie chciała mnie zeswatać.

Moja mina musiała być wystarczająca, bo Adela zaśmiała się, po czym poklepała mnie po kolanie.

– Nie musisz udawać. Dobrze wiem, o co ich chodzi i dlaczego wysłali z nami Alberto, a nie pierwszego lepszego ochroniarza. 

Serce Kobiety- Dodatek II do Serii Siła KobietOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz