Przerażająca siła

58 7 0
                                    

Był już wczesny ranek, gdy Corazon poszedł zapażyć sobie herbatę, jak to miał w zwyczaju robić. Choć ten dzień z początku nie zapowiadał się na szczególnie zły, to głosy jakie dobiegły go z dołu, szybko zgasiły cały entuzjazm.

- Rozpoczniemy dzisiaj rekrutację nowych osób. Zadbaj o to, aby byli to sami uzdolnieni ludzie.

- A jakieś ograniczenia?

- Bez żadnych ograniczeń. Mogą być to starcy, dzieci, chorzy i niepełnosprawni. Jedynym ograniczeniem jest wysoka użyteczność.

- Zrozumiano. - Jeden z ludzi wyszedł za drzwi, a Corazon zszedł spokojnym krokiem na dół, gdzie tak, jak się spodziewał, zastał swojego brata. Doflamingo obrócił się w jego stronę.

- Nie zdziw się, jeśli zobaczysz dzisiaj w bazie nowe twarze. - Poinformował go, na co Cora kiwnął tylko głową.
Nie chciał tu nowych ludzi, którzy również zostaną wplątani w szaleństwo swojego brata.
Tak, jak początkowo zamierzał, udał się do kuchni, gdzie wstawił do zagotowania wodę. Tymczasem jego brat nałożył płaszcz i zaczął zbierać się do wyjścia. Młodszy szybko domyślił się, że jak zwykle z rana rusza na trening, aby podnieść swoje umiejętności z zakresu posługiwania się swoją mocą, którą zyskał po skosztowaniu diabelskiego owocu. Zaciekawiła go ona na tyle, że szybko wyjął z wewnątrznej kieszeni kartkę oraz długopis i napisał na niej "czy mogę iść z tobą?".

- Nie mam nic przeciwko. - Odparł Doflamingo, po czym wyszedł na zewnątrz. Corazon popędził za nim kompletnie zapominając o tym, że zostawił czajnik na ogniu. Jedną z jego najbardziej rozpoznawalnych cech była właśnie niezdarność. Potrafił wywalić się na prostej drodze, lub wzniecić pożar podczas palenia papierosa, co często przysparzało problemów innym członkom rodziny Donquixote.
Bracia przeszli ledwo trzy kilometry i już byli na miejscu w bardziej zniszczonej części miasta, w którym aktualnie przebywali. Doflamingo uznał te miejsce za idealnie do ćwiczeń między innymi ze względu na to, że nie musi się obawiać o świadków, którzy poznaliby jego moc. Tutaj może wykorzystać cały swój potencjał podczas, gdy jego brat nie myślał o niczym innym, jak o zdobyciu informacji dotyczących tej umiejętności, które natychmiast przekazałby marynarce.

- Ostatnio pracuję nad czymś nowym. - Starszy z braci zdjął rękawiczkę.

Corazon wiedział, jaką moc posiada i jak wiele może mieć ona zastosowań. Doflamingo miał umiejętność panowania nad nićmi. W walce była ona bezcenna, ponieważ mógł kontrolować ich grubość, długość, wytrzymałość i nie tylko. Tak oto mógł stworzyć trudne do dostrzeżenia pociski, zastawiać pułapki i kto wie co jeszcze. Rosinante bał się tej mocy. Bał się, że jeśli kiedyś jego brat wpadnie w szał, ucierpi na tym wiele niewinnych osób, a on będzie bezsilny. Zawiedzie jako podpółkownik mający za zadanie chronić. Zacisnął tylko pięści, gdy Doflamingo obrał sobie za cel pobliski, zniszczony mur, w który cisnął kilka nici starając się sprawić, aby były wystarczająco twarde do pokonania przeszkody. Corazon nie zdziwił się, gdy udało mu się za pierwszym razem. Odkąd pamiętał, starszy we wszystkim był od niego lepszy i jakimś trafem sukces sam do niego lgnął. Oczywiście tym razem nie mogło być inaczej. Jednak podobną sztuczkę już wcześniej widział, a Doflamingo wspomniał, że uczy się czegoś nowego. Przyglądał mu się więc dalej, gdy ten manewrował nićmi. Oczy Corazona niemal nie wyszły z orbit, gdy zobaczył, jak spod kilku złączonych nici lecą iskry i zaczyna trawić je ogień. Nie miał przecież zdolności panowania nad ogniem, więc skąd on się tam wziął?

- To wszystko zasługa tarcia. - Wyjaśnił mu Doflamingo widząc jego minę wyrażającą otępiałość. - Gdy wystarczająco szybko pocieram ze sobą kilka nici, skutkiem ubocznym jest ogień.

No tak. Jak Corazon mógłby zapomnieć o jego pomysłowości. Wyciągał z kieszeni papierosa, zapalił go i po chwili ogniem zajął się też jego płaszcz, lecz ten nawet nie zdał sobie z tego sprawy, do póki nie poczuł palącego gorąca. Przeturlał się kilka razy po ziemi, na co Doflamingo przejechał sobie ręką po twarzy. Gdy już udało mu się uratować swoją część garderoby, otrzepał się zupełnie, jakby była to dla niego codzienność i poszedł na spacer wgłąb ruin. Pomimo, że spędził ze swoim bratem ledwo godzinę, już miał go dość. Gdy wystarczająco się oddalił, usiadł na większym kawałku gruzu i kończył palić. Zastanawiało go, jak długo potrwa jeszcze ta misja. Zapewne, do póki Doflamingo nie kopnie w kalendarz, bo szczerze wątpił, że zrezygnowałby teraz z życia, które prowadzi.

Ptasia klatkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz