Stephan Leyhe x Andreas Wellinger ft. Richard Freitag

66 5 0
                                    

Seria pierwsza właśnie się zakończyła. Na czele stawki stał ponownie Ryoyu Kobayashi ze świetnymi widokami na wygranie swojego Złotego Orła. Andreas deptał mu po piętach i właśnie te zawody miały rozstrzygnąć o tym, kto go zgarnie. Stephan, wiadomo, kibicował swojemu chłopakowi, któremu obecny sezon służył. I to bardzo. Brunet cieszył się z tego odrodzenia blondyna, któremu ostatnio zbytnio nie dopisywało szczęście: jak nie zerwane ścięgno, to uszkodzona ręka, a na sam koniec trener go dobił, odsyłając do FIS Cupu razem z Richardem. Dobrze pamiętał frustrację Wellingera, któremu praktycznie nic nie wychodziło. I sami również byli na krawędzi zerwania, lecz przetrwali. Brunet kończył się przebierać w kurtkę i spodnie, gdyż jego przygoda z dzisiejszymi zawodami się już zakończyła. Trwała przerwa, po której miała nastąpić seria druga. Niemiec planował pozostać na skoczni, by jako pierwszy pogratulować ukochanemu świetnego wyniku. Gdy tak rozmyślał o planach na przyszłość, kątem oka dostrzegł znajomą postać. Gwałtownie się obrócił i zobaczył dawno niewidzianego Richarda Freitaga. Były skoczek również go dostrzegł i z ogromnym uśmiechem na twarzy podbiegł do Stephana, zgniatając go w niedźwiedzim uścisku.

- Stephan! Kupę lat! Dawno cię nie widziałem! - zawołał podekscytowany Freitag, w końcu puszczając kumpla i odsuwając go na długość ramion. - Nie no, wyprzystojniałeś jeszcze bardziej. Andi to szczęściarz. - Stephan na te słowa wywrócił oczami, lecz na ustach gościł znany wszystkim fanom skoków uśmiech.

- Nie przesadzaj. Wyglądam tak samo jak ostatnio się widzieliśmy. - odpowiedział ze skromnością, chowając ręce w kieszenie kurtki.

- Oj, już nie bądź taki skromny. Związek ci służy. - Richi szturchnął go, puszczając oczko. „Nic się nie zmienił" – pomyślał Stephan, patrząc na dawnego kolegę z drużyny. Z charakteru Freitag wciąż był taki sam, czyli dowcipny, wesoły, przyjacielski. Czasami brakowało takiego kogoś w obecnym składzie. Leyhe niemal się skrzywił na samą myśl o grobowej atmosferze, która często panowała w drużynie. No, ale tak to jest jak się ma zamkniętego w sobie Piusa Paschke, czy burkliwego Geigera w teamie. Nie było nikogo, kto by rozluźnił atmosferę tak jak niegdyś robił to Richard. Zostawał Andreas, ale i jemu często zdarzały się złe dni. Wszyscy się z wiekiem zmieniali i Stephan musiał nauczyć się z tym żyć.

Dlaczego nikt nie wynalazł maszyny czasu? Mógłbym przenieść się w czasie i trafić na moment, gdy naszą drużynę na serio mogłem nazwać moją drugą rodziną.

Leyhe przygryzł wargę, wpatrując się w wesołe oczy niegdysiejszego kompana do picia i zabaw.

- Co jest, Leyhe? Znów masz minę jak kot srający na pustyni.

- Myślę o tym jak kiedyś było. Kiedy serio nasza drużyna trzymała się blisko. Gdy się poznałem z Andreasem i zostaliśmy parą. - wyznał Stephan, nerwowo bawiąc się zamkiem od kurtki. Spojrzenie Freitaga złagodniało i teraz wpatrywał się w mężczyznę ze współczuciem. Sam również miewał takie myśli o czasach, gdy wszystko było prostsze.

- Nie tylko ty. Wiesz, często mi brakuje tej adrenaliny, tego chaosu na lotniskach, tych wyjazdów na obozy, zawody. I naszej małej rodzinki. - tu zaśmiał się i odchylił głowę do tyłu, wpatrując się w zachmurzone niebo zaszklonymi oczami.

- A co u Markusa? Odkąd trener przeniósł go do kontynentala, to przestał się odzywać. - zagaił Stephan, przerywając chwilową ciszę między nimi. Z ust Richarda wydobyło się ciężkie westchnięcie.

- Sam chciałbym wiedzieć co u niego we łbie się dzieje. Jest ciężko, nie będę ci kłamać. - poprawił czapkę na głowie, po czym kontynuował: - Przestaliśmy ze sobą rozmawiać. A jak już zaczynam temat Horngachera to odpala się w kilka sekund i mamy ciche dni przez to. Horngacher jest ciężkim człowiekem do współpracy i Markus powinien już to wiedzieć, a zachowuje się jak dziecko, któremu się odebrało zabawkę. Ja przechodziłem przez to samo. Dobrze wiesz, że chciałem go ukatrupić. Ale z czasem doszło do mnie, że on chciał dla mnie jak najlepiej. Byłem obciążeniem dla drużyny, dlatego się mnie pozbył. Ja i Markus jesteśmy charakterni, ale to on potrafi być uparty jak osioł i zawzięty. Kiedyś to w nim kochałem, ale teraz to sam nie wiem...

oddawaj moje narty! | skoczne one shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz