🪔six🪔

81 9 75
                                    

Mike od kilkudziesięciu minut siedział i czekał przed klasom na swojego przyjaciela.
Trochę się niepokoił, bo szatyn nigdy się nie spóźniał.
Może się rozchorował przez ten spacer lub jego ojciec go nakrył i ma przechlapane?
Nie tak nie można myśleć.
Rozglądał się po opustoszałym korytarzu nerwowo tupiąc nogą.
Był już spóźniony na lekcje więc stwierdził, że idzie zobaczyć co z Will'em.
Zaczął poruszać się w stronę drzwi wyjściowych, gdy nagle zza rogu wyłoniła się pani Julliane, czyli szkolna pani woźna.
- Wheeler a ty gdzie się wybierasz? - zapytała swoim starym zachrypniętym głosem.
- zapomniałem projektu i siostra mi przywiozła więc po niego idę -  odpowiedział pierwszym lepszym kłastwem po czym pożegnał kobiete i jak poparzony wybiegł ze szkoły.

Przestał biec jak był już wystarczająco daleko od budynku by nikt go nie zobaczył. Na chwilę się zatrzymał i oparł dłonie o swoje kolana starając pozbyć się zadyszki.
Gdy oddech mu się unormował zaczął podążać chodnikiem w kierunku posiadłości Byers'ów.
Szedł spokojnie rozglądając się dookoła mimo, że wszystko zna już na pamięć i tak lubi sobie popatrzeć.
Wysuszone liście kruszyły się pod podeszwami jego converse'ów, od dzieciństwa lubił to robić.
Ten dzwiek go jakoś relaksował, dlatego zdeptywał każdego pokolei.
Gdy już był na tyle blisko, że widział dom młodego Byers'a mimowolnie się uśmiechnął i zmierzał w jego stronę, lecz nie do drzwi, a do okna pokoju szatyna.

Jego wzrost pozwalał mu na to by stanac na palcach i widzieć pokój szatyna.
Gdy już miał pukać w szybę do pokoju wszedł chłopak z kubkiem zapewnie herbaty lub kakaa.
Postawił naczynie na biurku, a to, że stało przy oknie umożliwiało mu zobaczenie przyjaciela i zawał na miejscu.
Szatyn w zaskoczeniu odskoczył wywracając się na twardą podłogę.
Wydał z siebie jęk bólu po czym z niemrawą miną podszedł i otworzył okno.
- jesteś normalny człowieku? - zapytał tak jakby nie znał odpowiedzi na to pytanie, kiedy czarnowłosy wspinał się do jego pokoju.
- oczywiście że nie - odpowiedział mu złośliwym usmiechem po czym zamknął szybę chroniąc osoby w pomieszczeniu przez zimnymi wiatrami. 
Szatyn na ta odpowiedź przewrócił rękami zarzucając ręce na klatkę piersiową.
- dlaczego twe nogi cię tu przyniosły? - zapytał, po czym odwracając się kichnął w rękach swojej za dużej na siebie piżamy.
- na zdrowie, nie było cię w szkole więc przyszedłem zobaczyć czy wszytsko w porządku - odpowiada zatroskanym głosem i opiera się o biurko.
- jak romantycznie ty mój dżentelmenie - powiedział ironicznie szatyn, przez co czarnowłosy udał obrażoną minę.
- Nie no tak serio tylko po to wziąłeś z lekcji? - dodał.
- No tak, martwiłem się bo no wiesz - odpowiedział lekko zawstydzony i zaczął bawić się rękawem swojej kurtki.

- Oj już się nie tak nie dąsaj, lekko się przeziębiłem tylko - powiedział I podszedł bliżej niego po czym go lekko szturchnął ramieniem.
Na policzkach Mike'a pojawiły się lekkie wypieki, a kącik jego ust uniósł się ku górze, co uszczęśliwiło Will'a.
Czarnowłosy zaczął zściagać z siebie kurtkę, a potem buty co zdziwiło szatyna.
- a ty co? - zapytał.
- No jak to co zostaję tu żeby spędzić z tobą czas, i tak nie opłaca mi się wracać do szkoły. U Julliane znowu zrobiłem z siebie wroga - zasmiał się i usiadł na łóżko.
- a myślałem, że będę miał chociaż jeden dzień spokoju od ciebie. No cóż marzenia się jednak nie spełniają - odpowiedział złośliwie i wzial łyka rumianku, po którym się skrzywił.
- aha? Więc ja przemierzam tyle mil, a ty mówisz że nie chcesz widzoec tej pięknej twarzyczki? - oburzył się Wheeler.
- bingo - odpowiedział z szczerym śmiechem.
- żałosne, totalnie żałosne - obraził się czarnowłosy.

- No a wiec co wymyśliłeś? - zapytał odstwiając kubek na biurko.
- w naszym duecie to ty jesteś od mózgowania - odpowiedział rozkładajac sie na łozku.
- gdyby nie to że jakiś typiarz mi tu wbił nieproszony to bym sobie porysował, ale sytuacje sie pokomplikowały wiec rusz tym pustym łbem i cos wymyśl - powiedział twardszym głosem niż zamierzał.
- agresywnie - skwitował.
- ja ci zaraz dam agresywnie - odpowiedział.
- dobra mma pomysł - powiedział.
- jesli chciales porysowac to porysujemy - dodał i zaczął podchodzić do biurka, lecz chcac otworzyć szufladę z przyborami do rysowania dostał po łapqch.
- ała! A to za co przepraszam bardzo? - zapytał z wyrzutami.
- mozesz dotykac wszystkiego w tym pokoju, ale ołowki i szkicowniki są jak moje dzieci - odpowiedział poważnie, na co w odpowiedzi dostał jedynie szczery głośny smiech, na co popatrzał sie na niego z wyrazem twarzy mowiacym ,,serio?,,.
- zaraz każe ci spieprzać z mojego domu - odpowiedziaz chytrym uśmieszkiem.
-no jeju dobra, a pokazesz mi jakies rysunki? Obiecuje nie bede tykac ich - przysiągł i spijzral na niego błagalnymi oczami.
- no dobra - powiedziai przewrócił oczami.
Otworzył górna szufladę biurka i rozejrzal sie za szkicownikiem.
Chciał wziąć swój ulubiony z czarna oprawą, lecz były tak rysunki, ktorych nie mógł mu pokazać, wiec wział pierwszy lepszy z góry.
Juz z nim reakach podszedł do łozka i gestem ręki pokazał przyjacielowi, żeby ten usiadł obok.

Bad Day with you is Good Day ~BylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz