❀ Three - Letters of hope ❀

298 53 35
                                    

Harry niewiele spał przez ostatnie dwie noce. Albo próbował rozpracować zagadkę tajemniczych białych róż albo przyświecał sobie różdżką pod kołdrą i śledził na mapie Huncwotów kroki Draco Malfoya. Ten jednak jak na złość, niewinnie spędzał czas z przyjaciółmi w pokoju wspólnym Slytherinu, siedział w swojej sypialni albo przemierzał te same ścieżki na wieczornych patrolach prefektów. Nie zrobił jeszcze nic podejrzanego albo odbiegającego od normy, a Harry był tak zmęczony nieustanną czujnością, że usypiał właśnie nad swoimi tostami.

— Hogwart do Harry'ego Pottera — powiedział nagle jakiś głos z oddali.

Harry nieprzytomnie zamrugał zmęczonymi, suchymi oczami, a później zajęło mu chwilę, by wrócić do rzeczywistości. Ron siedział naprzeciw i patrzył na niego podejrzliwie.

— Wyglądasz jak profesor Lupin przed pełnią — skwitował jego przyjaciel, a później nalał mu do kubka ciepłej, parującej jeszcze kawy.

Harry uśmiechnął się niewyraźnie na to jakże trafne porównanie.

— Ostatnio się nie wysypiam — mruknął i pociągnął spory łyk zbyt gorącego, gorzkiego naparu. Ten sparzył go w język i od razu delikatnie obudził.

— Wiem. Całe noce świecisz różdżką — odparł Ron. Rozmowa nie przeszkadzała mu w kompletowaniu dość sporego śniadania: tostów z masłem, frankfurterek, jajek sadzonych i fasolki w sosie pomidorowym.

— Przepraszam. — Speszył się Harry. Nie był świadomy, że jego bezsenność przeszkadzała też jego współlokatorom.

— Wiesz, że ja jak zasnę, to w sen zimowy. Ale Neville mi się skarżył, gdy byłeś dziś w łazience.

Harry zarumienił się delikatnie.

— Więcej nie będę — obiecał.

Ron już go nie słuchał, zajęty pałaszowaniem swojego śniadania. Harry też zabrał się za niemrawe przygryzanie swoich tostów z szynką i popijanie gorącej kawy. Jego wzrok odruchowo powiódł po całej wielkiej sali i zatrzymał się na stole Slytherinu.

Draco Malfoy równie niemrawo mieszał łyżką swoje płatki z mlekiem. Uwieszona u jego boku Pansy Parkinson opowiadała mu coś na ucho przyciszonym głosem. Malfoy nie sprawiał jednak wrażenia, jakby jej słuchał. Patrzył przed siebie niewidzącym, znudzonym wzrokiem. Harry po raz pierwszy poczuł, że się z nim utożsamiał.

Przez ostatnie dwa dni dużo rozmyślał i zaintrygowało go nie tylko to, dlaczego Draco otrzymał jedną z tajemniczych białych róż. Równie niezrozumiałą tajemnicą był dla Harry'ego jego związek z Pansy. Ron i Hermiona wdali się kiedyś w rozmowę, w której zgodnie przyznali, że ta dwójka wyjątkowo do siebie pasowała. Harry nie mógł się z tym zgodzić. Im dłużej Malfoy był z Parkinson, tym bardziej zmęczony się wydawał. Rzadko już wszczynał jakiekolwiek potyczki słowne, nie prowokował, snuł się za dziewczyną niczym znudzony cień. Harry nigdy by tego głośno nie przyznał, ale brakowało mu adrenaliny, jaką zawsze przynosiła mu ich odwieczna, bezcelowa rywalizacja. Może właśnie dlatego aż tak zaintrygował go temat róż. Czyżby nieświadomie szukał zaczepki?

Jakkolwiek by nie było, Draco zupełnie niespodziewanie podniósł wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Zieleń letniej trawy i stal burzowych chmur.

Przez chwilę mierzyli się nieodgadnionym wzrokiem, aż w końcu Harry, nie wiedząc, jak ma się zachować, delikatnie uniósł do góry trzymany w dłoni kubek z kawą. Malfoy zmrużył na to oczy, a później uśmiechnął się kpiąco i prychnął. Speszony Harry odwrócił wzrok i schował się za swoim kubkiem.

No jasne, nastał nowy dzień, a to przecież była świetna okazja, żeby zrobić z siebie głupka.

The white rose club || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz