Pokój Wspólny Gryffindoru dawno już opustoszał. Przygasający ogień w kominku cicho trzaskał, przerywając nocną ciszę. Tylko jeden stolik był jeszcze zajęty.— Przykro mi, Fred. Nie mam pojęcia, co te runy mogą oznaczać — przyznała wreszcie zmęczona Hermiona.
Na stoliku leżało kilka otwartych ksiąg, pergamin pełen pokrętnych zapisków i mały kawałek drewna, w którym ktoś wyrył cztery przedziwne znaki. Zrezygnowany Fred chwycił go w dłoń i powoli obrócił w palcach, a później zerknął znów na swoją towarzyszkę.
— Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że Hermiona Granger czegoś nie wie.
Dziewczyna skwitowała jego słowa wymownym spojrzeniem i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
— Właśnie tak jest. Z bólem przyznaję, że nie jestem w stanie tego rozpracować. Musisz poradzić sobie sam — odparła, trzaskając jedną z ksiąg.
Nie lubiła przyznawać się do swojej niewiedzy, a myśl, że coś wykraczało poza jej umiejętności, niezwykle ją frustrowała. Wiedziała też, że właśnie dała Fredowi kolejny powód, by razem z bratem mógł się z niej w przyszłości ponabijać.
— Mam to, bo ktoś uznał, że będę w stanie zrozumieć przekaz — powiedział chłopak. — Skoro ta osoba wiąże ze mną takie nadzieje, a dobrze wiemy, że moje stopnie nie umywają się do twoich, to nie ma opcji, żebyś tego nie rozpracowała.
Hermiona odwróciła wzrok, a na jej usta wpłynął cień uśmiechu. Zrobiło jej się miło. Szybko jednak przybrała znów poprzedni wyraz twarzy.
— No dobrze. Będę dalej szukać odpowiedzi. Ale wiedz, że będziesz miał u mnie dług.
Fred wyszczerzył się w uśmiechu i już miał coś odpowiedzieć, lecz nagle oboje usłyszeli ciężkie trzaśnięcie. Hermiona obejrzała się przez ramię. Do Pokoju Wspólnego wparował wściekły Ron.
— Myślałam, że już dawno śpisz — zdziwiła się Gryfonka.
Ron omiótł wzrokiem stolik pełen książek i swojego uśmiechniętego brata.
— A wy nadal tu siedzicie? — odpowiedział pytaniem na pytanie. — Zresztą, to teraz nieważne. Harry jest w Skrzydle Szpitalnym. Na szlabanie doszło do rękoczynów.
Hermiona ciężko wciągnęła do ust powietrze.
— Co Malfoy mu zrobił? — zaciekawił się Fred, również wstając wreszcie od stołu, by stanąć obok dziewczyny.
— Przetrącił mu szczękę i nabił kilka sporych siniaków — warknął młodszy Weasley. — Ale z tego, co zdążyłem zauważyć, Harry chyba złamał mu nos.
Fred roześmiał się w głos i pokiwał głową z aprobatą.
— I to jest właśnie duch Gryffindoru!
Hermiona zgromiła go wściekłym wzrokiem, ale chłopak nic sobie z tego nie zrobił.
— To nie jest śmieszne, Fred. Harry mógł poważnie ucierpieć. Nie wiem, czego Umbridge się spodziewała, zostawiając ich bez nadzoru. Chociaż znając tę wiedźmę, może chodziło jej właśnie o to, żeby się wzajemnie pozabijali.
— Nie histeryzuj, Hermiono — wtrącił Ron. — Ja też jestem wściekły, ale trzeba przyznać, że Malfoy zasłużył, żeby dostać w pysk.
— Nie pochwalam przemocy...
— Przecież w trzeciej klasie sama przywaliłaś mu w nos! — przypomniał rudzielec.
Przysłuchujący się tej wymianie zdań Fred zagwizdał i posłał dziewczynie rozbawione spojrzenie, które tylko bardziej ją rozsierdziło.
CZYTASZ
The white rose club || Drarry
FanficW Hogwarcie nastały ciężkie czasy. Apetyt na władzę Dolores Umbridge rósł w miarę jedzenia i wiadomo było, że kobieta nie cofnie się przed niczym, by zaprowadzić ład i porządek. W połowie piątego roku swojej nauki Harry Potter miał już serdecznie d...