❀ Seven - Pink dread ❀

111 10 19
                                    


Gabinet Dolores Umbridge wyglądał dokładnie tak, jak Harry pamiętał ze swojego wrześniowego szlabanu. Ściany zdobiła wściekle różowa tapeta oraz porcelanowe talerzyki z podobiznami najróżniejszych kotów. Różowe były też zasłony, dywan, obicia krzeseł i zestaw ozdobnych filiżanek. Może przybyło jedynie trochę kocich figurek, które teraz wlepiały w biednego Pottera tysiące nieożywionych oczu.

Oboje z Malfoyem wiedzieli, że wizyta w tym gabinecie nie ma prawa skończyć się dobrze. Draco wciąż jednak czuł się, jakby ktoś napoił go Felix Felicis. Jednocześnie musiał pamiętać, by wiarygodnie udawać skonfundowanego. Na szczęście nie można mu było odmówić umiejętności aktorskich.

— Jeśli już się rozejrzeliście, chciałabym wreszcie dowiedzieć się, co właściwie zaszło dzisiaj na boisku — przemówiła wreszcie Umbridge.

Harry posłał wściekłe spojrzenie nieobecnemu myślami Draco.

— Niech pani profesor pyta Malfoya. Może bał się porażki na tyle, że wolał skapitulować.

Draco nie zamierzał wychodzić z roli, ale nie mógł zostawić takiego zarzutu bez odpowiedzi.

— Znasz takie mądre słowa, Potter?

Harry natychmiast się zagotował, ale Dolores była szybsza. Uderzyła swoją różdżką o brzeg filiżanki, a po gabinecie rozległ się brzdęk.

— Dosyć tego! — zganiła ich. — Odejmuję Gryffindorowi i Slytherinowi po 20 punktów. A teraz proszę przejść do meritum. Mam ważniejsze sprawy na głowie.

Draco wlepił w nią maślany wzrok i próbował się nie roześmiać, już mając na końcu języka bardzo głupią odpowiedź.

— Bo widzi pani... szukałem znicza, a znalazłem ptaszka. Był biały i śliczny — powiedział z uśmiechem pijanego człowieka.

— Ptaszki ci w głowie, Malfoy? — zadrwił Harry.

— Potter! Cisza! — warknęła znów Dolores. — Mam rozumieć, że poleciał pan za jakimś ptaszkiem?

— Był biały i...

— Śliczny, odnotowałam — zadrwiła i w ostatniej chwili powstrzymała się, żeby schować twarz w dłoniach. — A zatem Confundus, panie Potter?

Harry prawie podskoczył na swoim krześle ze złości.

— Nie przyłożyłem do tego ręki! — powiedział podniesionym głosem, na co profesorka znów zganiła go wzrokiem. — Dopóki nie ma pani żadnych dowodów, powołuję się na domniemanie niewinności.

— To Hogwart, nie Wizengamot — odparła niewzruszona Umbridge.

— Znam swoje prawa! — oburzył się Harry.

— W sytuacji nadzwyczajnej, gdy władzę nad szkołą przejmuje Wielki Inkwizytor, prawa uczniów ulegają zmianom. Wiem, że nie należy pan do osób oczytanych, Potter, ale następnym razem w drodze do Wielkiej Sali polecam się rozejrzeć. Wisi tam kilka dekretów mojego autorstwa.

Harry zacisnął zęby, żeby nie powiedzieć za dużo, a Draco, żeby stłumić śmiech. Może nie udało mu się rozgromić Pottera na boisku, ale to była o wiele lepsza zabawa.

— Nie interesuje mnie, co więcej macie do powiedzenia. Przez najbliższe dwa tygodnie, co drugi wieczór będziecie sprzątać zamek. Bez różdżek! Proszę się stawić dziś o dziewiętnastej w Sali Wejściowej. Zaczniecie od szatni przy boisku Quidditcha. Może to sprowadzi was na ziemię i przypomni, by nie nadużywać mojej cierpliwości. Macie szczęście, że jeszcze nie zakazałam tej barbarzyńskiej gry.

The white rose club || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz