❀ Two - Dance in the tower ❀

317 54 50
                                    


Zmęczony po całym dniu lekcji Harry wspinał się po marmurowych schodach w stronę obrazu grubej damy. Nauczyciele nic sobie nie zrobili z faktu, że był dopiero pierwszy dzień po feriach i uczniowie myślami byli wciąż w domach. Nowy semestr zaczął się od warzenia wyjątkowo ciężkiego eliksiru, zadanego na poniedziałek wypracowania z transmutacji, pracy domowej z historii magii i oczywiście karnego referatu, który Umbridge zadała Potterowi za spóźnienie się na jej lekcję. Odjęła mu też pięć punktów, na co Harry zareagował westchnieniem ulgi, a Ron potraktował go spojrzeniem godnym bazyliszka. Razem z punktami, które Hermiona odjęła dziś biegającym uczniom, byli już dwadzieścia pięć puntów w plecy. A semestr dopiero się zaczynał.

Na szczęście nawet najgorsze dni miały to do siebie, że kiedyś musiały się skończyć. Potter w końcu dowlekł się do pokoju wspólnego Gryffindoru, gdzie zaskoczyła go nietypowa scenka.

W salonie zebrał się tłum uczniów, którzy oglądali jakieś widowisko. W tle grała muzyka, zwykły mugolski walc. Niewiele z tego rozumiejąc, Harry zaczął się przepychać w stronę dormitoriów, gdzie w końcu natknął się na rozbawionego Rona.

— Harry, w samą porę! — powitał go przyjaciel.

Potter uniósł brwi, a później odruchowo powiódł wzrokiem na środek salonu. Ku jego zaskoczeniu, w centrum tego wszystkiego znajdowali się bliźniacy Weasley. Oboje z białymi różami w ustach, ku uciesze gawiedzi, tańczyli właśnie bardzo dramatycznego walca. A Harry naiwnie myślał, że niczym go już nie zaskoczą.

Taniec dobiegał właśnie końca. George, trzymając w ramionach brata, wykonał ostatni manewr, sprawiając, że Fred wychylił się w bok, odrzucił głowę w tył, zrobił wysoki wymach nogą i oboje zastygli w tej pozie, kończąc przy tym swój popis.

W salonie rozległy się brawa i wiwaty, w bracia wyjęli z ust róże i zaczęli się kłaniać, posyłając w tłum swoje firmowe, dumne uśmiechy.

— Co tu się wyprawia? — zagadnął Harry, nie spuszczając wzroku z kwiatów, które bliźniacy trzymali teraz w dłoniach, nie zaprzestając pokłonów.

— Ktoś dał im białe róże. Nie tylko im, widziałem dziś kilka osób z takimi samymi — odparł Ron.

Harry już miał coś odpowiedzieć, gdy do rozmowy niespodziewanie wtrąciła się Hermiona, do tej pory siedząca cicho na jednej z kanap, gdzie najwyraźniej próbowała właśnie odrabiać lekcje.

— Też mi sensacja — prychnęła, chyba niezbyt zainteresowana tematem. Przeciwnie do Harry'ego, który był coraz bardziej ciekawy, kto i dlaczego rozdawał wybranym uczniom zaczarowane, mieniące się tysiącami drobinek kwiaty. — Może to wyróżnienie dla największych błaznów.

Na jej nieszczęście, muzyka już przycichła, a Fred i George doskonale usłyszeli jej słowa.

— Gdyby tak było, moja droga... — zaczął mówić George.

— ...Dostalibyśmy po medalu — wyszczerzył się Fred, kończąc zdanie brata.

Hermiona westchnęła, przewróciła oczami i ponownie umoczyła swoje białe pióro w kałamarzu z czarnym atramentem. Bliźniacy nic sobie z tego nie zrobili.

— Siemasz, Harry — powiedzieli jednocześnie.

Harry uśmiechnął się i ponownie spojrzał na ich róże.

— Ach, zaiste, bardzo intrygujące — podchwycił Fred. — Chcesz obejrzeć?

— A mogę? — ucieszył się Harry.

Fred z uśmiechem podał mu różę.

— Tylko uważaj, nie pokalecz tych swoich bohaterskich rączek.

The white rose club || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz