Rozdział 1

109 2 0
                                    


- Szlag by to - szepnęłam i wypuściłam podłokietniki fotela, które w chwili letargu ścisnęłam z całej siły, ciężko i głęboko oddychając. Gdy trochę się ocknęłam zamaszyście wstałam z siedzenia i nie zważając na zmartwione spojrzenia ani szok na twarzach moich znajomych, szybkim krokiem skierowałam się ku wyjściu z pokoju konferencyjnego.

Powietrze jakby zgęstniało a moje płuca nie były w stanie poprawnie działać. Czułam jakby moje kolana dosłownie były zrobione z waty, ponieważ ledwo się na nich trzymałam. Ogarnęła mnie panika a nieprzyjemne gorąco obeszło całe ciało, kumulując się w klatce piersiowej, tworząc na mojej twarzy nie zdrowy rumieniec. Gula w gardle rosła z sekundy na sekundę coraz mocniej nie dając mi możliwości na wypowiedzenie choćby słowa.

Reakcja, z perspektywy niektórych mogła być przesadzona, jednak dla mnie powrót tej organizacji równał się z, w pewnym stopniu, powrocie mojej przeszłości. Nie często zdarzało się, żeby ktoś wychodził z pomieszczenia w środku zebrania ale cholera naprawdę w tym stanie nie dałabym rady wysiedzieć tam ani sekundy dłużej.

Barnes przejechał po wszystkich swoim obojętnym wzrokiem, jakby chcąc wyczytać reakcje pozostałych na sytuację z przed 5 sekund. Tony wziął głęboki oddech, wstał i nie mówiąc nic wyszedł z pomieszczenia by iść za mną.

Facet był dla mnie jak ojciec, którego tak bardzo zawsze mi brakowało. Dbał o mnie i pokazywał mi, że jestem dla niego ważna. Byłam mu naprawdę wdzięczna za to wszystko co mi dał. W dużej mierze to właśnie dzięki niemu wyszłam na prosto. W zasadzie to jako Avengersi wszyscy zastąpiliśmy sobie rodzinę.

Gdy tylko dotarłam do salonu, usiadłam na dużej granatowej kanapie, oparłam łokcie na kolanach i opuściłam głowę by wolno opadła mi na dłonie. Zacisnęłam oczy tak mocno aż przed zaczęłam widzieć dziwne kolorowe kształty. W końcu podniosłam delikatnie głowę i wzięłam głęboki oddech, gładząc dłońmi swoje włosy w próbie uspokojenia natłoku myśli.

Oni powrócili.

Starałam się przyswoić tą informację, jednak nie mogłam pogodzić się z faktem, że po wysiłku jaki włożyliśmy i po poświęceniu tylu rzeczy, naszych ideałów, czasami człowieczeństwa i osób, oni są tu z powrotem. Moje największe koszmary powoli zaczynały się ziszczać. Zaśmiałam się histerycznie w duchu a moje oczy zaczynały robić się szklane. Obrazy z mojej przeszłości zaczęły masowo pojawiać się przed moimi oczami...

Morderstwa, strzelaniny, walki, krew, martwe ciała, puste oczy ludzi, kości, które przez poturbowanie ciała dało się zobaczyć wystające w miejscach rozcięć skóry...

nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie...

Nagle poczułam ciepłą dłoń na moich plecach, nie zauważyłam by ktokolwiek wchodził do pomieszczenia, tym bardziej siadał na kanapie, więc delikatnie drgnęłam pod wpływem dotyku.

- Hej Mads, wiem, że teraz jest ci bardzo ciężko i nie mam zamiaru mówić ci byś się uspokoiła, bo sam nie mogę sobie wyobrazić jak ja bym zareagował na coś takiego. Jednak postaraj się nie panikować przecież wiesz, że skopiemy im tyłki tym i razem i tyle ile będzie trzeba. Nigdy nie pozwolimy aby z tobą, Buckym czy kimkolwiek innym zrobili to co robili wcześniej, masz moje słowo. - powiedział ciepło i uśmiechnął się delikatnie. Widziałam ten błysk w jego oczach. Wierzył w to co mówił, był pewny siebie, nie powiem naprawdę pocieszyło mnie to i dodało trochę więcej ducha. Nic nie mówiąc po prostu przytuliłam go wypuszczając powietrze z płuc. Odwzajemnił mój uścisk, sprawiając, że po moim ciele rozpłynęło się przyjemne ciepło.

Jeszcze chwilę posiedziałam w komfortowej ciszy przytulając się z Tonym, po czym udałam się do windy zmierzając do pomieszczenia w którym ćwiczymy swoje różne umiejętności. Czasami pewność siebie Tonego a raczej jego wybujałe ego, naprawdę potrafiło wyprowadzić z równowagi nawet Steve'a, który jest znany z anielskiej cierpliwości, jednak zdarzało się, że pomagało.

Another Chance - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz