Rozdział 13

35 6 0
                                    


Patrzyłam w lustro, dostrzegając w nim piękną i elegancko ubraną kobietę. Odziana była w czarny kombinezon, który u góry opinał jej klatkę piersiową ścisłym gorsetem, spodnie jednak luźne, wyglądające jak wyszyte na miarę, dla kobiety sukcesu, która właśnie szykowała się by wsiąść do swojego luksusowego auta i skierować się prosto do swojej, dobrze prosperującej firmy.

Jednak, to byłam tylko ja. Albo może powinnam powiedzieć, że to nie ja?

Nie byłam kobietą sukcesu, ani nie kierowałam się do żadnej firmy. Jedyna co się zgadzało, to to, że za chwilę rzeczywiście miałam jechać luksusowym samochodem.

Cała ta szopka, nie wpływała pozytywnie na to jak się czułam. Wręcz przeciwnie, czułam się nadzwyczaj źle. Za niecałe dwie godziny masa ludzi będzie na mnie patrzeć i podziwiać. Problem polegał na tym, że wcale nie było czego podziwiać. Nie chciałam tam jechać, nie chciałam być w świetle reflektorów, ani pojawiać się w tytułach licznych artykułów.

Nie zasługiwałam na to.

Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co moje ręce robiły w przeszłości. Nie byłam dobrym człowiekiem. Na moim miejscu powinien być ktoś kto naprawdę chce pomagać światu. Ja nie chciałam. Chciałam tylko wyswobodzić się z wielkiego grzechu, który codziennie dźwigałam na własnych plecach. Naprawdę doceniałam to jaką szansę od losu dostałam, nie ma rzeczy za którą jestem bardziej wdzięczna, no może poza tym, że w ogóle udało mi się wydostać z łap Hydry. 

Ale zastanówmy się, tak szczerze. Czy zasługiwałam na biżuterię wartą, prawdopodobnie tyle co moje organy, którą miałam właśnie na sobie? Czy zasługiwałam na ubrania szyte na miarę? Czy zasługiwałam na tylu fanów? Czy zasługiwałam na taki cudowny dom, na to że mam co jeść, na to że nikt nie wytyka mnie palcami na ulicy?

Na to, że mam wokół siebie takich wspaniałych ludzi?

Nagle z tego dziwnego stanu wyprowadziło mnie pukanie do drzwi a po tym delikatny głos Steve'a mówiący:

- Mads, za chwilę wychodzimy.

Ostatni raz spojrzałam na swoją twarz, by upewnić się, że makijaż nie jest rozmazany, po czym złapałam swoją kopertówkę i skierowałam się do wyjścia z pokoju. Od rana mój brzuch bolał mnie jakbym wczoraj zjadła co najmniej najbardziej nieodpowiednie połączenia jedzenia jakie się tylko da. Wiedziałam, że to stres jednak, nie chciałam przez cały wieczór czuć się tak paskudnie, dlatego miałam spakowane leki przeciwbólowe.

W salonie byli wszyscy, weszłam ostatnia co niestety sprawiło, że wszystkie oczy zostały skierowane właśnie w moją stronę. Uśmiechnęłam się sztucznie, by nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak i ruszyłam w ich stronę. Nie ukrywam, że dziwnie było mi widzieć wszystkich razem.

Steve wysłał mi serdeczny uśmiech, wyglądał naprawdę świetnie w granatowym garniturze. Tony miał na sobie czarną, elegancką, prawdopodobnie wartą miliony marynarkę. Wanda miała czerwoną suknie, opinającą jej zgrabne ciało. Sam jak i Rhody, oraz Clint wyglądali nienagannie również w marynarkach. Natasha ubrana w piękną czarną sukienkę wieczorową, puściła mi oczko na co drgnął mi kącik ust, a kiedy mój wzrok spoczął na Buckym, zaparło mi odrobinę dech w piersiach. Idealnie skrojony, czarny garnitur leżał na nim idealnie. Wyglądał idealnie, w każdym tego słowa znaczeniu, włosy ułożone tak jak zwykle, jednak miały w sobie coś przez co wyglądały dużo lepiej niż zazwyczaj. A jego oczy, jego oczy patrzyły na mnie z taką intensywnością, iz pomyślałam, że zaraz wypali we mnie dziurę. Szybko jednak odwróciłam wzrok, ponieważ nie byłam w stanie patrzeć w jego tęczówki ani chwili dłużej.

- To co? Idziemy? - zapytałam z udawanym entuzjazmem. Nie miałam zamiaru psuć tego wieczoru innym. To tylko parę godzin, przeżywałam gorsze rzeczy. Dużo gorsze.

Another Chance - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz