Shadow Monsters

23 1 0
                                    

Byłem pewien, że zabawa trwała wieczność. Dostałem już kilka razy w swoją tarcze, co znaczyło, że większość czasu i tak czekałem, aż minie mi limit czasowy, aby móc znów grać. Wszystko było dobrze, miałem z tej gry wielki ubaw, do momentu. W pewnym czasie znalazłem się w naprawdę ciemnym miejscu. Krzyczałem, aby zwrócić na siebie uwagę Maggie lub Koleena, na marne. Odpowiadała mi jedynie cisza, a ja, z minuty na minutę, coraz bardziej popadałem w paranoję. Zaczynałem widzieć niestworzone rzeczy jak i postacie w otaczającej mnie ciemności. Cienie patrzyły na mnie swoimi białymi gałami, z szerokim uśmiechem, ciesząc się z mej rozpaczy i bezilności. Powoli strach zmieniał się w panikę. Uciekłem.

Z powodu słabej widoczności sam nie wiem, gdzie do końca, ja biegnę. Znalazłem się w martwym punkcie, a zorientowałem się o tym, gdy uderzyłem mocno swoją twarzą w ścianę. Przewróciłem się i przysunąłem do ściany z którą miałem przed chwilą bliskie spotkanie. Przysunąłem swoją kolana bliżej do siebie, obejmując je. W tym samym momencie poczułem krople opadające na moje dłonie. Przyłożyłem jedną z nich bliżej nosa. A jak.. był złamany.
Znów wołałem imiona swoich przyjaciół, jednak znów ta sama sytuacja. Krzyczałem w stronę pustki. Zastanawiając się gdzie poszli Mag i Koleen. Dlaczego zostałem sam, dlaczego wszystkie światła zgasły. Odpowiadała mi cisza, mieszaną z moim własnym echem.

Siedziałem tak może z trzydzieści minut, chodź dla mnie była to wieczność. Byłem przerażony. Wspominałem już, że boję się ciemności? Cholernie.

Usłyszałem kroki. Zbliżały się one w moją stronę. Krok za krokiem, coraz głośniejsze i wyraźne. Skuliłem się z myślą, że już po mnie. Na pewno to jedno z tych przeklętych potworów, które zawsze widzę po ciemku. Nawiedzają mnie od małego. Próbowałem robić z tym wszystko, jednakże one zawsze wracają.
Po nie długiej chwili byłem w stanie ujrzeć posturę mężczyzny. Starałem się rozpoznać w tym kogoś znajomego, jednak wciąż, z powodu leku, nie byłem w stanie. Zmrużyłem mocno oczy, nie chcąc widzieć kto lub co to było. Mara podniosła mnie. Definitywnie był to mężczyzna. Czułem to. Oczy nadal zamknięte.

Otworzyłem je dopiero w momencie, gdy nieznajoma postać nachyliła się w stronę mojej twarzy, tak, że jego usta niemal nie stykały się z moim uchem.

- Nie bój się. Jestem przy tobie. - Wyszeptał mi znajomy głos. Skąd go znam?

Po paru minutach światło dzienne muskało moje poliki. Otworzyłem oczy, a pierwsze co ujrzałem, poza blaskiem słońca, które zresztą i tak oślepiło mnie na parę sekund, była moja przyjaciółka. Uśmiechała się ona w moją stronę tym swoim typowym cwanym usmieszkiem. Zmarszczyłem nieco brwi zastanawiając się co było tego powodem. Gdy spojrzałem w górę, wszystko było już jasne. Nade mną znajdowała się głową Koleena. Wciąż trzymał mnie na rękach i przyglądał się mnie. Gdy tylko zauważył jak mu się przyglądam, parsknął śmiechem i odłożył mnie na ziemie. Spoważniał szybko, gdy tylko zauważył, zaschnięta już dawno krew, w okolicach mojego nosa. Odsunął się i poszedł gdzieś, nikomu nie mówiąc po co i gdzie.

- Boże Felix..! - Wykrzyczała zmartwiona dziewczyna, biegnąc w moją stronę. Gdy była już blisko, chwyciła moje policzki i odkręcając moją głową na prawo i lewo, przygladywała się, czy aby na pewno nie posiadam więcej ran czy urazów. - Co ci się stało!? Jak? Koleen ci to zrobił? No co za kretyn! Zabije go!

- Nie, nie.. spokojnie - Uśmiechnąłem się delikatnie biorąc dłonie Mag w swoje. - Wszystko dobrze, aż głupio się przyznac, jak to zrobiłem, ale jest dobrze. Myślałem, że go złamałem, ale już nie boli.

Dziewczyna mocno mnie przytuliła. Odwzajemniłem uścisk. Co jak co, ale przytulasów nigdy nie odmawiam.
Dołaczył do nas Koleen. Spojrzał na nas i odkrząknął.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale dobrze by było by ci to opatrzeć Felix. - Stwierdził wskazując na apteczkę.

Podszedł do mnie łapiąc moją dłoń. Delikatnie pociągnął mnie za sobą w stronę murku, usadził mnie na nim i zajął się leczeniem mojego wcześniejszego krwotoku. Nie mam pojęcia dlaczego, jednak jestem pewny, że w tamtym momencie na moich policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Aby chłopak tego nie zauważył, postanowiłem go jak najszybciej zagadać.

- Dlaczego mnie zostawiliście? - Na moje pytanie Koleen spojrzał na mnie przerywając pracę. Po chwili delikatnie się uśmiechnął i zajął się swoją pracą.

- Nie zostawiliśmy. Jak czekałeś na to, aby móc dalej się bawić i strzelać. Ja I Maggie wciąż walczyliśmy. Pobiegła dalej, więc ja również podążyłem za nią. W tym samym czasie zgasło światło, bo niestety, ale jest jakaś awaria prądu.

- To dlaczego nie odpowiadaliście na moje krzyki i wołania. Siedziałem tam sam przez trzydzieści minut. - Stwierdziłem na co chłopak się zaśmiał.

- Felix. Siedziałeś tam dziesięć minut. - Z mojej mimiki twarzy, nawet osoba słabo widzącą była by w stanie wyczytać wyraz zdziwienia w tamtym momencie. Wytłumaczyłem koledze, że na pewno musiało minąć więcej czasu jednak on nadal stawiał na swoje. - Kazałem Maggie wyjść, a ja sam ciebie szukałem. Słyszałem cię, jednak w ciemności nie łatwo jest kogoś zauważyć. Zawróciłem po noktowizor, a gdy go znalazłem niezwłocznie po ciebie wróciłem. Przepraszam, jeśli się bałeś.

- Nie bałem. - Rzuciłem szybko na co Koleen przewrócił oczami.

Wstał i spakował rzeczy do walizki. Nawet nie zorientowałem się, kiedy skończył opatrywać mój krwotok. Podziękowałem mu, a on poszedł odłożyć apteczkę. Po tym dniu wiedziałem jedno. Nigdy więcej zabaw w ciemnościach.

"I can not love you"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz