ROZDZIAŁ 4

213 12 5
                                    

Akira


Prędzej czy później ona i Satoru musieli przecież na siebie wpaść. Właściwie to dziwnym było, że wydarzyło się to dopiero teraz, kilka dni po jej powrocie do liceum.

Stał o krok przed nią oparty swobodnie o framugę drzwi, uniemożliwiając jej wyminięcie go i wyjście na korytarz. Roztaczał wokół siebie tę samą onieśmielającą aurę, którą tak dobrze pamiętała sprzed dziesięciu lat. Biły od niego spokój i pewność siebie, ale w uśmiechu, który widziała na jego ustach, było coś zaczepnego. Musiał wrócić właśnie z zewnątrz, bo unosił się wokół niego lekki chłód wieczornego powietrza.

Wpatrywała się w ciemną opaskę na jego twarzy. Zapomniała już, jak irytująca była niemożność spojrzenia mu w oczy i odczytania z nich czegokolwiek. Nigdy nie miała okazji ich zobaczyć.

- Cześć, Satoru - odezwała się, siląc się na spokój w głosie i skrzyżowała ręce na piersi. - Kopę lat.

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie - zauważył lekko.

Akira westchnęła w duchu.

- Tęskniłam za wszystkim, co zostawiłam za sobą w Tokio - odparła wymijająco.

Jego zęby błysnęły w szerokim uśmiechu, ale nie uznał za stosowne drążyć dalej tego tematu.

- Słyszałem, że przybyłaś tu jako wsparcie na wypadek gdyby Sukuna wymknął się Yujiemu spod kontroli.

Kiwnęła głową.

- Zgadza się. Mam jednak nadzieję, że wykorzystywanie moich mocy w tym celu nie będzie konieczne.

On go spotkał, uświadomiła sobie. Walczył z nim i z tego, co słyszała, poradził sobie śpiewająco. Cóż, skłamałaby mówiąc, że ją to zaskoczyło; nie bez powodu nazywano go najpotężniejszym czarownikiem świata.

- Mam nadzieję - oznajmił Satoru. Wykonał nieznaczny ruch głową i Akira była pewna, że zmierzył ją od stóp do głów. - Ale tego nie możemy być całkowicie pewni. Minie sporo czasu zanim Yuji nauczy się kontrolować Sukunę i choć zamierzam trzymać się w pobliżu, nie zawsze będę mógł mieć na niego oko. Swoją drogą - dodał, przechylając lekko głowę - chciałem z tobą o czymś porozmawiać.

Och. A więc nie przyszedł tu z nadzieją na spotkanie Shoko czy Megumiego. Chciał odnaleźć właśnie ją.

Wzruszyła ramionami.

- Śmiało.

Satoru odepchnął się od progu i zrobił krok naprzód, zamykając za sobą drzwi. Minął ją i podszedł do stojącego nieopodal krzesła, odwrócił je tyłem naprzód i usiadł na nim szeroko, łokciami opierając się o oparcie.

Pomimo zaczepki, którą rzucił jej na powitanie, pozostawał wobec niej uprzejmy, ale obojętny, zupełnie tak, jak zachowałby się każdy inny znajomy, z którym po wielu latach ponownie przyszło jej spotkać się w okolicznościach zawodowych. Ale tym przecież byli, prawda? Dwójką czarowników, których drogi przypadkiem się kiedyś przecięły i którzy przez większość czasu głównie się wówczas ze sobą droczyli. W najlepszym wypadku bywali dla siebie co najwyżej... uprzejmi.

No, może poza tamtym incydentem na balkonie podczas przyjęcia.

I tym przed jego wyruszeniem na misję do Kioto.

I kilkoma innymi nic przecież nie znaczącymi momentami...

Akira podeszła do stołu i podskoczyła lekko, by usiąść na jego metalowym blacie. To nie był dobry moment na wracanie wspomnieniami do tamtych chwil. Nawet jeśli rzeczywiście nawiązała się wtedy między nimi jakaś nić porozumienia, nawet jeśli to dziwne napięcie, które wisiało w powietrzu między ich dwójką nie było tylko efektem jej wyobraźni, od tamtego czasu minęło już dziesięć lat i Akira nie była aż tak naiwna by zakładać, że Satoru w ogóle o tym pamiętał, a nawet gdyby tak było - że przykładał do tego jakąkolwiek wagę. Dla niej też przecież nie miało to już teraz najmniejszego znaczenia.

T I M E L E S S (Satoru Gojo x OC)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz