Ze snu wyrywa mnie pukanie do drzwi mojej sypialni. Kiedy nie daje znaku życia, osoba za drzwiami ponawia pukanie, a kiedy ja wydaję z siebie pomruk niezadowolenia, drzwi uchylają się, a zza nich wychyla się powoli mój tata. U jego boku pojawia się nagle Tommy, mój trzynastoletni brat i najsłodszy chłopiec na świecie. Po odejściu mamy nasze relacje mocno się zacieśniły chociaż, nigdy nie spodziewałam się, że ten wtedy jeszcze jedenastoletni rozpieszczony dzieciak ma w sobie tyle empatii i zrozumienia. Nasza relacja nigdy nie wyglądała dobrze, mimo starań naszych rodziców żadne z nas nie uważało siebie nawzajem za dobry materiał na przyjaciela. Ja byłam wtedy nastolatką w okresie buntu a on małym potworem, który stawał mi na przeszkodzie na każdym kroku. Działał, na zasadzie kabla przekazującego wszystkie informacje podsłuchane pod drzwiami mojego pokoju, prosto do uszu rodziców, komplikując przy tym większość moich planów na niezapomniane imprezy. Przez jego zamiłowanie do przekazywania tego, co powiedziałam, z prędkością przesyłu danych w NASA moje lata nastoletnie nie wyglądały tak, jak sobie je wyobrażałam. Chęć wykonania egzekucji na bracie w tamtych czasach była bardziej niż silna, ale w porę przeszła. Po śmierci mamy natomiast stałam się dla niego najważniejszą kobietą w jego życiu. Śmiało mogę stwierdzić, że jesteśmy dla siebie teraz najlepszymi przyjaciółmi. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego brata, może to właśnie dzięki niemu nie zeszłam na tę złą drogę.
- Wstawaj Lex! Za dwie godziny wyjeżdżamy do Bostonu! - krzyczał Tommy, wskakując na łóżko.
Rozejrzałam się po pokoju, niegdyś przyozdobione w dziesiątki plakatów rubinowe ściany teraz były całkowicie puste. Plakaty moich ulubionych zespołów bezpiecznie leżały w kartonach na przyczepie samochodu przeprowadzkowego tak samo jak meble i większość ubrań. Spakowanie wszystkiego zajęło nam prawie dwa dni. To moja pierwsza przeprowadzka w życiu, ale już wiem, chociaż, jak bardzo ich nienawidzę.
- Tak Alex, wstawaj i szykuj się do wyjazdu. - powiedział tata, lekko uśmiechając się w moją stronę. - Za dwie godziny powinniśmy być już w drodze.
- Naprawdę musimy się przeprowadzać? - zapytałam z żalem, na co tata posmutniał.
- Nie zaczynajmy znowu tej rozmowy, wiem, ile kosztuje was ta przeprowadzka. Ja też niechętnie stąd wyjeżdżam, ale muszę więcej zarabiać, żeby zapewnić wam obojgu dobre życie. Bez przeprowadzki niestety nie będzie to możliwe. - wyjaśnił ze smutkiem, po czym odszedł w stronę kuchni.
Mogłabym przysiąc, że widziałam w jego oczach łzy. On nigdy nie płakał, nawet wtedy kiedy odeszła mama. Podczas kiedy my z Tommym wylewaliśmy litry, łez jego oczy nie pokazywały żadnych emocji. Kochał mamę, ale w tamtym momencie nie był sobą.
Pokiwałam tylko głową na znak tego, że zrozumiałam, po czym spojrzałam na brata. Siedział i wpatrywał się we mnie oczami zielonymi jak dwa szmaragdy, które odziedziczył po mamie. Tak bardzo uspokajało mnie patrzenie w nie.
- Jadłeś już śniadanie? - zapytałam go.
- Zjadłem, dwie kanapki i trzy parówki. - odpowiedział z dumą. - Tata dał mi rogalika z czekoladą na drugie, ale mężczyźni nie jedzą cukrów prostych. - podał mi zafoliowane ciastko, szczerząc się przy tym od ucha do ucha, co wywołało u mnie śmiech.
Ten dzieciak jest niesamowity, odkąd ojciec miesiąc temu powiedział, że rezygnuje z cukrów prostych w diecie, on powtarza to samo i oddaje mi wszystkie słodycze, jakie dostanie. Chociaż do tamtego czasu nie mógł bez nich żyć, zwłaszcza bez drażetek owocowych. A teraz nawet przestał słodzić herbatę.
- Przyniosę ci herbatę, tata zrobił w termosie i powinna być jeszcze gorąca. - oznajmił, po czym szybko wybiegł z pokoju.
Wstałam z łóżka, przeciągając się dokładnie. Stanęłam przy oknie, z którego widok roztaczał się na mały, ale uroczy lasek. To był każdy mój poranek, odkąd pamiętam. Niezależnie od pogody okolica wyglądała pięknie mimo świadomości, że po drugiej stronie lasu znajduje się cmentarz, na którym teraz mieszka mama. Mimo żalu, że odeszła cieszy mnie to, że ma widok na swoje ulubione jezioro Standing Bear, nad które bardzo często chodziliśmy. Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o przyjemnie spędzanych chwilach z rodziną. Po chwili do moich uszu dotarł dzwonek telefonu. To Liz, moja przyjaciółka, z którą znamy się od pierwszych klas elementary School. Lizzy od zawsze była moim głosem rozsądku, tak jak Tommy nie pozwalała mi zrobić niczego głupiego, chociaż sama do robienia nieodpowiedzialnych rzeczy była pierwsza. Nie ma o kogo się troszczyć, bo nie posiada rodzeństwa więc może swoją siostrzaną troskę, przelewa na mnie. Czasami to irytujące, ale przynajmniej nie sprzedaje mnie tacie.
Ledwo przykładam słuchawkę do ucha, a już słyszę jej piskliwy głos krzyczący do mnie, żebym otworzyła jej drzwi. Szybko zakładam jeansy i czarny top i biegnę do drzwi wejściowych. Niemal od razu po otworzeniu w ramiona wpada mi średniego wzrostu blondynka i ściska tak mocno, że oczy niemal wychodzą mi z orbit.
- Musiałam przyjechać jeszcze dzisiaj, nie wytrzymam tu bez ciebie, stara. Komu ja będę wpadać do kuchni i wyjadać jedzenie z lodówki?! - spojrzała na mnie ze smutkiem.
- Lizzy! - wrzasnął Tommy i przylgnął do mojej przyjaciółki jak mała pijawka.
Od dawna robił na jej widok maślane oczy, od razu wpadła mu w oko. Jednak to tylko taka młodzieńcza miłość, Liz jest dla niego za stara. Niemniej dla nas dwóch wydawało się to urocze, zwłaszcza kiedy wchodził do mojego pokoju kiedy siedziałyśmy razem i pytał Liz, czy nie jest głodna.
- Cześć Tommy! - odpowiedziała, mierzwiąc mu włosy. - Jak się czujesz w dzień przeprowadzki?
- Będę za tobą tęsknił, Lizzy. - popatrzył blondynce w oczy.
Liz uśmiechnęła się i przytuliła mocno naszą dwójkę, po czym zaczęła płakać a ja zaraz po niej. Nie mogłam znieść myśli, że za dwie godziny będzie nas dzieliło ponad tysiąc pięćset mil. Ona zostanie tutaj z resztą naszych znajomych, a ja będę musiała przyzwyczajać się do zgiełku miasta i nowych twarzy. Czy poznam tam kogoś ciekawego? Oby ludzie w Bostonie byli normalni. Ciężko jest mi sobie to wszystko wyobrazić, mimo że zaczyna się to dziać. Cały dom opustoszał, na ścianach nie ma już naszych zdjęć, połowa mebli też zniknęła. Niestety nie wszystkie jesteśmy w stanie ze sobą zabrać, miejsce, w którym będziemy mieszkać, jest mniejsze od naszego dotychczasowego domu. Boję się powierzchni mojego nowego pokoju, obym nie musiała dzielić go z Tommym przez najbliższy miesiąc, zanim wyjadę do college'u. Tata nie chciał pokazać nam domu, w którym zamieszkamy. Nie rozumiem czy chce zrobić nam niespodziankę, czy boi się, że nie przypadnie nam do gustu.
- Tom, starczy tego. Daj mi się pożegnać z przyjaciółką. - mruknęłam z lekkim niezadowoleniem kiedy jego uścisk zaczynał trwać za długo. - Idź się pakować.
- Lex ma rację, musisz zabrać wszystko, żebyś o niczym nie zapomniał. Taka odległość to za dużo na powrót po cokolwiek. - powiedziała Lizzy kiwając w moją stronę.
Po jej słowach Tommy uśmiechnął się smutno i pomaszerował do swojego pokoju, tupiąc przy tym głośno i odwracając się w naszą stronę co kilka kroków. Po odprowadzeniu go wzrokiem poszłyśmy z Liz do mojego pokoju. Zdziwił ją jego widok, nigdy nie był tak pusty. Bardzo możliwe, że nawet nie wiedziała jakiego koloru ma ściany, bo od razu zwróciła na to uwagę.
- Rubinowy? Serio? Te twoje plakaty były wszędzie, bez nich wygląda to zdecydowanie lepiej. - oznajmiła.
- Sama dałaś mi największy więc nie narzekaj - odpowiedziałam ze śmiechem, siadając na brzegu łóżka i rzucając w nią poduszką.
Lizzy kiedyś przyniosła mi ogromny plakat „Queen". Moja mama kochała Queen i Lanę del Rey. Sama wyglądała jak Lana, lubiła zwiewne lniane sukienki, wianki i falowane włosy. Chociaż na początku nie przepadałam za taką twórczością, to mama pokazała mi, jak magiczna jest. Często w lecie chodziłyśmy nad jezioro i w akompaniamencie ich muzyki patrzyłyśmy w niebo lub plotłyśmy wianki, które później kładłyśmy na tafli jeziora i wypowiadałyśmy życzenie, posyłając je ku jego środkowi. Z czasem przestałyśmy to robić, a nasze ścieżki zaczęły się rozchodzić.
- Bo wiem, jak bardzo ich lubisz i jak bardzo kojarzą ci się z mamą. - oznajmiła, wskazując na miejsce, gdzie wisiał. Następnie podeszła z poduszką w dłoni i usiadła obok mnie, ciężko wzdychając i patrząc mi głęboko w oczy. - Nie chcę, żebyś wyjeżdżała. Nie wyobrażam sobie tego zapyziałego miasteczka bez ciebie. Rozmawiałaś o tym z Willem?
- Tak, Will wie o wyprowadzce. Mimo wszystko myślę, że po naszym zerwaniu nie bardzo go to obeszło. Od dwóch tygodni nic do mnie nie napisał. Najwidoczniej poczuł się wolny, kilka dni temu wstawił na instagrama stories z jakiejś imprezy. Chyba po rozstaniu mu ulżyło. - wyznałam, trzymając przyjaciółkę za rękę i starając się powstrzymać napływające do oczu łzy. - To boli mnie najbardziej. - dodałam.
- Hej.. Tylko mi tu nie płacz. Wiem, że Will cię kocha, byliście ze sobą przecież tyle lat. Oni po prostu najpierw idą w balet, a dopiero później do nich dochodzi, co się stało. Jeszcze będzie cię błagał o rozmowę. - powiedziała stanowczo, mocno mnie przytulając.
Doskonale wiem, że na dostrzeżenie tego przez Willa nie zostało dużo czasu. W niespełna dwie godziny nie zrozumie, co się stało i nie przybiegnie z kwiatami przepraszać. Byliśmy ze sobą prawie trzy lata. Will dobrze mnie rozumiał, mogłam w tamtym momencie nazwać go moim przyjacielem, byliśmy nierozłączni. Podbijaliśmy wszystkie domówki i ogniska, dużo znajomych par zazdrościło nam zgrania i uczucia. Jednak pojawiła się nowa znajomość. Moje fatum na imię miało Molly i szybko odebrało mi szczęście. Nigdy nie dowiedziałam się o zdradzie, jednak bardzo skutecznie rozdzieliła nasze drogi. Za moment wyjadę z Omaha i zostawię za sobą ten rozdział mojego życia.
- Masz rację, nie ma sensu płakać. Molly to suka, nawet jeśli coś ich łączy to szybko znajdzie innego. - odparłam, wycierając łzę z policzka. - Niech sobie go bierze.
- I dobrze mała, jeszcze będzie żałował swojego wyboru! - wykrzyknęła pewna tego co powiedziała. - Pomóc ci pakować resztę ubrań?
- Jeśli chce Ci się grzebać w starych szmatach to jasne. - odpowiedziałam blondynce, uśmiechając się delikatnie w jej stronę, po czym usiadłyśmy przed wielką szafą z przesuwnymi drzwiami, która była już niemal pusta. Leżało w niej kilka bluz, swetrów i sukienek. Zabrałyśmy się za składanie ich i pakowanie do wielkiej walizki w kolorze khaki, którą kupiłam tydzień temu na wyprzedaży w Walmarcie specjalnie na tę okazję. Kosztowała niecałe 7 dolarów przez małe pęknięcie koło rączki. Gdyby nie cena na pewno bym jej nie kupiła, nienawidzę khaki.
- O jeju! To ta bluza, którą kupiłaś na naszych pierwszych zakupach za własne pieniądze! - wykrzyknęła z ekscytacją, trzymając w rękach czarną, grubą bluzę z małym logo Nike na piersi. - To chyba jedyna bluza, która mi się z tobą kojarzy. - dodała wesoło.
- Możesz ją wziąć. Jeśli ci mnie przypomina, to powinnaś ją mieć. - zaproponowałam Liz. - Śmiało, bierz.
Widziałam błysk w jej oczach. Wiem, że potrzebowała czegoś materialnego przypominającego jej o mnie, jesteśmy jak siostry. Ta rozłąka będzie cholernie bolesna. Z pewnością boleśniejsza niż rozstanie z Willem. Siedziałam, patrząc na nią. Mój mózg odciął się od rzeczywistości i patrzył na moją bratnią duszę, od której będzie zaraz dzieliło mnie ponad siedemset mil. Nie było dnia, żebyśmy się nie widziały, a teraz ma to się zamienić w tygodnie, a może nawet i miesiące. Myśląc o tym, poczułam, jak po moich policzkach płyną wypalające w moim sercu głębokie dziury, łzy. Lizzy też płakała. Siedziałyśmy na podłodze wtulone w siebie tak mocno, jakby motywem rozłąki była jakaś groźna choroba.
- Będziesz odwiedzała mamę? - zapytałam, cały czas płacząc.
- Oczywiście, że będę, Lex. Co tydzień będzie miała swoje ukochane lilie. - odpowiedziała Lizzy ściskając mocno swój prezent. - A Ty będziesz do mnie dzwoniła z Bostonu?
- W każdej wolnej chwili, Liz. - wyszeptałam.
Siedziałyśmy tak jeszcze około pięciu minut, po czym otarłyśmy łzy, zasunęłyśmy walizkę i wyprowadziłyśmy na werandę. Tata akurat pakował resztę rzeczy do samochodu przeprowadzkowego, pojedyncze torby i mniejsze walizki wkładał do bagażnika swojego czarnego Forda Rangera. Uwielbiał ten samochód i nie pozwalał mi nigdy go poprowadzić, chociaż prawo jazdy miałam od siedemnastego roku życia i jeździłam samochodem mamy.
- Cześć Lizzy. - przywitał się mój tata.
- Dzień dobry panie Spencer. - odpowiedziała grzecznie. - Gratuluję awansu. - dodała ze szczerym uśmiechem.
Tata uśmiechnął się do niej w odpowiedzi i wrócił do wykonywania swoich poprzednich czynności. Przypomniał jeszcze o wyjeździe, do którego zostało tylko pół godziny. Na samą myśl zrobiło mi się słabo. Po chwili podbiegł do niego Tommy i pomógł nosić lżejsze rzeczy.
- Będę uciekała, Lex. Musisz mieć chwilę na pożegnanie się z domem. Pisz do mnie jak wyjedziecie i koniecznie zadzwoń, jak będziesz już w Bostonie. Będę czekała na fotki nowego pokoju. - powiedziała ze smutkiem Lizzy, po czym przytuliła mnie mocno. Tylko skinęłam jej głową, żeby powstrzymać kolejne łzy. Patrzyłam, jak wsiada do swojego niebieskiego Dodge'a, zjeżdża z podjazdu i znika za zakrętem. Postanowiłam ostatni raz odwiedzić mamę mimo to, że byłam u niej poprzedniego dnia. Nie miałam już czasu na odwiedzenie kwiaciarni. Ruszyłam więc przez niewielki las i polanę, na której zerwałam kilka polnych kwiatów. Letnie słońce ogrzewało moją głowę i ramiona. Szłam przed siebie, aż weszłam na teren cmentarza. Skręciłam w lewo na czwartej alejce i stanęłam przy murowanym grobie ze zdjęciem uśmiechniętej mamy w swoim ulubionym słomkowym kapeluszu i lnianej sukience.
Elizabeth Spencer.
Położyłam na płycie zerwane przed chwilą rośliny i patrzyłam na zdjęcie ładnej i jeszcze młodej kobiety. Przed oczami krążyły mi wydarzenia sprzed ostatnich miesięcy przed jej śmiercią, których tak bardzo nie chciałam przywoływać. Od jej śmierci minęły już dwa lata, ale tego nie dało się tak łatwo wyprzeć z głowy. Zwłaszcza widząc ją tak piękną na zdjęciu.
- Przyszłam się pożegnać, nie wiem kiedy znowu tu przyjdę. Wyprowadzamy się do Bostonu a ja za miesiąc idę do college'u. Nie wiem, co jeszcze chciałabyś wiedzieć.. Tommy i tata są szczęśliwi, przynajmniej tak mi się wydaje. Jeśli już nigdy nie będę miała okazji tu przyjechać, to chcę, żebyś wiedziała, że ci wybaczam. Cześć, mamo. - powiedziałam, patrząc na grób.
Zginęła śmiercią tragiczną.
Odwróciłam się i poszłam w stronę domu, przemierzając ten sam las i polanę. Kiedy dotarłam na miejsce, nie było już ciężarówki z meblami. Tata zamykał drzwi do domu, mruczał pod nosem coś o okularach przeciwsłonecznych. Tommy siedział już na tylnym siedzeniu Forda ze swoim Nintendo i krzywił się, gapiąc w jego ekran. Podeszłam do przednich drzwi i usiadłam na miejscu pasażera. Za chwilę dołączył do nas tata.
- Gotowi? - zapytał, uśmiechając się, na co oboje zareagowaliśmy lekkim uśmiechem.
Prawda była taka, że żadne z nas nie było na to gotowe.
CZYTASZ
Zanim przepadnę
RomanceDwudziestojednoletnia Alex wraz ze swoim ojcem i młodszym bratem Tommym przeprowadzają się do Bostonu z małego miasteczka na zachodzie stanów zjednoczonych. Całkowicie odcinając ją od wszystkich znajomych ojciec tłumaczy to przeniesieniem na wyższe...