Torres

38 13 3
                                    

Wychodzę mokry spod prysznica, przecieram dłonią parę z lustra i przyjrzałem się sobie. Ostatnio nie wyglądam za dobrze, moje włosy są dłuższe, niż powinny, a pod oczami pojawiły się cienie, podkreślające czerń moich oczu. Obwiązałem ręcznik dookoła bioder i wyszedłem z łazienki prosto do pokoju w akademiku, w którym zmuszony jestem mieszkać cały rok. W tym samym momencie usłyszałem dźwięk przychodzącego SMS-a, to Larissa. Dzisiaj o dziewiętnastej jest impreza u Evana, na którą oczywiście zostałem zaproszony. Idziemy we troje z Larissą i Molly. Zerkam na zegarek, jest osiemnasta dwadzieścia.
Larissa:
Zaraz będziemy. Widzimy się przy samochodzie.
Odłożyłem telefon na łóżko i poszedłem się ubrać. Założyłem czarne jeansowe spodnie i tego samego koloru bluzę. Przeczesałem palcami włosy, wziąłem kluczyki do samochodu i wyszedłem z pokoju. Dziewczyny już stały przy Nissanie, odblokowałem drzwi kluczykiem i kiwnąłem na znak tego, że mogą już wsiadać. Kątem oka zauważyłem jak Molly wpycha Larissę na tylne siedzenie chcąc siedzieć obok mnie. Ostatecznie się jej to udało, a ja będąc świadkiem tego żenującego przedstawienia, nie dałem rady nie przewrócić oczami. Tylko Molly stać na takie idiotyczne gesty, ale jest gorąca.
- Cześć Torres, jak nastrój? - zapytała Larri.
- Nie narzekam, bywało gorzej. - wycedziłem przez zęby, siłując się z fotelem. - A co u was?
- Wspaniale, liczę na dobrą zabawę. - odpowiedziała Molly, patrząc w moją stronę, poprawiając farbowane kasztanowe włosy i przygryzając dolną wargę. - I chcę, żebyś mi w tym pomógł. - dodała, poprawiając biust niemal przed moją twarzą.
- Jedźmy już. - mruknęła z zażenowaniem dziewczyna z tyłu.
Wrzuciłem bieg i wyjechałem z parkingu akademika. Całe szczęście dom Evana nie był daleko. Mogliśmy iść tam pieszo, ale zawsze wolę mieć wymówkę przed piciem alkoholu.
Podróż minęła szybko, podczas jazdy Molly położyła dłoń na moim kolanie i sunęła nią w stronę bioder. Nie będę ukrywał, że w moich bokserkach zrobiło się ciaśniej i ewidentne to zauważyła, ale ona chce związku, a ja nie wchodzę w związki. Niech myśli, że ma szanse. Jest na mnie napalona, a ja nie mam zamiaru przepuszczać okazji. Szkoda mi tylko Larissy, musi patrzyć na puszczalstwo swojej koleżanki. Cóż, to jej wybór, w jakim towarzystwie się obraca. Życie nauczyło mnie, żeby patrzyć na siebie. Zaparkowałem samochód po drugiej stronie ulicy, po czym wysiadłem z samochodu, zaraz za mną wysiadły dziewczyny. Z domu Evana dobiegała głośna muzyka, na trawniku stało kilka grupek ludzi. Obok jednej zauważyłem mojego przyjaciela Theo, od razu poszedłem w jego kierunku, blokując samochód przyciskiem w pilocie.
- Torres, przyjacielu! - zawołał uradowany moim widokiem Theo, krocząc w moją stronę z plastikowym kubkiem w dłoni.
- Theo! Gdzie zgubiłeś Emily? - zapytałem, ściskając jego rękę.
- Siedzi w środku z koleżankami. - odpowiedział. - Też chodźmy do środka, zaczyna się robić zimno. - zaproponował, po czym ruszył w stronę drzwi, a ja poszedłem za nim, zostawiając Molly i Larissę na podwórku. Po wejściu do moich nozdrzy doleciał odór różnego rodzaju alkoholu i papierosów. Muzyka grała tak głośno, ze nie dało się usłyszeć osoby stojącej obok. Dom był pełen zataczających się mimo wczesnej godziny ludzi. Światła były zgaszone, co wyostrzało inne zmysły. W powietrzu dało się wyczuć marihuanę mieszającą się z wonią słodkich, kobiecych perfum. Theo wskazał palcem na salon i kanapę, na której dostrzegłem Emily, jego dziewczynę. To urocza niska brunetka, bardzo mądra. Cieszę się, że mój przyjaciel trafił właśnie na nią. Pomachałem w jej stronę, a gdy nas spostrzegła od razu podeszła do Theo i wtuliła się w jego bok.
- Co słychać? - zapytałem bezgłośnie, na co dziewczyna odpowiedziała mi uniesionym w górę kciukiem.
Obleciałem wzrokiem resztę jej koleżanek, ale żadna nie przypadła mi do gustu. Przypuszczam z resztą, że już zdążyła je przede mną ostrzec. Tego wieczoru zostaje mi napalona pasażerka mojego Nissana, ale to jeszcze nie ten moment. Po chwili przechodzę do kuchni. Wyciągam z szafki czystą szklankę i nalewam do niej wody, rozglądając się po pomieszczeniu. Na drugim końcu zauważam Molly z jakimś typem, któremu zauważalnie podoba się jej głęboki dekolt, moja szansa chyba przepadła, trudno. Chwilę później podchodzi Larissa i opiera się o blat z uśmiechem na ustach.
- Dalej ma na ciebie ochotę, nie martw się. Specjalnie gada z nim na twoich oczach. - wyznaje, kiwając głową w stronę dziewczyny.
- Nie wkurwia cię to? - zadaję jej pytanie.
- Co? - pyta zaskoczona Larissa.
- To, że zachowuje się jak kurwa i może wpłynąć to na opinię innych o tobie? - zapytałem, czekając na odpowiedź. - Tyle czasu z nią spędzasz.
- Torres, tylko głupi połączy mnie z jej zapędami. Zresztą po studiach nie mam zamiaru tu mieszkać, niech gadają. - wyjaśniła, nie przestając się uśmiechać, na co i ja się uśmiechnąłem.
Zerknąłem w stronę Molly, która wlepiała we mnie swoje niebieskie oczy. W momencie zetknięcia się naszych spojrzeń speszona wróciła wzrokiem do chłopaka, z którym flirtowała.
- Rzeczywiście - zauważyłem rozbawiony.
Po kilku chwilach podszedł do nas Evan, organizator imprezy i zapytał, jak się bawimy. Nie była to najlepsza impreza, na jakiej byłem, ale też nie najgorsza. Byłem na niej zdecydowanie za krótko, żeby to ocenić.
- Jest okej. - odpowiedziałem chłopakowi. - Masz tu jakiś cichszy pokój?
- Na górę i pierwsze drzwi po prawej. Bawcie się dobrze. - skinął głową, po czym odszedł w stronę salonu.
Postanowiłem wyjść na taras i zapalić. Przetarłem się przez tańczące na parkiecie przestronnego salonu osoby i wydostałam się na zewnątrz. Było już po dwudziestej, zaczynało zachodzić słońce, tworząc na niebie niebiesko różowe wzory. Usiadłem na drewnianej ławce i wyciągnąłem z kieszeni bluzy paczkę Marlboro Gold, w kieszeni spodni znalazłem zapalniczkę i podpaliłem papierosa. Oparłem się o oparcie ławki i głęboko zaciągnąłem dymem, skupiając swój wzrok na pięknym zachodzie słońca. Nic tak mnie nie odpręża jak patrzenie w niebo.  Po ledwie kilku minutach spokoju do moich uszu dobiega piskliwy głos niemiłosiernie szybko zbliżający się w moją stronę.
- Pierdolona Molly.. - powiedziałem do siebie pod nosem i spojrzałem w jej kierunku.
Zbliżała się do mnie pewnym krokiem. Jej spódnica odsłaniała zdecydowanie za wiele, a obfity biust niemal wylewał się z obcisłego topu. Bez słowa usiadła na mnie okrakiem, ocierając swoim kroczem o moje. Zbliżyła twarz do mojej i przygryzła wargę, czułem od niej mocny zapach alkoholu. Jej biodra lekko unosiły się i po chwili opadały, napierając na nabrzmiałego członka. Zaczęła całować mnie po szyi i kłaść moje dłonie na swoich piersiach.
- Chodźmy na górę, Torres. Evan ma wolny pokój. - wyszeptała w moje włosy, wodząc palcem po policzku. - To będzie najlepsza noc w twoim życiu, skarbie.
- Nie teraz. Zejdź ze mnie. - wysyczałem.
- Wiem, że tego chcesz, bądź grzecznym chłopcem i chodź ze mną do sypialni. - wyjęczała mi w usta.
- Wstań ze mnie, kurwa. Powiedziałem, że nie teraz. - warknąłem. - Nie wkurwiaj mnie.
Dziewczyna szybko zeszła z moich kolan i patrząc na mnie już zupełnie innym wzrokiem, weszła do budynku, zamykając za sobą drzwi. Znowu siedziałem sam. W ciszy dopaliłem papierosa, zgasiłem niedopałek o podłogę i wszedłem do domu. Na środku salonu w kółku siedziało około piętnastu osób w tym Larissa i Molly. Kiedy stanąłem obok nich, żeby zobaczyć, co się dzieje Larissa spojrzała w moją stronę zapraszając do gry w butelkę. Wiedziałem, że nie skończy się to dla mnie dobrze, ale mimo wszystko postanowiłem wziąć w tym udział. Pierwsza zakręciła butelką jakaś dziewczyna w różowej sukience, wypadło na Evana, który wybrał wyzwanie i musiał wypić dwa szoty tequili. Następnie padło na Larissę, która wyznała, że od zawsze pociągały ją ogolone męskie torsy. Przyszła pora na mnie, musiałem wypić cztery szoty czystej wódki. Moja butelka zatrzymała się na Molly, która wybrała pytanie.
- Ile trwał twój najdłuższy związek? - zapytałem, patrząc jej w oczy.
- Cztery lata. - odpowiedziała z dumą, na co zaśmiałem się pod nosem przenosząc wzrok na rozbawionego Theo tulącego na kanapie Emily.
Traf chciał, że butelka, którą kręciła Molly, trafiła na mnie, a ja w myślach błagałem, żeby nie wymyśliła niczego głupiego. Ta dziewczyna jest nieobliczalna i jestem tego pewien po tym co zrobiła na tarasie.
- Wyzwanie. - powiedziałem stanowczo, na co dziewczyna uśmiechnęła się diabolicznie, przygryzając policzek od wewnątrz.
- Zdejmij bluzę, jeśli masz coś pod nią, to też to zdejmij. - popatrzyła na mnie wyzywająco.
Jednym sprawnym ruchem zdjąłem z siebie bluzę, odsłaniając wyrzeźbiony tors. Czułem na sobie wzrok innych, ale nie krępowało mnie to. Wzbudzałem zainteresowanie kobiet już od dawna. Zagrałem jeszcze kilka kolejek, w których całe szczęście nie trafiała na mnie Molly. Skończyło się na wypiciu jeszcze kilku szotów wódki. Po czasie podniosłem się i poszedłem do łazienki, zostawiając bluzę na fotelu. Kiedy stałem przy umywalce, usłyszałem za sobą dźwięk otwieranych drzwi, musiałem nie zamknąć zamka. Kiedy odwróciłem się w stronę wejścia, Molly zamykała drzwi od środka, przekręcając blokadę. Stałem i obserwowałem każdy jej ruch. Kiedy odeszła od drzwi uklęknęła przede mną, szybkim ruchem rozpięła guzik moich spodni i rozporek. Wyjęła z bokserek mojego twardniejącego penisa i włożyła do ust, mocno ssąc. Przytrzymywała się dłońmi moich ud i brała go głęboko w usta. Nie liczyłem na coś takiego na tej imprezie, ale zdecydowanie potrzebowałem. Molly była w tym dobra. Chwyciłem w garść kasztanowe włosy i mocno dociskałem do siebie jej głowę, nie zwracając uwagi na to, że się krztusi.
- Mocniej - wycedziłem przez zęby, po czym dziewczyna zaczęła ssać jeszcze mocniej niż wcześniej. Po chwili doszedłem w jej ustach. Po wszystkim zasunąłem rozporek i ruszyłem w kierunku drzwi, oglądając się przez ramię w jej kierunku. Dziewczyna patrzyła na mnie lubieżnym wzrokiem, kciukiem wycierając spermę z wargi i zlizując ją z niego.
- Kiedy powtórka? - zapytała, trzymając się za pierś.
- Nieprędko - odpowiedziałem oschle wychodząc i trzaskając za sobą drzwiami.
Wchodząc do salonu, zgarnąłem moją bluzę z fotela i zakładając ją na rozgrzane ciało, wyszedłem na taras. Na schodach siedziała Larissa, dosiadłem się do niej i wyciągnąłem w jej kierunku paczkę papierosów. Wzięła ode mnie jednego i podpaliła swoją zapalniczką. Spojrzałem na nią kiedy akurat zaciągała się dymem i uśmiechnąłem się pod nosem. Jest jedną z dwóch osób zaraz po Theo w całym Bostonie, której mogę zaufać. Z Larissą poznaliśmy się zaraz po moim przylocie do Stanów. Wpadła na mnie na korytarzu uczelni, do której oboje przyszliśmy się akurat zapisać. Było to dwa lata temu i od tamtej pory oboje w pełni sobie ufamy. Nigdy nie łączyło nas nic więcej niż przyjaźń, co bardzo mnie cieszy.
- Znajdziesz sobie w końcu dziewczynę? - zapytała. - Posuwanie Molly na dłuższą metę nie wyjdzie ci na dobre. - dodała, zerkając w moją stronę z poirytowaniem wymalowanym na twarzy aż za wyraźnie.
- To nie takie proste, Larri. Myślę, że mój sposób życia nie pozwoliłby na utworzenie trwałego związku. - wyznałem, sprzedając jej kuksańca w ramię, uśmiechając się przy tym.
- Widzisz tamtego ziomka? - wskazała na chłopaka całującego się ze skąpo ubraną rudowłosą dziewczyną. - Jego dziewczyna siedzi w domu i myśli, o tym, jakiego wspaniałego ma chłopaka podczas kiedy on nie opuszcza żadnej imprezy. Na dodatek ćpa, czego ona zdaje się nie wiedzieć. Te czasy nie sprzyjają związkom, ale wierzę, że tobie się uda Torres. Znamy się dwa lata i wiem, że przy odpowiedniej dziewczynie twoje podejście mogłoby się zmienić. - wyznała, gapiąc się we mnie przymrużonym oczami, jakby czekała na przytaknięcie.
- W skali od jednego do dziesięciu jak dobrze się bawisz, udając psychologa? - zapytałem, śmiejąc się głośno i machając przecząco głową.
- No tak z osiem i pół. - odpowiedziała rozbawiona. - Mimo wszystko naprawdę tak uważam. - dodała, poważniejąc.
- Znamy się tyle lat i dalej nic o mnie nie wiesz. - zauważyłem, kładąc dłoń na jej ramieniu i ściskając delikatnie.
- Jeszcze byś się zdziwił. - puściła do mnie oko. - Znam Cię lepiej niż ty sam.
Po jej słowach siedzieliśmy w ciszy, dopalając papierosy i patrząc na bawiących się w ogrodzie ludzi. Mimo późnej już pory ciągle ich przybywało. Co chwilę ktoś przechodził koło nas, wychodząc albo wchodząc do domu, z którego dochodziła coraz głośniejsza muzyka, co niedługo mogło przestać podobać się sąsiadom. Szczerze mówiąc dziwne, że w ogóle doszło do tej imprezy. Najbliższą okolicę zamieszkują tylko osoby starsze, które zduszają takie akcje, zanim ktokolwiek zdąży o nich pomyśleć. Spojrzałem na zegarek w telefonie, zbliżała się dwudziesta druga i co za tym idzie cisza nocna więc jeśli nie chciałem spotkać się z policją, wezwaną przez osoby z sąsiedztwa, musiałem zbierać się do akademika. Na moje nieszczęście z domu wyszła zataczająca się od nadmiaru wypitego alkoholu Molly. Trzymała w dłoni plastikowy kubek, z którego na wszystkie strony wylewało się piwo, plamiąc przy tym deski werandy i szybko w nie wsiąkając. Upadła na kolana obok siedzącej Larissy i przytuliła się do jej pleców, opadając na nią całym ciężarem swojego ciała, przez co dziewczyna wydała z siebie ciche sapnięcie.
- Kocham Cię Larri, jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie. - wybełkotała w czarne włosy dziewczyny. - Napij się trochę, dobre jest. - podsuwała pod jej nos kubek z płynem.
- Nie chcę, dziękuję. - odpowiedziała, odsuwając go sprzed swojej twarzy, na co Molly dalej usiłowała wcisnąć jej alkohol, co poskutkowało wylaniem połowy zawartości kubka na bluzę brunetki.
- Jeśli nie chce pić, to jej nie zmuszaj. - warknąłem w stronę ledwo kontaktującej dziewczyny.
- Jesteś chujem Torres, na niczym ci nie zależy. Zrobisz wszystkim przysługę, jak wrócisz do Kolumbii. - rzuciła w moim kierunku z prowokacyjnym uśmieszkiem na twarzy, po czym wylała na mnie resztę zawartości kubka, na co Larissa wydała z siebie zdumione westchnienie i w moment podniosła się, zrzucając ze swoich pleców Molly i zmierzając w moją stronę. Udało mi się ją wyminąć. W przeciągu sekundy znalazłem się tuż obok szatynki i podnosiłem ją, mocno trzymając za nadgarstki. Jej słowa rozwścieczyły mnie do tego stopnia, że przestałem nad sobą panować.
- Przestań! Nie rób jej nic! - krzyczała spanikowana Larissa ciągnąc mnie za rękę. Jej słowa docierały do mnie z opóźnieniem, słyszałem je jak przez mgłę kiedy mieszały się w uszach z przyspieszonym biciem mojego serca. Spojrzałem w oczy szarpiącej się w moim uścisku dziewczyny.
- Jeszcze jedno słowo a wywiozę cię do Medellin. La puta. - wywarczałem do jej ucha oblizując usta, po czym puściłem dziewczynę, która bezwładnie upadła na podłogę. Jej uśmieszek teraz zastąpiło przerażenie. Odwróciłem się do niej plecami i ruszyłem w stronę samochodu. Adrenalina dalej krążyła w moich żyłach, wiedziałem, że jeśli zaraz stąd nie odejdę, to może skończyć się to bardzo źle. Poprawiłem szybko pojedyncze kosmyki kruczoczarnych włosów, które opadły mi na czoło. Przed odejściem spojrzałem jeszcze na ludzi, którzy ze szczerym zaciekawieniem obserwowali całą sytuację i na Molly siedzącą na deskach tarasu pocierającą swoje różowiejące od mojego uścisku nadgarstki. Nikt z gapiów nie podszedł, żeby jej pomóc. Boją się i mają rację. Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem w stronę samochodu, kopiąc po drodze plastikowy kubek, którego zawartość teraz znajdowała się na moich ubraniach.
- Wracasz ze mną? - rzuciłem przez ramie w stronę Larissy, lecz ta zaprzeczyła skinieniem głowy, kucając obok Molly.
Czułem w ustach smak alkoholu wypitego podczas gry w butelkę, którego w ogóle nie powinienem był pić. Tuż przed wejściem na ulicę nacisnąłem na pilocie przycisk otwierania zamka centralnego drzwi. Nie powinienem prowadzić w takim stanie, ale patrząc, co przed chwilą odstawiła tamta wariatka, wolałem nie zostawiać Nissana w jej zasięgu. Jutro mógłbym już nie mieć po co wracać. Światła w samochodzie zamigały i słychać było dźwięk otwieranej blokady. Byłem na środku ulicy kiedy oślepił mnie blask reflektorów terenowego czarnego Forda.

Zanim przepadnęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz