Good Night Tomarry Cz.3

184 8 3
                                    

Harry ignorował swoich przyjaciół i Diggory'ego przez dwa dni, podczas których jego siniaki przybrały nieciekawych kolorów. Niestety nie mógł z tym iść do pani Pomfrey, która pewnie zadawałaby bardzo niekomfortowe pytania. Humor Pottera nie poprawiał też fakt, że przez te dwa, cholernie długie dni nie widział się z Tomem. Na całe szczęście był to weekend, toteż nie musiał wychodzić ze swojego dormitorium.
Niedzielnego wieczoru postanowił wyjść jednak z gryfońskiej wieży i pochodzić po szkolnych korytarzach, które zapewne były cichsze, niż pokój wspólny.
Witał się z niektórymi obrazami i duchami napotkanymi na swojej drodze, przez co jego humor poprawił się nieznacznie. Szedł właśnie korytarzem prowadzącym do szkolnych lochów, kiedy usłyszał jak ktoś woła go po nazwisku.
Odwrócił się nieznacznie i przewrócił oczami, kiedy zobaczył dobrze znane mu, blond włosy.
- Malfoy - powiedział z wymuszonym uśmiechem.
- Co Złoty Chłopiec Gryfindoru robi tutaj sam, w tak niebezpiecznym miejscu, jakim są ślizgońskie lochy? - powiedział Malfoy podchodząc do niego z figlarnym uśmieszkiem. Oparł się o ścianę tuż obok Pottera i spojrzał na niego przekręcając głowę w bok.
- Szukałem szczęścia, ale widzę, że tutaj przyszedłeś, więc mój plan szlag trafił - opowiedział i zaczął wymijać Ślizgona, który przytrzymał go za ramie. Pociągnął go do siebie, opierając go o ścianę.
- Jeżeli myślisz, że możesz tak ze mną pogrywać, to się grubo mylisz, Potter - syknął Draco, przybliżając twarz do twarzy Harry'ego. Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, zapewne pomyślałby, że się całują. Och jak bardzo by się pomylił.
- Spieprzaj Malfoy, coraz bardziej upodabniasz się do swojego ojca - warknął Potter. Ślizgon pchnął go na ścianę.
- Nie waż się mówić o moim ojcu, Potter.
- Bo co? Postraszysz mnie nim? Przyjdzie i wywali mnie ze szkoły? A może mnie zabije, co? Proszę cię, Malfoy - prychnął Harry i strącił dłoń Ślizgona ze swojego ramienia.
- Ciesz się wolnością póki jeszcze możesz, Potter. Ktoś wrócił i bardzo oczekuje waszego kolejnego spotkania. - Malfoy zmierzył go wzrokiem i uśmiechnął się wrednie. Odszedł, zostawiając Pottera samego z jego myślami, które stały się jeszcze bardziej poplątane. Cholerny Malfoy.

Lekko wytrącony z równowagi zawrócił, porzucając swój plan zaszycia się gdzieś w dolnej części Hogwartu. Zupełnie przypadkowo wpadł na Diggory'ego, który zdziwiony, że widzi go wychodzącego ze ślizgońskich lochów, podszedł do niego skonfundowany.
Harry uśmiechnął się lekko i poprawił swoje okulary czując się zadziwiająco speszony.
- Co tutaj robisz, Harry? - zapytał cicho Cedric. Nie przywitał Harry'ego swoim zwyczajowym buziakiem czy słodkim uśmiechem.
- Właściwie to przechodziłem? - odpowiedział. Puchon zmarszczył brwi i kiwnął nieprzekonująco głową.
- Możemy porozmawiać na osobności? - zapytał cicho. Nie czekając na samą odpowiedź Pottera odwrócił się na pięcie i ruszył do swojego dormitorium. Gryfon posłusznie poszedł za nim.
Nie miał okazji być jeszcze w pokoju wspólnym Puchonów, toteż był lekko zdziwiony, jak bardzo przytulne jest główne pomieszczenie. Cedric zaprowadził go do swojego pokoju, które znajdowało się najdalej ze wszystkich. Brunet był prefektem naczelnym, co znaczyło, że miał pokój cały dla siebie. Był on średnich rozmiarów. Miał ciepły odcień brązu na ścianach, duże łóżko, biurko, szafkę i piecyk, co Potter zauważył - było typowe dla hogwartowych pokoi.
Puchon stanął na środku swojego pokoju i odwrócił się do Harry'ego ze splecionymi ramionami.
Harry lekko zaskoczony pasywnością w ruchach swojego chłopaka przygryzł wargę.
- Coś się stało? - zapytał niepewnie, zamykając drzwi.
- To ty mi powiedz co się stało, Harry - odpowiedział Cedric robiąc kilka kroków w jego stronę.
- Nic się przecież nie stało, Ced. Wszystko jest w porządku - stwierdził z lekkim uśmiechem. Cedric chyba nie do końca mu jednak uwierzył. Puchon przewrócił oczami. Po chwili Potter czuł jego wargi na swoich, więc automatycznie oplótł szyję wyższego chłopaka, co pomogło mu w utrzymaniu równowagi. Westchnął cicho i dał się poprowadzić do łóżka Cedrica, gdzie opadł lekko na miękki materac. Tak bardzo skupił się na ustach bruneta, że nie zauważył, kiedy dłonie Digorry'ego zeszły w dół, tuż do jego bluzki, którą podciągnął jednym szybkim ruchem. Poczuł jak Cedric się odsuwa i patrzy w dół na jego nagą skórę.
- Wiedziałem - powiedział, uśmiechając się smutno. Zszedł z łóżka poprawiając swoje odstające włosy, co pogorszyło sprawę. - Wiedziałem, że się z nim pieprzysz.
- O czym ty mówisz? - zapytał Harry, zakrywając swoje posiniaczone ciało. Czuł niewyobrażalne gorąco na swoich policzkach i chciał jak najszybciej zapaść się pod ziemię.
- Dlatego nie chciałeś wtedy unieść bluzy, prawda? - zapytał ostro Cedric, patrząc na niego z bólem w szarych oczach. - Nie chciałeś żeby się wydało, że pieprzysz się z Malfoy'em za moimi plecami, nie?
- Ale j-ja wcale ni-
- Nie kłam! Chociaż zrób tyle i nie kłam mi w oczy, Harry! - krzyknął Puchon. Potter patrzył na niego z rozszerzonymi oczami, chcąc powiedzieć cokolwiek, aby uspokoić Cedric'a.
- Zrobiłbym dla ciebie wszystko, a ty i tak wolisz tego gnojka! Sądziłem, że coś do mnie czujesz, Harry!
- A-ale to nie tak! - odpowiedział szybko, czując potrzebę powiedzenia prawdy Cedric'owi.
Problem w tym, że niestety nie mógł tego zrobić.
- A jak niby? Harry, nie okłamuj mnie, proszę! Chociaż to dla mnie zrób i wytłumacz mi wszystko!
- Ja... - zaczął Potter, opuszczając głowę. - Nie mogę ci powiedzieć prawdy, Ced... Przepraszam, ale naprawdę nie mogę...
- Tak myślałem - zaśmiał się Diggory, odwracając się do Pottera plecami tak, jakby nie chciał i nie mógł już na niego patrzeć. - Wyjdź Harry. Między nami koniec.
- Ced... Nie pieprzyłem się z Malfoy'em, naprawdę... - powiedział błagalnie, podchodząc do Puchona.
- Powiedziałem wyjdź.
- Ced... - powiedział, dotykając łagodnie jego ramienia.
- Wyjdź, Harry! - krzyknął Cedric, odsuwając się gwałtownie od Pottera.
Harry wyszedł z opuszczoną głową.

~| One Shoty & Miniaturki |~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz