Wmawiaj mi Drarry

295 13 1
                                    

Tytuł: Wmawiaj miPairing: Draco x Harry
Rodzaj: one-shot
Gatunek: komedia, fluff, smut
Ostrzeżenia: nie jestem pewna czy jest
wystarczająco dobrze, żeby mogło to być komedią



Harry Potter wstał z dziwnym przekonaniem, że coś jest nie w porządku. Od czasu wojny dosyć często tak właśnie się czuł, ale teraz było jakoś inaczej. Założył swoje wyświechtane okulary, które mógłby już dawno zamienić na inne, ale wcale tego nie chciał, ponieważ czuł do nich ogromny sentyment i rozejrzał się po pokoju. Wiedział już dlaczego czuł się jakoś inaczej. W sypialni był tylko on sam, więc ze strachem spojrzał na zegarek, uświadamiając sobie, że jest dopiero chwilę po siódmej. O tej porze reszta chłopaków, jeszcze smacznie spała, więc zaczął gorączkowo myśleć czy aby o czymś nie zapomniał. Wstał w pośpiechu i zaczął zgarniać swoje rzeczy, które nadawałyby się do ubrania. Podszedł wziąć szybki prysznic i myjąc zęby zakładał i sznurował swoje buty. Po paru minutach wyszedł z sypialni i zszedł do pokoju wspólnego, w którym zobaczył kilka rozmawiających, czy uczących się osób, w tym Hermionę.
- Hej Herm. Wiesz może dlaczego wszyscy wstali tak wcześnie? - zapytał przeczesując swoją ręką nieokrzesane włosy. Musiałby coś z nimi zrobić, bo bardzo go ostatnio irytowały.
- Hm... nie, nie za bardzo - odpowiedziała zamyślona, nie skupiając na nim wzroku. Harry zmrużył oczy i przekrzywił głowę. - Może poszli już na śniadanie - dodała przeszukując szybko jakąś grubą i bardzo opasłą książkę.
- No tak... - powiedział i ruszył w stronę wyjścia, witając się po drodze z Ginny i innymi szóstorocznymi, których znał z widzenia.
Wychodząc przed dziurę w ścianie potknął się niefortunnie, zahaczając o wystającą cześć podłogi. Przeklął w podlocie i zamknął mocno oczy mając nadzieję, że złagodzi to upadek. Na wielkie zdziwienie Harrego, żadnego upadku nie było. Otworzył nieśmiało jedno oko, czując, że coś ciepłego obejmuje go silnie w pasie. Uniósł głowę i pierwsze co rzuciło mu się w oczy były wyjątkowo jasne włosy. Przestraszony cofnął się szybko, omal nie upadając jeszcze raz.
- Aish. Ale z ciebie jest fajtłapa, Gryfiaku - powiedział pieszczotliwie Draco. Uśmiechnął się do Harrego i zrobił do niego krok. Potterowi przewróciło się coś w żołądku, jakby stado centaurów zrobiło sobie tam jakiś wyjątkowo długi i energiczny pochód.
- Malfoy, co z tobą do cholery?! - zapytał zdezorientowany, kiedy Ślizgon mocno go przytulił, kładąc przy tym swoją rękę na pośladku Harrego. - Malfoy! - pisnął i odsunął się od blondyn, uderzając przy tym w jeden z obrazów.
- Panie Potter! Proszę o trochę szacunku dla mnie! Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie potraktował, żeby bezczelnie we mnie walnąć! - wykrzyknęła Gruba Dama, strzelając przy tym typowego przysłowiowego 'focha'.
- Pani wybaczy, ale mój chłopak chyba źle się dzisiaj czuję... Mam nadzieję, że nic złego się nie stało, chociaż patrząc na panią wygląda pani o trzydzieści lat mniej niż ostatnio! - powiedział Draco, a Harry nie mógł uwierzyć w to co powiedział Ślizgon. Nie był do końca pewny, czy chodziło bardziej o część, w której jego odwieczny wróg stwierdził, że Harry jest jego chłopakiem, czy raczej o fakt, że udało mu się urobić Grubą Damę. Kiedy ta rozpływała się nad cudownością Ślizgona, ten pociągnął Harrego i teraz stali już na schodach, kierując się do Wielkiej Sali. Harry był skonfundowany. Rozglądał się po korytarzach, jakby zaraz miała wyskoczyć ekipa z jakiegoś programu typu "mamy cię!", które tak często oglądał wuj Vernon. W pewnym momencie Harry zaczął się szczypać, jako miałoby to pomóc w obudzeniu się z tego bezsensownego snu.
Draco pociągnął go po raz kolejny, aby ten ruszył za nim. Harry wyrwał mu się i spojrzał na niego mrużąc oczy.
- Dobra. Co z tobą jest nie tak? Co ci odbiło? - zapytał, mając nadzieję, że przy braku świadków Malfoy powie o co mu chodzi. - A może zjadłeś dropsa od Dumbledora?
Blondyn spojrzał na niego dziwnie i roześmiał się ciepło.
- Oj, ktoś tu chyba nie spał za dobrze - powiedział i pokręcił głową. - Wydaje mi się, że ciągle o mnie źle sądzisz. Ah, zresztą nieważne. Chodź, bo w końcu spóźnimy się na śniadanie, a dzisiaj są naleśniki! Wiem, że je lubisz, Gryfiaku.
- Nigdzie z tobą nie idę, do jasnej cholery! Jeszcze niedawno chciałeś mnie zabić, a teraz na naleśnikami mnie podrywasz?! Malfoy, to w cale nie jest śmieszne! Przestań się śmiać i mów o co chodzi!
- Oj Harry... Chyba naprawdę dzisiaj źle się dzisiaj czujesz. Mam nadzieję, że jak już zjesz to śniadanie, to ci przejdzie, bo teraz nawet dzieci się źle na nas patrzą... Zepnij swój piękny tyłek, uśmiech na twarz i idziemy Gryfiaku! - powiedział Draco i pochylił się w stronę Harrego, składając na jego czole czuły pocałunek, zanim ten jakkolwiek zareagował.
- EW. Malfoy! Przestań mnie całować i dotykać! I nie jestem twoim Gryfiakiem! Ja się ciebie boję!

***
Kiedy znaleźli się w Wielkiej Sali nikt specjalnie nie zwracał uwagi na nowo-przybyłych, jakby to wcale, a wcale nie było niczym specjalnym. Harremu nie udało się pozbyć Draco, co uznał za wyjątkowo kiepski żart. Zastanawiał się, czy czasem ktoś go nie otruł jakimś przeterminowanym eliksirem, bądź urokiem, który miał na celu wkurzenie Harrego. Dobrą opcją wydawało mu się też to, że przez wczorajsze latanie na miotle w taką koszmarną pogodę mógł złapać gorączkę i mieć halucynację. Albo po prostu dostał świra.
Kiedy Draco witał się z jakimś Ślizgonem, którego imienia Harry nie mógł sobie przypomnieć, postanowił zwiać spod ramienia blondyna do swojego stołu. Udało mu się to zadziwiająco łatwo i szybko, ponieważ do rozmowy Ślizgonów dołączyła jeszcze dwójka osób, robiąc przy tym większe zamieszanie. Harry czmychnął do swojego stołu, gdzie usiadł koło Rona i Hermiony, która nie wiadomo jak znalazła się tu szybciej niż on. Westchnął głęboko i walnął głową o stół.
- Co się stało? - zapytał Ron, który z głębokim zamiłowaniem przeżuwał swoje śniadanie. Zanim Potter zdążył cokolwiek odpowiedzieć, poczuł na swoim biodrze delikatny dotyk i zapach bardzo drogich perfum.
- Dlaczego nie poczekałeś? Przepraszam, że tak długo rozmawiałem, ale to było ważne, wybacz - powiedział Draco, siadając swoim arystokratycznym siedzeniem koło Harrego.
- To się stało... - jęknął na tyle głośno, aby mógł to usłyszeć Ron. - Czy wy tego nie widzicie? - zapytał szeptem swoich przyjaciół.
- Ale, że czego nie widzimy? - Harry strzepnął rękę ze swojego biodra i wskazał na Draco.
- Jego zachowania!
- Co z nim nie tak? Przecież zachowuje się jak zawsze. Nic w tym nienormalnego - stwierdził Ron wzruszając ramionami. Wpakował do swoich usta spory kawałek kiełbaski i przegryzł to swoją wielgachną kanapką.
- Hermiono! Powiedź, że chociaż ty uważasz, że oni ześwirowali! - błagał Harry, a Gryfonka zrobiła przepraszającą minę. - Dobra rozumiem. Wychodzi na to, że to ja jestem świrnięty, tak? Malfoy! Nie dotykaj mnie tam gdzie nie musisz! - pisnął głośno, czym zwrócił uwagę reszty osób siedzących w jadalni. Ciepły rumieniec pojawił się na jego policzkach, przez co czuł się jeszcze gorzej niż przed chwilą. Mruczał, wychodząc szybkim krokiem do wyjścia i powoli zaczynał się poważnie zastanawiać, czy czasem oni wszyscy nie zostali otruci, albo coś z tych rzeczy, ponieważ to niemożliwe, żeby tyko Harry zauważył, cholernie dziwne zachowanie Draco. Postanowił, że dowie się co go ominęło, nawet jeśli miałby spędzić nad tym resztę pobytu w Hogwarcie. Oj, dowie się.

***
Wychodził akurat z łazienki, kiedy to na przeciwko drzwi zobaczył opartego o ścianę Draco. Mruknął coś pod nosem, że mu się śpieszy do Komnaty Tajemnic, mając chwilowy kontakt wzrokowy z jasnymi tęczówkami. Odchrząknął znacząco i ruszył w swoją stronę mając nadzieję, że Ślizgon czekał na kogoś innego. Ha, chciałby.
- Potty, stój - usłyszał melodyjny głos za sobą i stanął jak na komendę. Odwrócił się powoli, mając naprawdę wielką nadzieję, że to jednak nie Malfoy go wołał, tylko jakiś łudząco podobny Gryfon. Albo chociażby jakiś Puchon - tylko o tyle prosił. Niestety, Potter albo miał naprawdę dużego pecha, albo ktoś u góry go nie lubi.
- No co~ - przeciągnął, nerwowo bawiąc się rąbkiem swojej niewyprasowanej szaty.
- Nie unikaj mnie, Harry. Nie masz czasem gorączki? Chodź, zaprowadzę cię do pani Pomfrey - powiedział Draco i odepchnął się od ściany podchodząc do niego powoli. Harry poczuł się teraz jak gazela widząca swojego przyszłego zabójcę.
- Na stare gacie Merlina! Malfoy, to już nie jest śmieszne! - warknął histerycznie, robiąc przy tym powolne kroki do tyłu. Nie da się tknąć. Oj, nie da.
Kiedy miał się już odwrócić i ruszyć ku wolności, potknął się o swoją szatę i runął w długą. Usłyszał parsknięcie i cichy śmiech Draco.
- O rany... Skarbie, ale z ciebie jest fajtłapa. No naprawdę - stwierdził Ślizgon i podszedł do niego szybko, chcąc pomóc mu wstać. - Hej, wstajemy.
- Nie ruszam się stąd... - mruknął Harry dosyć niezrozumiale. - Ta podłoga mnie rozumie i wie, że coś jest z wami nie tak...
Draco parsknął znowu i pociągnął zielonookiego do góry, który przyjął to z jękiem.
- Och! Harry, jakim cudem udało ci się tak feralnie upaść, co? Krew ci, kochanie, leci z nosa - oznajmił Draco i pociągnął Gryfona z powrotem do łazienki, gdzie posadził go na jednej z umywalek. Ten już nie protestował. Czuł, że jest na przegranej pozycji, z której nie ma jak się odbić. Siedział po prostu cicho patrząc na to, co robi jego 'chłopak' od siedmiu boleści. Zastanawiał się, co do cholery musiał takiego przespać, żeby obudził się któregoś dnia, z Draco w roli swojego chłopaka. No po prostu magia.
- Ała! - jęknął, kiedy Ślizgon rzucił na jego nos jakieś zaklęcie. Blondyn mruknął jakieś przeprosiny i niespodziewanie pocałował go zraniony nosek.
- Godryku.., przestań! - jęknął znowu, czym rozśmieszył Ślizgona. Harry nie twierdził, że mu się to nie podoba, bo usta Draco były na prawdę bardzo miękkie, ale po prostu...
No, po prostu nie wypada. No i tyle.
- Nie Godryku, tylko Draco. A ty jesteś uroczy, Gryfiaku - stwierdził Draco i poczochrał ciemne włosy.
- Matko... za jakie grzechy?

***
Przez całe kilka dni, Draco był z Harrym, nie odstępując go prawie na krok. Najgorsze było to, że wszyscy mówili, że to nic niezwykłego i, że miło widzieć ich razem. Potter ze strachem zauważył, że też zaczynał myśleć, iż może ma chwilowy zanik pamięci, albo, że walnął się mocno w głowę i po prostu nie pamięta momentu, w którym zszedł się z Draco. Wydawało mu się to tak głupie i irracjonalne, że wersja z 'mamy cię!' wydawała mu się chwilami lepsza.
Obecność Draco nie byłaby niczym specjalnym i zaskakującym dla Harrego, gdyby ten, nie dawał o sobie znać na każdym kroku. Raz przy śniadaniu, na które oczywiście przyszedł pod eskortą Draco, który czekał na niego przed portretem z jakimiś drogimi czekoladkami, które on natomiast wręczył Ronowi, Harry nie mógł się skupić na jedzeniu swojej owsianki, ponieważ ręka Ślizgona, co chwilę wędrowała na nikomu winną nogę Pottera.
- Ogólnie, ja ciągle myślę, że powinniśmy zmienić skład przed przyszłym meczem z Pu...chonami- Harry zesztywniał. - Draco. Zabierz. Rękę. Z. Mojego. Uda. Teraz.
Powiedział, na co Draco uśmiechnął się zabójczo, czym uciął mowę Harrego na resztę śniadania.
No, a ręka wróciła na miejsce. Po prostu Draco lubił nogi Pottera. Nic specjalnego.

Tego samego dnia, na jednej z lekcji eliksirów, na której Snape podzielił ich w pary (Harry był przydzielony do Hermiony, a Draco do jakiejś jasnowłosej Puchonki), wydarzyła się dosyć dziwna sytuacja.
Draco był wyjątkowo skupiony na swoim zadaniu, jednak Harremu wydawało się, że poświęca za dużo uwagi owej Puchonce, tłumacząc jej poszczególne części pracy. Harry z przerażeniem stwierdził, że bardzo mu to przeszkadza. Tak, jakby ciągła uwaga Draco, była czymś zarezerwowanym tylko dla niego.
- Harry, skup się - powiedziała w końcu Hermiona, nie mogą znieść nieuwagi Pottera przy pracy. Harry jednak przyglądał się tej blondynie. Miała za duże cycki, za bardzo wystający nos i w ogóle była jakaś nieproporcjonalna. - Miałeś to pociąć w plasterki, a nie rozgnieść na papkę.
Oczy też miała jakieś takie za małe... I Draco pewnie nie lubił tego piwnego koloru. Tak na pewno.
- Harry!
- No co? - warknął, a Hermiona rozszerzyła oczy w zdumieniu. - Ojej, przepraszam - dodał w skrusze i zerknął szybko na miejsce pracy Draco i Puchonicy. Nie zauważył, jak na usta Hermiony wypłynął mały uśmieszek zadowolenia. Ot tak, po prostu.

Wychodząc z klasy, Harry szedł z zaciętą miną nie oglądając się za siebie. Dzięki przyjaciółce, Potter nie został bankrutem, ponieważ o mało co nie wylał łez jednorożca, za które zostałby zabity przez Snape'a, pozbawiony punktów dla Gryffindoru na całe przyszłe pokolenia i musiałby za nie zapłacić, chociaż nie był do końca pewny, czy nie musiałby zaciągnąć jakiegoś kredytu w banku. A to wszystko przez to, że Harry zauważył, jak Draco otarł się dłonią o blondynę, chociaż nie dopuszczał tej myśli na wierzch. Po prostu oślepiło go światło i prawie się potknął. I tyle. Koniec historii, dziękuję, pozdrawiam. Hermiona odprowadziła go zaskoczonym wzrokiem do zakrętu, gdzie zniknął wszystkim sprzed oczu. Nie miał ochoty z nikim gadać, zwłaszcza z pewnym białowłosym Ślizgonem, który teraz go doganiał.
- Znowu uciekasz, Gryfiaku - stwierdził i uśmiechnął się lekko. Harry spojrzał na niego morderczo i odwrócił wzrok na ścianę po drugiej stronie. - Coś się stało?
- Nie - odparł buntowniczo, dalej nie patrząc na Malfoya.
- Na pewno? Widzę, że coś cię zdenerwowało, mi możesz powiedzieć, Harry - powiedział blondyn mając nadzieję, że Harry powie o co chodzi.
- Nie - powtórzył uparcie, kierując się w stronę Wieży Gryffindoru, gdzie będzie miał spokój.
- Mój mały Potter jest zły, a ja chcę wiedzieć dlaczego, więc czy mógłbyś się zatrzymać i ze mną porozmawiać? - zapytał Draco, a w jego głosie dało się wyczuć, że nie chciał słyszeć sprzeciwu. Harry zatrzymał się i spojrzał na blondyna w skupieniu.
- Nie - powiedział pewnie i skinął głową. Ruszył dalej przecierając oczy.
- W takim razie jutro przyjdę po ciebie o osiemnastej. Ubierz się ładnie, a ja zajmę się resztą.
- Czy ty proponujesz mi randkę? - zapytał zaszokowany, odwracając się w stronę Draco.
- Randka, konwentykiel, sam na sam, interesy, tete-a-tete... określ to ja chcesz, ale po prostu bądź gotowy, Gryfiaku - powiedział i odwrócił się plecami do Harrego, idąc w stronę Lochów. Gryfon dalej stał, jak stał, bardzo zdziwiony, ale i nerwowy przed tym co miało nastąpić. - Aha. Widziałem jak się patrzyłeś w moją stronę, Harry. Miło mi, że jesteś o mnie zazdrosny.
- Co? Ja wcale nie... uh... Głupi Ślizgon.

***
Potter nie mógł zasnąć, myśląc o wszystkich scenariuszach jakie mogłyby się przytrafić na wieczornym spotkaniu, chociaż nie był jeszcze pewny, czy na pewno na nie pójdzie. Kiedy powiedział o tym Ronowi i Hermionie, ci spojrzeli po sobie i powiedzieli równocześnie 'w końcu'. Nie chcieli wyjaśnić Harremu o co chodzi, ale czuł, że oni o czymś wiedzą. Obraził się na nich i poszedł do swojej sypialni, gdzie stanął przed najtrudniejszym wyborem swojego życia. Wybór ubrania. Po przymierzeniu tysiąca zestawów, przy których Neville, Seamus, Dean a nawet Ron dodawali swoje komentarze, Harry w końcu się załamał i poprosił Ginny o pomoc, chociaż robił to niechętnie. Im mniej osób wie o spotkaniu, tym lepiej. W końcu z jej pomocą wybrał jakieś gładkie, ciemne spodnie i zielonkawą koszulę z długim rękawem, który Wesleyówna koniecznie kazała podwinąć. Podziękował ślicznie Ginny, ponieważ wiedział, że on sam jest kaleką jeżeli chodzi o ubrania. Tak po prostu był już zaprogramowany.
Położył się dosyć późno, ponieważ musiał jeszcze napisać sto razy dla McGonagall 'Będę uważał na lekcjach Profesor McGonagall i już nigdy nie użyję innego zaklęcia, niż omawiany na lekcji', w ramach zadość uczynieniu, za zamienienie jej włosów na wijące się robaki. To przecież nie jego wina, że użył niewłaściwego zaklęcia! Prawda?
No i tak leżał bezwiednie na swoim łóżku, starając się nie myśleć co przyniesie jutro. Bo gdyby myślał, już dawno musiałby siedzieć na kibelku. Ach, te nerwy, pomyślał i ułożył się w pozycji embrionalnej.

***
Zadziwiające było to, że Harry Potter, zwany przez wszystkich i wszystko: Wybrańcem, Złotym Chłopcem, Tym - który - przeżył, Wybawicielem czarodziejskiego świata... i tak dalej, i tak dalej, tak szybko zdołał dać Draconowi Malfoyowi przysłowiowej 'dupy'. Zdziwieni? Pewnie nie za bardzo.
Może zacznijmy od początku:
Harry, po swojej nieprzespanej nocy postanowił, że jednak uda się na spotkanie z Draco. Wynikało to z jego gryfońskiej ciekawości, która była większą niż chęć przygody (ze Ślizgonami w gwoli ścisłości, oczywiście.)
Na nogach z waty ruszył do wskazanego miejsca, o którym dowiedział się pięć minut przed samym spotkaniem, od pewnego małego Puchona, który bezczelnie zażyczył sobie galeona za informacje. Szczyt wszystkiego, pomyślał wtedy, ale dał mu pieniądze bez żadnego wulgarnego komentarza, w którym mógłby donośnie oświadczyć, gdzie sobie owego galeona wsadzić może.
A więc wspiął się po milionach, pieprzonych schodów prowadzących na Wieżę Astronomiczną.
Dyszsząc, sapiąc i pojękując oparł się o jedną z kolumn, zabraniając swoje czarne kudły z czoła.
- Ja pierdole - mruknął i sapnął kolejny raz.
- Ale, że beze mnie? - usłyszał i podniósł szybko wzrok, klnąc na swoje biedne serce, które zaczęło galopować jeszcze szybciej. Bo kurwa zawału zaraz dostanę, jęknął w myślach i przeklął jeszcze raz, ponieważ stwierdził, że za dużo przeklina.
- Cholera, no! - warknął i zmarszczył uroczo czoło. Dopiero teraz przypomniało mu się, że nie jest sam. Odchrząknął i spojrzał przepraszająco na blondyna, który stał oparty o barierkę patrząc na niego z dziwnym skupieniem. Potter poczuł się bardzo niepewnie, więc rozejrzał się po wieży.
Poczuł się jak w jakiejś drogiej restauracji, chociaż w takowej przecież nigdy nie był, chyba, że uzna się bar Pod Czterema Miotłami w co wątpił.
Gdzieś z boku stał okrągły stolik, przykryty białym obrusem. Na nim, stał klasyczny świecznik, który dodawał tajemniczego uroku swoją poświatą. Po przeciwnej stronie zauważył koc, który wydał mu się tak bardzo miękki już na odległość, toteż nie mógł się doczekać aż sprawdzi czy taki rzeczywiście jest. Najchętniej od razu rzuciłby się na niego (na koc, oczywiście) i zasnął tam w błogim cieple i puchatości.
Kątem oka dostrzegł ruch, którym okazał się Draco idący jak kot w jego stronę. I tutaj nie ma żadnej przenośni. Naprawdę. Malfoy w tamtym momencie wyglądał jak wielki, dziki kot, który czai się na swoją ofiarę z zamiarem skonsumowania jej. Tą ofiarą był Harry Potter, który odrobinę się spłoszył nagła postawą Ślizgona. W tym właśnie momencie można powiedzieć, że zabawa się zaczęła. Kiedy pierwszy szok przeszedł przez ciało bruneta uśmiechnął się delikatnie i śmiało postąpił w stronę Draco, który w dalszym ciągu patrzył na niego z nieprzerwaną ciekawością wypisaną w oczach.
Po chwili z ust Harrego wyrwało się ciche sapnięcie, które pojawiło się wraz z nadejściem blondyna. A owe nadejście było bardzo natarczywe, pełne pożądania i fascynacji, którą podzielał sam Potter.
Dosłownie w tym momencie odkrył, że ma ochotę zrobić coś szalonego i w ogóle nie przemyślanego. Ha. Tak naprawdę Potter myślał o 'tym'. Oj myślał, myślał i to przez całą noc, która w połowie składała się z bardzo brudnych myśli. Brudniejszych niż skarpetki Freda i George'a, a to samo z siebie coś znaczyło. Między gwałtownymi pocałunkami, które wymieniali między sobą dosyć brutalnie i nieumiejętnie Draco wsunął swoją dłoń w spodnie bruneta, który przywitał to dziwne uczucie uśmiechem.
- Hej, Potter - mruknął Draco na powitanie i mocniej ścisnął jędrny pośladek Pottera. Cichy chichot, który wydobył się z ust macanego rozniósł się po błoniach Hogwartu, ostrzegając, że zbliża się coś, czego nie spodziewałby się sam wielki i potężny Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore, wcinający aktualnie Jadalne Mroczne Znaki, wraz z profesorem Snape'm i profesor McGonagall, gdzieś w drugim końcu Hogwartu.
Szybko i nieuważnie zaczęli posuwać się w stronę rozłożonego koca, przez co, krok za krokiem uderzali w jakieś przedmioty, leżące bezwiednie na podłodze, robiąc sobie przy tym masę niepotrzebnych siniaków.
Zamiast spaść bezsensownie za barierkę robiąc przy tym niepotrzebny hałas, w końcu cudem dotarli na mięciutki kocyk, na którym od razu przeszli do rzeczy.
Draco jednym zamachem ściągnął zieloną koszulę Harrego, mrucząc mu do ucha, że wyglądał w niej naprawdę seksownie, ale lepiej mu bez niej. Pozbycie się reszty ubrań, również nie zajęło im dużo czasu, więc już po chwili napawali się swoimi nagimi ciałami. To nie tak, że byli jakoś szalenie niewyżyci czy napaleni. Po prostu czuli, gdzieś tam w środku, że przyszła pora na coś bardziej intymnego. Malfoy pożerał wzrokiem opalone ciało Harrego uśmiechając się przy tym naprawdę seksownie. To, że na policzkach Pottera wykwitł piękny rumieniec, również było zasługą Dracona, który zjechał swoją chłodną dłonią na krocze drugiego sprawiając, że do ich uszu dopłynęła cudowna melodia jęków i westchnięć. Miliony kolejnych pocałunków, miliony innych odczuć, które przepływały z jednego ciała na drugie. W końcu zielone oczy Harrego spojrzały w te chłodne, wyrażające silne uczucia. Otwierał właśnie usta żeby powiedzieć coś, co mogło wpłynąć na ich przyszłe minuty, ale wtedy właśnie Draco wrzasnął gwałtownie. Zdezorientowany Harry zamknął oczy, co najwyraźniej było jego tarczą ochronną. Kiedy jego ciało zostało odkryte przez wcześniejsze ciepło wydobywające się od skóry Draco, dowiedział się dlaczego Malfoy krzyknął. Sam również poczuł to, co wcześniej blondyn. Wielkie, prawie, że ogromniaste, zimne krople deszczu zaczęły spadać z granatowego nieba, sprawiając, że dostał ciarek. On również krzyknął, jakby przed oczami stanął mu całkiem nagi Voldemort, ale w porę się opanował i zakrył się tym mięciutkim kocykiem. Wielkodusznie okrył nim również Draco i razem, całkiem nadzy, pobiegli w stronę jakiegoś dachu, który znaleźli w skrytce piętro niżej. Oddychali głęboko i nierównomiernie, jakby przebiegli właśnie jakiś cholernie długi maraton. Spojrzeli na siebie i wybuchli głośnym śmiechem tylko po to, żeby później móc uciszać siebie nawzajem pocałunkami. Cudowny kocyk wylądował tam, gdzie jego miejsce, czyli na drewnianej podłodze. Nie przejmowali się tym, że koc jest mokry. Nie przejmowali się również tym, że ich wszystkie ubrania są tam do góry i moknął od gwałtownego deszczu.
Harry znów znalazł się na podłodze, przykryty ciałem Dracona, znów jęcząc wniebogłosy, kiedy to usta Ślizgona wędrowały mokro po jego ciele. Swoimi pocałunkami schodził coraz niżej, coraz bliżej punktu kulminacyjnego Harrego. Minęła chwila, zanim blondyn powrócił do okupowania ust Pottera i minęła jeszcze jedna, kiedy to Draco pozwolił sobie na włożenie nawilżonych przez ślinę Harrego palców w wiadome miejsce. Przeciągły syk, połączony z jękiem wydobył się z otwartych warg Gryfona.
- Zaraz przejdzie, Gryfiaku... - mruknął Draco pocieszająco, dodając jeszcze jednego palca. Tak szczerze jego słowa nic nie pomogły, ale Harry wolał o tym nie mówić, zostawiając ego Malfoya w spokoju. Na szczęście, nieznośne pieczenie powoli przeradzało się w zupełnie przeciwne uczucie, kiedy nie wiadomo, jak i gdzie Draco trafił prościuteńko w prostatę Harrego. Wydawało mu się, że w tamtym momencie zobaczył miliony gwiazd, ale równie dobrze mogły to być jakieś halucynacje. Palce zostały zastąpione czymś innym, większym i prawdopodobnie lepszym. Powolne i delikatnie ruchy, echo spotykania się dwóch ciał i niewyobrażalne uczucie pełności. Łagodne uśmiechy, które napływały na ich twarze były tylko dodatkiem, który sprawiał, że ich stosunek był tylko i wyłącznie lepszy. Równomierne pchnięcia, które wykonywał Draco były czymś, co podniecało Harrego i napędzało do własnych działań. Sam zaczął nabijać się na członka Ślizgona wyjątkowo grzesznie i chciwie...

***
Leżeli spoceni, szczęśliwi i w ogóle podjarani tym, co się przed chwilą wydarzyło. Oboje znajdowali się na cudownym kocyku, który był świadkiem tego całego doznania. Jakież chłopcy mieli szczęście, że nie mogli usłyszeć, o czym aktualnie kocyk myślał. W pewnym momencie, w którym Draco mozolnie gładził włosy Harrego, odezwał się dosyć nagle czym wybudził Pottera z półsnu.
- Wiesz... muszę ci o czymś powiedzieć, w sumie - stwierdził.
- Hm..? - mruknął Gryfon, otwierając jedno oko. Teraz najchętniej by zasnął, ponieważ trochę bolał go tyłek, co było dla niego niekomfortowe.
- Przekupiłem ludzi, żeby udawali, że ty i ja jesteśmy parą.
- Tak? Super... - mruknął przewracając się na bok w stronę Ślizgona. - Czekaj, co zrobiłeś?! - krzyknął i podniósł się na ramieniu. Od razu tego pożałował, ponieważ za szybkie ruchy nie służyły jego tyłkowi za dobrze, w tym momencie.
- Przekupiłem ich. Znaczy, twoich 'znajomych' nie musiałem. Pomogli mi... tak samo nauczyciele. Tylko reszta to pieprzeni materialiści. Też mi coś.
- Ty chyba sobie żartujesz!
- No... nie. Zapomniałeś, że jestem Malfoyem. Stać mnie na to. Jestem najlepszy - powiedział i uśmiechnął się przy tym zabójczo.
- Malfoy, do cholery jasnej! To ja myślałem, że, kurcze pieczone, ze mną jest coś nie tak, a ty sobie jaja robisz?!
- Tak, dokładnie.
- Pierdol się.
Tak, jak Harry przewidział Draco 'pierdolił się' tej nocy jeszcze wiele razy. Oczywiście nie sam.   

~| One Shoty & Miniaturki |~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz