1. Od nowa

297 25 0
                                    


Marcin Janusz

Zakończenie sezonu reprezentacyjnego wreszcie nadeszło. Kochałem siatkówkę, nawet bardzo, jednak ciągła gra, w nie swoim mieście, w nie swoim kraju... Po prostu potrzebowałem już przerwy.

Co prawda nie na długo, kolejnym etapem był sezon klubowy. Cóż, dwa lata temu byliśmy mistrzami Plus ligi, jednak w ubiegłym roku lekko spadliśmy. Niby nic, ale w ambicje trochę przeradzały się w napiętą atmosferę.

Tydzień wolnego zleciał mi szybko. W sumie powrót do samotnego życia nie był łatwy. Zawsze uważałem bycie singlem, jako zaletę. Jednak teraz, gdy mogłem wstać o której chciałem, zjeść dowolną ilość i wreszcie, podczas posiłku, słyszeć własne myśli... Czułem pustkę. Coś było nie tak? Może po prostu przyzwyczaiłem się do chłopaków, mimo, że miałem ich dosyć.

W ciągu tych siedmiu dni nie utrzymywałem kontaktu z żadnym z nich. Przynajmiej nie chciałem, ale Śliwka chyba od razu wszedł w rolę kapitana. Często wysyłał wiadomości przypominające, abyśmy zjawili się na treningach, by w przyszłości dumnie reprezentować Kędzierzyn-Koźle.

Olek był ode mnie rok młodszy. Jednak nie czułem zazdrości, że został kapitanem. Myślę, że świetnie nadawał się do tej roli. Pomimo ogromnych umiejętności sportowych, miał też dużo w głowie. Potrafił dbać o nas, a także upilnować, co nie zawsze było łatwe. Naprawdę to doceniałem.

***

Z radością na ustach wszedłem do szatni, witając się z chłopakami. Następnie, przebrani, wyszliśmy na halę. Początkowo czekało nas kilka gadek motywacyjnych, za równo trenerów, jak i kapitana.

Gdy przemawiał Aleksander, Bednorz stuknął mnie lekko, a następnie dyskretnie przewrócił oczami.

- Co rok to samo - szepnął.

- Nie narzekaj - odpowiedział mu Kaczmarek i cała nasza trójka się zaśmiała.

Pełni pozytywnej energii, zaczęliśmy trening. Poszedł dobrze, aż za bardzo.
Nie nastawiałem się na nic wielkiego, myślałem, że początek będzie spokojny. Jednak wizja trenerów była inna.

Byłem padnięty, czego totalnie nie przewidziałem rano. Ba, ja nawet uznałem, że przyjście tutaj pieszo, dwa kilometry, jest dobrym pomysłem na rozgrzewkę. Roześmiałem się i rozejrzałem po kolegach z autami.

- Bartuś, podrzucisz mnie do domu? Błagam, nie wziąłem auta...

- Ty też? - roześmiał się Kaczmarek - Bedni, masz dzisiaj dużą trasę.

Biedny tylko przewrócił oczami, a my z radością poszliśmy do jego auta. Łukasz od razu rzucił się na miejsce pasażera, a ja otworzyłem drzwi z tyłu. Szybko prześlizgnął się przez nie Aleksander, co trochę mnie zdezorientowało.

- Dziękuję - uśmiechnął się do mnie zadziornie. Wsiadłem za nim i chciałem roztrzepać mu włosy, jednak lekko pacnął moją dłoń - Mam tonę żelu, zostaw! - oburzył się albo bardziej udał, że to zrobił.

Parsknąłem śmiechem. Cały Aleksander Śliwka - mądra gatka i włosy ułożone na amen. Byłem ciekawy, ile zajmuje mu zmycie tego wszystkiego.

***

- Właściwie... kogo ty odwozisz pierwszego? - spytał Łukasz, po chwili drogi.

Dotknąć Dna // Marcin Janusz x Aleksander Śliwka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz