4. Komplikacje

209 21 1
                                    

Dzisiejszy trening był wolny, co mnie cieszyło. Postawiliśmy na pojedyncze elementy rozgrywki, więc wystawiałem moim kolegą piłkę do ataku.

Kolejka mijała szybko, niektórzy atakowali dobrze, innym się coś nie udawało. Ale najciekawszy był sposób Aleksandra. Cały czas kiwał, co wydawało się bez sensu.

Podczas przerwy na wodę podszedłem do niego, by sprawdzić co było nie tak.

- Czemu nie atakujesz? - spytałem od razu.

- Co? - wydał się zdezorientowany.

- Wiesz, o czym mówię. To ta twoja ręka, prawda?

Chwyciłem jego lewą dłoń, chcąc się przyjrzeć. Niemal od próbował się wyrwać, jednak trzymałem go mocno. Jedynie syknął z boku.

- Nic mi nie jest - odpowiedział oschle i wrócił do treningu.

Potem chyba mnie unikał. W każdym razie spotkaliśmy się dopiero w szatni. Dyskretnie czekałem, aż skończy się przebrać, by jeszcze raz z nim porozmawiać. Ale on czekał, aż wyjdę, chcąc uniknąć takiej sytuacji. W każdym razie zostaliśmy sami.

- Pogadamy? - spytałem, a on odwrócił się w moją stronę z grymasem na ustach - Dlaczego udajesz, że jest okej?

- Nie udaje. Możesz dać mi spokój?

- Śliwka, kurwa! Jesteśmy dorośli, nie możesz ze mną normalnie porozmawiać. Bez kłamstw?

- Ugh, Marcin, mi naprawdę nic nie będzie. Poboli i przestanie.

- Jeśli to nic, to może lepiej to sprawdzić. Powinieneś być odpowiedzialny, jako kapitan!

- Właśnie, jestem kapitanem. Nie mogę was teraz zostawić z powodu jakiegoś głupiego bólu nadgarstka!

- Nie rozumiesz mnie. Kapitan siedzący poza boiskiem, kontuzjowany. Myślisz, że taki nam się przydasz?

- Ale to nie jest powazna kontuzja! Zostaw ten temat, co? Nie chcę się z tobą kłócić.

- To mnie posłuchaj - odparłem tak jakby spokojniej. Miałem mylne wrażenie, że wtedy do niego dotrze.

- To ty mnie posłuchaj. Jestem dorosły, wiem co dla mnie dobre. A tobie nic do tego i zakazuje ci rozmawiać na ten temat z kimkolwiek z drużyny!

Wyszedł. I to niby ja byłem księżniczką? On w ogóle siebie słyszał? Jebany ignorant, przecież mi chodzi wyłącznie o jego zdrowie!

Zdenerwowany zarzuciłem torbę na swoje ramię i opuściłem hale. Wróciłem pieszo, bo przywiózł mnie Olek. Ale to dobrze, jakoś musiałem wyładować złość.

***

Siedziałem zmęczony w domu. I to nie tak, że trzymało mnie po treningu. Tu chodziło o wyczerpanie psychiczne. Nie sądziłem, że taka mała sprzeczka wpłynie aż tak bardzo.

Nie mogłem spać. Może to faktycznie z przyzwyczajenia do Olka obok?
A teraz niedosyć, że go nie było to w dodatku jesteśmy pokłóceni. Ta sytuacja naprawdę mnie dobijała.

***

Wczorajszy nastrój cały czas mi się udzielał, potęgowany niewyspaniem. W szatni dzisiaj też było jakoś mniej wesoło. To chyba od kapitana biła negatywna atmosfera. Skoro jego też to dotyka, to dlaczego po prostu mnie nie posłucha?

Dzisiaj zajęcia cardio, na siłowni. Zająłem rowerek, ale po chwili zorientowałem się, że nie mam wody. Wróciłem do szatni, dobiegały z niej głosy. Czyli nie wszyscy zdążyli jeszcze dotrzeć na salę. Niemalże od razu rozpoznałem głos Aleksandra. Przystałem przed drzwiami.

- Jak to nic się nie stało? Stary, przecież widzę - drugi osoba się uniosła. Teraz rozpoznałem w niej Kaczmarka. Może on przemówi mu do rozumu.

- Po prostu się nie wyspałem. Przestań drążyć i chodź ćwiczyć - oburzył się.

Postanowiłem, że to dobry moment by wejść. Inaczej mógłbym zostać przyłapany na podsłuchiwaniu. Minąłem Olka w drzwiach.

- Co mu jest? - spytał od razu Łukasz.

- Komu? Śliwce? - próbowałem rżnąć głupka.

- Tak, Januszku. Jak zawsze bystry...

- Mhm, dzięki - wyjąłem wodę i udałem się w stronę wyjścia.

- Czyli ty też jesteś obrażony? O chuj wam obu poszło?! - krzyknął za mną.

Na sali wybrzmiewała jakaś muzyka z radia. Była bez sensu, tylko bardziej mnie denerwowała. Ale z drugiej strony byłem pobudzony. Chyba o to chodziło.

Trening leciał powoli, ale nareszcie się skończył. W szatni przebrałem się dość szybko, jednak gdy spojrzałem po chłopakach, Aleksandra już nie było. Czyli od teraz się mijamy?


***

Po powrocie do domu snułem się bez celu, czekając aż się ściemni, by móc położyć się bez wyrzutów sumienia. To chyba głupie, przesypiać pół dnia.

A może mądre? I tak długo biłem się z myślami. Dzisiaj, już kolejną noc, królował w nich Olek. Miałem wrażenie, jakby mnie obejmował. Albo po prostu chciałem, żeby tak było. Przecież leżał w swoim łóżku, kilkanaście kilometrów ode mnie.

Nigdy nie sądziłem, że jakikolwiek chłopak będzie mi tak bliski. A teraz, gdy nie jest, oddałbym wszystko, żeby kolejną noc spędzić z nim.

Kurwa, brzmiałem tak cholernie desperacko. Ale mimo wszystko chciałem, żeby dalej się o mnie troszczył. Tylko nie potrafił przyjąć mojej opieki. Uparty buc, ale przynajmiej mój... Nawet, jeśli tego teraz nie wiedział.

A gdyby ta sytuacja nie miała miejsca? Gdyby posłuchał się mnie od razu albo samemu doszedł do wniosku, że powinien udać się do lekarza. Lub nawet nie upadł.

Może to on miał rację? Może faktycznie, nic mu nie było, to ja jestem jakiś przewrażliwiony. Bo co, bo mi się kurwa podoba? I dlatego byliśmy osobno?

Mimo wszystko, gdy już przyznałem się przed sobą, sen przyszedł szybciej. Czyli o to chodziło?

Dotknąć Dna // Marcin Janusz x Aleksander Śliwka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz