6 pogodzenie

273 25 2
                                    

     Dzisiejszy mecz wydawał się prosty. Graliśmy z Nysą. I to nie tak, że lekceważyłem przeciwnika. To widać po zawodnikach.

     Olek uparcie twierdził, że nic mu nie jest i po mimo moich ostrzeżeń grał w składzie podstawowym. Postanowiłem, że jednak muszę postawić na swoim oraz doprowadzić, by nie miał piłki.

Z boku to pewnie wyglądało, jakbym się na niego obraził, ale podczas pierwszego seta nie rozegrałem do niego ani razu.

Dość mocno oberwałem za to w szatni. Widziałem te krzywe spojrzenia Chłopaków. Denerwowały mnie, bo wiedziałem, że mam pierdoloną racje. Ale oni też tylko się o niego martwili. Bez rozumienia sytuacji reagował bym jak koledzy.

Większość wyszła z szatni, ja też się zbierałem, ale zatrzymał mnie głos.

— Kurwa, Janusz, ogarniesz się? Nie możesz tak o wyłączać Śliwki z gry! Nie jesteś jebanym kapitanem czy trenerem! A Olek jest! – Łukasz dość mocno wczuł się w sytuację.

— Daj spokój, wyjaśnię to sam – westchnął Aleksander, a Kaczmarek gniewnie opuścił pomieszczenie – Obraziłeś się i nie będziesz mi podawał?

— Rozmawiał z tobą też nie będę – chciałem wyjść, ale zatrzymał mnie w przejściu.

— Kurwa, wyjaśnimy sobie potem wszystko, ale wystaw też do mnie. Dla dobra drużyny!

— Dla dobra drużyny? Co ty pierdolisz? Jak cokolwiek zmierzy się z twoją dłonią, ogromnie cię boli, przecież widzę. Pogłębienie twojej kontuzji z pewnością nie będzie dla dobra drużyny. A jesteś nam kurwa potrzebny. Nie tylko tu, w zaksie, ale też w reprezentacji – prychnąłem i przepchnąłem się bokiem.

Jego słowa nie były zgodne z logiką, a moje do niego nie trafiały. Ta rozmowa była bezsensowna, tym bardziej, że za chwilę mieliśmy zacząć kolejny set.

     W tej części meczu nie szło nam dobrze. Sam nie wiem dlaczego, jednak tablica wyników wyrazie pokazywała 13:17. A ja uparcie nie podawałem do Olka. Nie mogliśmy pozwolić na kolejny stracony punkt. Trener wziął czas.

— Janusz, Co ty wyprawiasz?! Śliwka jest kurwa bez bloku, możesz mu podać? Jeszcze raz taka akcja i cię zdejmę! – chyba zauważył mój plan.

Nie wiedziałem co mam zrobić. Co było dla mnie ważniejsze? Jeśli mu podam, to po chuj nie podawałem mu wcześniej? A jeśli mu nie podam to zejdę i ktoś inny mu poda.

— To moja wina, trenerze – wypalił nagle Olek. Zrozumiał? Wszyscy patrzyliśmy na niego ze zdziwieniem, więc zaczął wyjaśniać – Chyba skręciłem nadgarstek albo palec. Bardzo mnie boli, gdy mam kontakt z piłką. Powiedziałem Marcinowi, specjalnie mi nie podawał – spuścił głowę w dół.

Niestety musieliśmy wracać już na boisko. W miejsce Aleksandra wszedł jakiś rezerwowy. Słyszałem krzyk trenera. Był bardzo zły na Olka. Nie dziwiłem mu się, ale było mi szkoda kapitana.

Wreszcie zrozumiał, że mam rację. Nie mogłem się doczekać, aż się pogodzimy.
 
     W każdym razie Teraz musieliśmy wygrać. I chyba nie tylko ja miałem takie podejście, bo wynik zakończyliśmy pięknym wynikiem 3-0.

W szatni nie było ani Olka, ani jego rzeczy. Szczerze mówiąc martwiłem się.

— Od dawna wiedziałeś? – spytał Kaczmarek, tak jakby spokojnie.

— Od początku. Ale się nie przyznał, sam zauważyłem. Jest zbyt dumny.

— Chyba głupi. Mam nadzieję, że to nic poważnego.

— Cały czas to powtarzał. Oby miał rację.

— Wiesz, sorry, że... – przerwałem mu, rozumiejąc o co chodzi.

Dotknąć Dna // Marcin Janusz x Aleksander Śliwka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz