* Olivier *
Gdy oddałem strzał a ciało Luka upadło na ziemię raniąc szyję Adeline, myślałem, że zajebie go jeszcze raz.
Schowałem broń i zacząłem biec w stronę dziewczyny mówiąc by sprzątnęli trupa. Będąc co raz bliżej widziałem krew na jej szyi, która małymi kropelkami zaczęła skapywać na podłogę.
- Adeline! - krzyknąłem, a głos mi się załamywał.
Zacząłem nią potrząsać mając nadzieję, że się przebudzi, a ten koszmar się skończy. Dziewczyna nie ruszyła się nawet o milimetr.
- Alexander dzwoń po Feliciano! - znów mój krzyk wypełnij ściany tego nieszczęsnego kościoła.
Obok mnie znaleźli się moi ochroniarze z apteczką i od razu zaczęli robić prowizoryczny opatrunek by zatamować krwawienie.
Wtedy gdy próbowali uratować jej życie, to ja jak debil siedziałem na jednej z ławek patrząc na swoje ręce, które były całe w jej krwi. W krwi mojej Adeline.
- Olivier! - usłyszałem krzyk przez, który jeszcze bardziej rozbolała mnie głowa. Zdecydowanie dziś za dużo ludzi krzyczało.
Dopiero uścisk na ramieniu wyrwał mnie z rozmyślań, a przede mną stanął Feliciano.
- Olivier weź się w garść - powiedział pocierając mnie po ramieniu w pocieszającym geście. Patrzyłem na niego nieobecnym wzrokiem nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Wstałem i podszedłem do ciała Adeline, które było owinięte kocem termicznym. Szybko wziąłem ją na ręce czując napływ siły.
- Feliciano, lecisz z nami - odezwałem się do niego. - Będziesz nadzorować jej stan.
Mężczyzna jedynie skinął głową, a ja skierowałem się z Adeline w stronę wyjścia. Mijając Alexandra dałem mu niemy znak, że ma iść za mną. Gdy wyszedłem na świeże powietrze, wiatr przyjemnie owiał moją twarz zmierzwiając włosy. Popatrzyłem na ciało w moich rękach i musiałem się przyznać, że gdy tylko ją znowu zobaczyłem, to poczułem rozlewające się ciepło po moim ciele. Jak zawsze była piękna, a jej twarz taka spokojna.
Gdy Feliciano zatwierdził, że jej stan jest stabilny usadziłem ją na fotelu w aucie, a sam oparłem się o nie paląc papierosa.
- Znów się tym trujesz - mruknął Feliciano pojawiając się przede mną. Był dla mnie jak dziadek. Mimo jego wieku był sprawny i pełnił funkcje mojego zaufanego lekarza. Gdy ojciec nie miał czasu, to właśnie Feliciano się nami opiekował, dlatego mam do niego bezgraniczne zaufanie i szacunek.
- Sporadycznie - odpowiedziałem oglądając papierosa tlącego się pomiędzy moimi palcami.
Mężczyzna podszedł jeszcze bliżej mnie przez co oderwałem wzrok od papierosa i spojrzałem na jego twarz, która wyrażała troskę i zarazem powagę.
- Musisz być teraz dla niej wsparciem - powiedział wpatrując się w moje oczy.
Pokręciłem głową, nawet nie wiedząc czemu zaprzeczam.
- I tak już dużo przeze mnie wycierpiała, gdy zostanie ze mną, zniszczę ją, tak jak niszczę wszystko i wszystkich dokoła - odpowiedziałam znów zaciągają się papierosem.
- Każda miłość ma zalążek cierpienia - powiedział zabierając mi papierosa i przygniatając go butem na chodniku. - Nie istnieje miłość, w której nie ma cierpienia. Cierpienie to normalna rzecz jeżeli chodzi o miłość, a widać gołym okiem, że ci na niej zależy.
Od małego nienawidziłem rozmów o moich uczuciach. Byłem wychowany, że miłość to uczucie, które robi człowieka słabym. Słabość była czymś złym, więc miłość też.
CZYTASZ
Na pewno to moje życie?
Teen FictionAdeline Jones żyje sobie spokojnie. Lecz w końcu nadchodzi dzień sądny. Dziewczyna zostaje porwana przez dwóch tajemniczych i seksownych chłopaków. Dziewczyna nie może pokazać, że się boi. Lecz co się stanie gdy Olivier z Alexandrem zobaczą w młodej...