3.1

72 56 13
                                    

— Widzę światło.

Patrzyli w milczeniu, cała dziesiątka. Przyszli także ci spod tamtego mostu. I tamtego.

W sumie około dwudziestki. Wszyscy z poszarzałą cerą, mogący konkurować ze sobą o tytuł najlżejszego człowieka tej dzielnicy, jeśli nie miasta.

— Ech, szczęściarz z niego. Zejść na haju... — mruknął się Splot, weteran ich mostu. Nazywany tak w skrócie od „splotu słonecznego", bo właśnie z tego był sławny – kiedy mu się coś nie podobało, reagował uderzeniem w tamtą część ciała. W tamtą lub inną, zależnie od nastroju. Jako najstarszy miał do tego prawo. Niedawno skończył trzydzieści lat.

A może po prostu chodziło o jego dryg do opowiadania historii?

Nie pamiętał. Opowiadano im to wszystko tak dawno, że ślad słów w ich głowach zaczynał być pustą koleiną. Jak oni sami. „Szczęściarz" w międzyczasie zaczął wspinać się na poręcz.

— Nie zrobi tego — zapewnił Iskierkę brat, zanurzywszy się w arktyczną głębię jej oczu.

Mężczyzna postawił pierwszą nogę na krawędzi mostu.

Iskierka przechyliła głowę. Niemyte od tygodni włosy opadły strąkami na prawe przedramię.

Nie wierzyła.

Splot patrzył na ich dwoje drwiąco, trzymając w dłoni niedopalonego skręta.

— Dzieciaki — uśmiechnął się i ani on, ani Iskierka nie do końca wiedzieli, czy był to tylko wyraz pobłażliwej aprobaty, czy też egzekucja odwleczona w czasie.

Szczęściarz podciągnął drugie kolano pod brodę.

Reszta patrzyła się na niego w wielkim skupieniu, usiłując wytężyć nieprzyzwyczajone do wysiłku umysły. Niektórzy dopingowali go, widząc w nim symbol wolności pojmowanej nie tyle źle, co inaczej.

— A dlaczego nie miałby? — rzucił znów weteran.

No właśnie, dlaczego, pomyślała Iskierka. On zaś pomyślał, że w tym pytaniu kryje się wyzwanie. Jeśli któreś z nich trafnie na nie odpowie, dostaną kolejną działkę... być może nawet za darmo. Splot był do tego zdolny. Mężczyzna tymczasem stawiał już drugą stopę.

— Nie skoczy.

Weteran i Iskierka spojrzeli niego jednocześnie; on z tym samym kpiącym uśmieszkiem, ona z rezygnacją. Co takiego mogłoby co utrzymać go przy życiu, zastanawiał się, ale jemu tak samo mózg odmawiał współpracy.

— A... Bóg? — zaryzykował.

Szczęściarz, mający już obie stopy postawione na krawędzi, zachwiał się.

Splot przeniósł na niego wzrok, z którego on odczytał fascynację. Była na tyle silna, że na chwilę nawet starła z jego ust ten charakterystyczny uśmieszek.

— Zawsze, ilekroć na to patrzę, czuję, jakbym sam umierał. Niezwykłe, prawda?

Iskierka wzdrygnęła się, odkrywszy, co tak naprawdę kryje się za tymi słowami.

— Rodzina? — kombinował tymczasem dalej ten, któremu zawierzyła, popychany wizją darmowego skręta.

„Zaraz coś wymyślę, nawet ćpun ma coś takiego, musi mieć..."

Nie zdążył.

Woda rozbryzgnęła się, zamykając w swych objęciach trzecią w tym miesiącu ofiarę. Wszyscy patrzyli w dół, zahipnotyzowani tym widokiem. Splot kończył spalać skręta. Brat Iskierki zaś stał, przeklinając siebie za brak wystarczającego refleksu. Jego siostra oddychała ciężko, promieniując strachem, którego jeszcze nie zdążyła się wyzbyć.

— A więc tak to wygląda — wykrztusiła.

Był 13 lutego, przeddzień Walentynek.

Wszystko będzie dobrze [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz