I

417 10 0
                                    

Charlotte

    – Jesteśmy na miejscu Panno Grant
    – Przecież mam oczy, widzę, że jestem na miejscu. Poza tym nie rozumiem dlaczego od tylu miesięcy nie nauczyłeś się mówić w liczbie pojedynczej. To ja jestem na miejscu, bo twoje miejsce jest przy moim ojcu, który płaci Ci za to, abyś woził jego córeczkę.– Warknęłam do szofera trzaskając równocześnie drzwiami Mercedesa. Za każdym razem, gdy wykonywałam tą czynność miałam szczerą nadzieję, że uda mi się rozwalić pieprzony samochód. Poszłam w stronę znienawidzonej przeze mnie placówki- Franklin High School- wciąż nie pojmuję jakim cudem dotrwałam jedenastej klasy z towarzystwem niezliczonej liczby kretynów.
Po przekroczeniu progu szkoły od razu podeszła do mnie Ashley wraz z Megan, ponoć przyjaźnimy się od pierwszej klasy liceum, jednak tak jak już wspomniałam, moje liceum dysponuje istotami z kategorii kretynów, kretynek, debili i debilek.
    – Dzień dobry Panno Grant, gotowa na pierwszy dzień?– Powiedziała podekscytowana Megan.
    – Pierwszy dzień był wczoraj, na rozpoczęciu roku.– Odpowiedziałam przewracając oczami, zlustrowałam brunetkę i uniosłam brew.– Kolejna nowa torebka z Prady? Kiedy kupiłaś?
    – Gdybyś odczytywała naszą grupę to wszystko byś wiedziała skarbie, dostałam od taty zaraz po tym jak wrócił z Monaco.– Uśmiechnęła się z zadowoleniem i szturchnęła lekko Ashley.– Nasza blondyneczka jak zwykle nie w humorze.
    – Przynajmniej wyglądem nadrabia, z resztą jak zwykle.– Odpowiedziała rudowłosa dziewczyna i obydwie się zaśmiały.
Fakt mojego zadawania się z nimi wynikał tylko i wyłącznie ze statusu materialnego, który oczywiście szedł w parze ze statusem społecznym. Posiadałyśmy niepodważalną opinię wśród uczniów, dlatego też nasze życie towarzyskie można było określić otwarcie jako bogate i pełne wrażeń. Czy to mi przeszkadzało? Ani trochę. Renoma w szkole i poza nią była podstawą istnienia- dosłownie i w przenośni.
    – Zamknijcie się już, fajna ta torebka, też ostatnio dostałam podobny model. – Rzuciłam z cieniem irytacji.
    – Wiadomo, że fajna, tatuś wie co dobre. – Megan śmiała się jeszcze bardziej co zdecydowanie mnie zdezorientowało. Spojrzałam na nią pytająco.
    – Nie rozumiem jak można być tak szczęśliwym na samym początku roku szkolnego.
    – Ashley zdążyła już pogadać z połową drużyny footballowej podczas tego, gdy na ciebie czekałyśmy. W piątek idziemy do klubu, szykuj kieckę mała. – Powiedziała Megan i powoli zaczęła kierować się do sali lekcyjnej.
    – Idziemy? Ledwo co tutaj dotarłam, bo znowu kierowca mi działał na nerwy, a ty mi mówisz o interakcjach społecznych?
    – Wyluzujesz się przy porządnej dawce tequilli...
    – I dobrym ziółku.– Dodały równocześnie na co parsknęłam śmiechem.
    – Chodźmy już na lekcje, nie mogę się doczekać tych niezadowolonych twarzyczek z powodu naszego trio. – Odpowiedziałam.
    – I oto powróciła nasza Charlotte, usta tylko popraw.– Spojrzałam na wypowiadającą te słowa Ashley i pokiwałam głową ze cwanym uśmiechem.
Jedną z niewielu rzeczy, które akceptowałam, a wręcz uważałam za własne hobby było uświadamianie uczniom ich słabości oraz faktu, że nigdy nie będą w stanie mi dorównać. Zdawałam sobie sprawę o moim z pozoru egoistycznym i cynicznym punkcie widzenia, jednak po co się okłamywać- najsilniejsze ogniwo to fundament sukcesu.
Poprawiłam usta bordową szminką, wygładziłam materiał czarnej spódniczki i wyprostowałam kołnierz białej koszuli. Megan otworzyła drzwi, energicznie weszłam jako pierwsza do klasy zawieszając wzrok na kilku osobnikach męskich. Uśmiechnęłam się zalotnie, automatycznie zdążyłam usłyszeć kilka komplementów. Wiedziałam, że byłam chodzącym ideałem, a przynajmniej chciałam, aby wszyscy zdawali sobie z tego sprawę.

***

Poniedziałkowe zajęcia zakończyłam informatyką, chciałabym wypowiedzieć się chociażby o jednym przedmiocie w negatywny sposób, jednak już od podstawówki nauka nie stanowiła dla mnie problemu. Co miesiąc na moje konto wpływały pieniądze za stypendium naukowe. Władze szkoły mogłyby sobie to darować, gdyż przez taką sumę moja godność stopniowo zmierza ku upadkowi, nadawałoby się to raczej na datki dla ludzi bezdomnych. Zdążyłam zamienić kilka zdań z nauczycielami i standardowo usłyszeć „Wiem, że jesteś dobrą uczennicą, ale pamiętaj, że sukcesy w szkole i poza nią to nie wszystko. Bądź w tym roku miła i uprzejma dla rówieśników, bo dla większości uczniów stanowisz wzór"- oczywiście, że byłam dla nich wzorem. Nie miałam pojęcia w jakim celu po raz kolejny ktoś starał się przemówić do mojego rozsądku. Byłam na tyle zdyscyplinowana, aby kierować się własnymi zasadami, a przede wszystkim kreować taką rzeczywistość, w której czułam się najlepiej, bez względu na to jak postępowałam względem innych ludzi. Liczyłam się tylko ja.
    – Jesteśmy na miejscu Panno Grant.– Spokojnym tonem powiedział mój kierowca. Tym razem tego nie skomentowałam, bo faktycznie on też dotarł na swoje miejsce. Wysiadłam z samochodu i standardowo trzasnęłam drzwiami.– Do zobaczenia jutro, życzę spokojnego wieczoru.– Przewróciłam oczami i weszłam do domu, w którym dało się słyszeć jedynie echo moich kroków i gosposię urzędującą w kuchni.
    – Przynieś mi jedzenie do pokoju.– Rzuciłam oschle w stronę kobiety.
    – Dobry wieczór Panno Grant. Twój ojciec prosił mnie już kilka razy, abyś nie spożywała tam posiłków, od tego typu czynności jest kuchnia lub pokój gościnny.
    – A ja Ci już kilka razy mówiłam, że mam gdzieś jego nakazy. Przynieś mi jedzenie do pokoju, albo po prostu z niego zrezygnuję. Mam dużo nauki.– To akurat prawda, miałam sporo nauki. Lubiłam przerabiać materiał z wyprzedzeniem i mieć stuprocentową pewność, że nic mi nie umknie. Nie przepadałam za tym, aby ktoś był zadowolony z moich wyników, ale w przypadku rodziców sprawa wyglądała zupełnie inaczej, chcieli, abym przyszłość wiązała z prawem lub dyplomacją, dlatego też poświęcałam tym dziedzinom sporą ilość czasu. Jak na każdą nastolatkę przystało miałam w tej kwestii pewne obiekcje, wynikające głównie z faktu, że pasjonowała mnie chemia, nad nią również potrafiłam siedzieć godzinami, jednak nie był to tylko obowiązek, a moje zainteresowanie.
    – Jeśli zmienisz zdanie obiad będzie na ciebie czekał w kuchni. Niestety nie mogę postępować wbrew woli twoich rodziców. – Odpowiedziała neutralnym tonem gospodyni. Wykrzywiłam się w jej stronę, gdy się odwróciła i bez słowa poszłam do pokoju. Dzień jak co dzień. Po odłożeniu rzeczy na fotel wzięłam czarną, satynową piżamę i skierowałam się do łazienki, pierwszym etapem było oczywiście zmycie sporej ilości makijażu.
    – Kurwa dalej tu jesteś...– Mruknęłam, gdy pod sporą warstwą korektora na mojej szyi wciąż widniał żółty już siniak. Przewróciłam oczami, zdjęłam ubranie i weszłam pod prysznic, oddałam się przyjemności wynikającej ze strumienia wrzącej wody, który wywołał na moim ciele dreszcze.

Arcane Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz