gavi:
siedemdziesiąta minuta el clasico. na tablicy wciąż remis, po trzy bramki dla obu drużyn. dla realu hat-trick viniego, bo kto inny miałby dla nich strzelić? u nas zaś trzech różnych strzelców: pedri (otworzył wynik spotkania w dwudziestej minucie), balde (dwie minuty później podwyższył na 2:0) oraz araujo, który wyrównał na 3:3, po tym jak za pomocą viniego real wyszedł na prowadzenie. jego gol padł pięć minut temu, a teraz mój chłopak został zmieniony; ja zająłem jego miejsce.
gdy schodził, przytuliłem go i pocałowałem w policzek. skoro świat i tak o nas wie, to doszliśmy do wniosku, że nie ma co się powstrzymywać przed takimi drobnymi gestami w czasie meczów.
ten mecz był bardzo ważny, gdyż był to mecz tak naprawdę o mistrzostwo. zajmowaliśmy tak naprawdę ex aequo pierwsze miejsce, by byliśmy wyżej w tabeli tylko przez alfabet. mieliśmy tyle samo punktów, taki sam układ meczów (zwycięstwa, remisy, porażki), taki sam bilans bramkowy oraz liczby goli zdobytych i straconych; w poprzednim el clasico, na stadionie realu, padł wynik 1:1 (marc guiu i ferland mendy). co prawda do końca ligi jeszcze kilka kolejek, ale patrząc po zespołach, które nas czekają, jest mała szansa, by się na nich potknąć.
zaczęło mnie zastanawiać, co jeśli na koniec sezonu nadal będziemy tak bardzo na równi. dadzą dwa puchary za ligę czy jak? nie czas teraz na rozmyślania, bo zabiorą mi piłkę... już zabrali. rozległy się gwizdy kibiców mojego klubu, gdy z łatwością tchouameni zabrał mi piłkę. gwizdy na mnie, oczywiście.
na szczęście nic groźnego dla naszej bramki z tego nie wynikło. po chwili jednak zostałem sfaulowany przez eduardo camavingę niedaleko pola karnego realu. szkoda, że nie w polu karnym. byłem wściekły, bo sędzia nie odgwizdał faulu. krzyknąłem do niego parę niecenzuralnych słów i za to dostałem żółtą kartkę. fakt, może nie wyrażałem się najlepiej, ale jeśli za to dostałem żółtą, to za faul na mnie camavinga powinien otrzymać czerwoną, albo i dwie czerwone. faul był ewidentny, a mnie okropnie bolała stopa, na którą mi nadepnął. na szczęście nie było to nic poważnego, bo ból stopniowo słabł i szybko mogłem dalej grać.
oczywiście mój zespół protestował, ale sędziego to nie obchodziło. jak zwykle sędziowie grają dla realu. później jeszcze odgwizdali nam spalonego, którego nie było (tak trudno użyć var-u, by to sprawdzić?). miałem dość i od niechcenia w pewnym momencie kopnąłem piłkę na oślep z połowy boiska. nagle usłyszałem wiwat. spojrzałem na bramkę. TRAFIŁEM! ja trafiłem! byłem w szoku, ale bardzo pozytywnym.
niestety, moja radość nie trwała długo, bo już dwie minuty później real wyrównał, a strzelił tym razem nie vini, a ich nowy nabytek z zimowego okna transferowego - marcus thuram. nie wiem, po co go kupili, skoro mają już tyle zawodników, ale jak widać się im przydał przynajmniej ten jeden raz. swoją drogą, to dopiero jego czwarty mecz i pierwszy grany od początku, chociaż jest w realu od pierwszego stycznia.
była już ostatnia doliczona minuta, gdy lewandowski podszedł do karnego, który nam się przytrafił za zagranie ręką viniciusa w polu karnym. w końcu sędzia podjął dobrą decyzję. niestety robert nie i walnął z całej siły (jak nie on), ale w słupek. chwilę później mecz się skończył. remis 4:4 był mimo wszystko dosyć sprawiedliwy.
***
po meczu świętowaliśmy remis i utrzymanie się na pozycji lidera w szatni. niespodziewanie z toalety znajdującej się wewnątrz niej wyszedł gerard pique. no dobra, to akurat nie jest niespodziewane. ale był z nim... sergio ramos. spojrzeliśmy się wszyscy na nich pytająco.
━ no bo... my tak trochę... ━ zaczął niepewnie gerard.
━ jesteśmy razem. ━ dokończył za niego dużo bardziej opanowany sergio.
━ tak, dokładnie. ━ potwierdził piłkarz naszego zespół, który wciąż był wyraźnie zmieszany.
czyli to dlatego tak bardzo oboje prosili swoich trenerów o zmiany już przed przerwą (ostatecznie ramos zszedł w pięćdziesiątej, a nasz w pięćdziesiątej piątej minucie). nie chodziło o zmęczenie, tylko o to, że chcieli spędzić ze sobą trochę czasu. ciekawe, co zrobili przez te kilkadziesiąt minut. wolę nie wiedzieć.
━ to gratulacje. ━ powiedział mój ukochany pedri, a do niego przyłączyło się parę innych osób; zrobiliśmy nawet nowo odkrytej parze owację na stojąco. poza dwójką piłkarzy: messim i raphinhą. oni wydawali się być w złym nastroju, zwłaszcza ten drugi. o co mogło chodzić?
***
później wróciliśmy do domów. ja z pedrim do naszego wspólnego, rzecz jasna. usiedliśmy na kanapie w salonie.
━ wiesz, gavi, ja tak sobie myślę... ━ zaczął tajemniczo, ale i niepewnie mój ukochany. ━ oczywiście jeśli byś chciał... no wiesz, moglibyśmy spróbować... ━ wyraźnie widziałem, że nie może się wysłowić, więc postanowiłem mu pomóc.
━ czy ty chcesz iść ze mną do łóżka? ━ zapytałem aż za grzecznie. pedri natomiast słysząc moje pytanie wcale nie był grzeczny, tylko zaczął mnie namiętnie całować i rozbierać. ja odwzajemniłem pocałunek, a także zająłem się rozbieraniem jego.
a później? nawet nie pytajcie, jak bardzo przyjemnie mi pyło.
pedri:
gavi jest naprawdę dobrym partnerem do wszystkiego. z dnia na dzień coraz bardziej go kocham.
gavi i pedri mają za sobą pierwszy raz.
omg ja naprawdę piszę to już ponad rok.
dedykacja dla wszystkich, którzy jeszcze czytają to ff.
następny rozdział to post, zaraz go wstawię też.
jest bardzo późno, ale akurat teraz przyszła mi wena na rozdział.
co myślicie o meczu z dzisiejszego rozdziału? i kto wygra ligę? (ogólnie przewaga realu i barcy nad 3. msc to 10 pkt, więc nie ma co liczyć, że ktoś inny).
a w lidze mistrzów barca qf (o tym dwa kolejne posty)
EDIT JEDNA ZMIANA DAŁAM MARCA GUIU ZA LEWANDOWSKIEGO (BO L TUTAJ JEST NADAL W BAYERNIE, O CZYM ZAPOMNIAŁAM)
CZYTASZ
i'll teach you • gavi'pedri
Fanfiction( nauczę cię ) gdzie pedri to znany na całym świecie piłkarz, a gavi chciał tylko nauczyć się podstaw gry w piłkę nożną. pisane w stylu instagrama shipy: - gavi x pedri (główny) - ramos x pique - messi x raphinha zmiany: - gavi nie jest piłkarzem...