4. Quattuor

34 8 10
                                    

Uczęszczałam w codziennych zgromadzeniach, modliłam się w sali pełnej szeptów innych akolitów. Dużo czytałam, chodziłam, pisałam, jednak nadal to było dla mnie za mało.

Nie potrafiłam pozbyć się z głowy myśli o tym przeraźliwym strachu, który towarzyszył mi od momentu wyjścia z podziemi. Próbowałam o nim zapomnieć, ale on połączył się ze mną w jedność i teraz nawiedzał mnie w każdej sekundzie mojego życia. Szarpałam się za włosy, gdy byłam sama, drapałam skórę ramion i głowy, byleby tylko się to zakończyło. To dziwne przeczucie, które nie chciało mnie opuścić.

Minęły cztery dni od mojej wizyty w sierocińcu.

Cztery dni odkąd poznałam tak długo skrywaną prawdę Zakonu.

A mimo to po tych czterech dniach nadal nie potrafiłam wyzbyć się z pamięci widoku jego pokiereszowanego ciała wiszącego wśród łańcuchów.

Od tej chwili moje myśli zaprzątały liczne pytania, które przede wszystkim dotyczyły tego, dlaczego on był tam więziony? Oraz dlaczego Zakon, ta instytucja przez setki lat uważana za najwyższe dobro, prawą rękę Bogini Życia, doprowadziła się do momentu, a którym zaczęła parać się egzekucjami? Mieli oni chronić życie, nie go pozbawiać. I to w dodatku za plecami wielu wiernych akolitów, którzy o niczym nie mieli pojęcia!

Zadrżałam, przymykając oczy. Zawędrowałam w zakazane zakamarki mojego umysłu, które mimo że zamknęłam na klucz, to nadal mnie one nieprzerwanie nawiedzały. Starałam się zagłuszyć te powracające refleksje, ponieważ czułam, że doprowadzą mnie one na skraj przepaści, z której nie będzie więcej odwrotu. Samo wspomnienie jego widoku wywoływało strach przed tym, że grzeszyłam. Zamiast swój czas poświęcić na modlitwy, to rozmyślałam o tej sytuacji nawet w trakcie klęczenia przy ołtarzu.

Przygryzłam wnętrze policzka, by ból ostudził moje emocje.

- Nunc et semper. Tibi cor meum et animam meam do. Omnem flatum tibi dedico, humiliatus sum enim coram te - wyszeptałam, składając wyżej dłonie.

Miałam nadzieję, że Bogini wybaczy mi ten brak szacunku, który właśnie jej okazałam. Powinnam myśleć tylko o Niej, a w szczególności robić to w tak świętym miejscu jak to.

Gdy na zegarze wybiła dwunasta, akolici wokół mnie podnieśli się. Dziś trwały przygotowania do obrzędu religijnego, który następował każdego roku w noc krwawego księżyca. Dlatego też nasze modły zostały skrócone tak, by każdy z nas mógł się dostatecznie przygotować. Jednak nigdy nie mogłam brać w nim udziału tak, jak robili to ci wyżsi rangą Zakonnicy. Tylko oni mogli trwać do jego końca, gdy my, akolici, zajmowaliśmy się całonocną modlitwą. Podobno spotykali się oni w zaufanym gronie, by na własny sposób oddać cześć Bogini. Niestety mało co o nim mogłam się dowiedzieć, ponieważ misterium to owiane było ścisłą tajemnicą i po jego ukończeniu nakazywało ścisłe milczenie. Również w księgach wieczystych nie było ani jednej wzmianki na jego temat.

Nadal klęcząc czekałam aż w sali pozostanę tylko ja sama. Dopiero gdy wszyscy opuścili to miejsce, pozwoliłam sobie na głębsze odetchnięcie. Wstałam powoli, wpatrując się ciągle w wielką rzeźbę Bogini Życia, do której się modliliśmy. Wykuta w białym marmurze przyciągała uwagę i budziła respekt. Słyszeliśmy nawet liczne historie o tym, że posąg ten powstał jeszcze za czasów jej życia na ziemi, a przetrwał tylko dzięki jej łasce.

Zadrżałam na samą myśl o tym, przerywając kontakt wzrokowy z figurą. Mimo to wychodząc do drzwi czułam na sobie jakby jej spojrzenie, które towarzyszyło mi do samego wyjścia. Nieprzyjemne ciarki obleciały moje ciało, zupełnie jakby oznajmiały mi o czyjejś obecności za mną.

Casus Belli Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz