Hermiona Granger nie bez powodu została przydzielona do Gryffindoru prawie dekadę temu. Nie chodzi tylko o to, że narażała życie podczas Wojny Czarodziejów, choć to także, tak. Ale napisała list do Severusa Snape'a.
Gdy tylko rozpoczęła pracę jako nauczycielka Mugoloznawstwa w Hogwarcie, wiedziała że chce piąć się wyżej i osiągać więcej. W końcu była Granger, prawda? Nauczanie tego przedmiotu traktowała oczywiście profesjonalnie, ale nieco jak taką "zapchaj dziurę". W rzeczywistości chciałaby nauczać Numerologii, Run, Transmutacji albo...Eliksirów. A tak się składa, że miała dług życia u pewnego człowieka, który całkiem przypadkiem był również Mistrzem Eliksirów. I przerażającym Nietoperzem, jednak to nie przeszkodziło jej w wysłaniu mu listu i prezentu świątecznego. Domyślała się, że ma co robić w Święta, jak każdy zresztą i pewnie jest zajęty spotkaniem z rodziną czy przyjaciółmi, ale sprawa nie mogła czekać. Kiedy Minerva powiedziała jej, że od drugiego semestru, profesor Horacy rezygnuje, wiedziała że to jej szansa. A u nikogo nie zdobędzie więcej wiedzy niż u Snape'a.
Nie widziała go od feralnego dnia Bitwy o Hogwart, gdy zatamowała krwawienie i podała mu Eliskir Wzmacniający. Niby niewiele, bo nic innego nie mogła zrobić, ale cudem wytrwał do przybycia kogoś lepiej wyposażonego niż ona. Ale faktem jest to, że uratowała mu życie! I może niegrzecznie...no na pewno niegrzecznie było używać tego, jako argumentu, ale naprawdę potrzebowała u niego tych praktyk! Nie chciała być Aurorką, jak Harry i Ron. Od zawsze wiedziała, że jej miejsce jest w świecie nauki.
Nie spodziewała się za dużo, wręcz nie wierzyła w pozytywną odpowiedź profesora, ale liczyło się to, że spróbowała. Dzięki temu nie mogła sobie zarzucić bycie tchórzem. Jakież było jej zdziwienie, gdy ledwo dwa dni po wysłaniu listu, otrzymała patronusa od Minervy Mcgonnagal, że Severus się zgodził. Skakała z radości w swojej komnacie a jednocześnie już zaczynała czuć strach. Profesor Snape nigdy nie był miłym człowiekiem. Był bohaterem... ale nie był miłym człowiekiem. Nawet, gdy umierał, zdążył ją zwyzywać i kazać jej iść sobie. Nie mogła go jednak zostawić, nie wierzyła że jest Śmierciożercą tak naprawdę. Nigdy w to nie uwierzyła. Gratulowała sobie w myślach wyjątkowo dobrze użytej perswazji w liście i szykowała się na spotkanie z Minervą, która swoją drogą, stała się jej ostatnio jeszcze bliższa. Profesorka miała wiele pracy, odkąd stała się dyrektorką Hogwartu, ale zawsze znajdowała chwilę na herbatę i plotki z nią. W dodatku była bardzo ciepła i matczyna a Hermionie brakowało matki, odkąd...
- nie. - powiedziała do siebie głośno, odganiając myśli o rodzicach. Nie mogła teraz pozwolić sobie na słabość. Sama podjęła tę decyzję dwa lata temu i to była słuszna decyzja. Od wojny sporo się zmieniło...a jednocześnie nic się nie zmieniło. Nadal była samotna, mimo że z przyjaciółmi u boku, nadal prześladowały ją lęki, lecz teraz nie wojny a samospalenia i bycia bezużyteczną. Nadal była w Hogwarcie. I nadal bała się i jednocześnie ekscytowała na myśl o spotkaniu z Severusem Snapem. Odkąd mimo zakazów opuścił Szpital Św. Munga, ślad i słuch po nim zaginął. Podobno zaszył się gdzieś daleko i nie zamierzał wrócić do świata magicznego. Poniekąd sama go rozumiała, nawet ją męczyła ciągła uwaga i artykuły o niej. A to nie ona okazała się być podwójnym szpiegiem... Miała tylko nadzieję, że profesor ma się dobrze i w pełni doszedł do siebie po ataku Nagini. Na pewno doszedł, w końcu był silny, niezniszczalny i potężny.
Ruszyła w stronę komnat pani dyrektorki i już miała zapukać, gdy usłyszała roześmiany głos Mcgonagall i zatrzymała się... Nie była fanką podsłuchiwania, choć i tak przez Harrego i Rona często to w życiu robiła, ale takiej okazji przepuścić nie mogła. Nigdy nie widziała dyrektorki tak rozluźnionej i... tak swobodnego Severusa. Widziała tylko tył jego głowy i kawałek pleców, czyli czarną plamę na fotelu Minervy. Był rozłożony na fotelu zawiadiacko i całkiem swobodnie, prychał na Minervę i popijał herbatę z kubka, który zwykla dostawała ona...
- Severusie, no proszę cię, zjedz coś. - opiekunka Gryffindoru położyła rękę na zagłowiu fotela, tak jak kładzie się rękę na głowie lub ramieniu niesfornego dziecka. Nie dotykała bezpośrednio nauczyciela, ale patrzyła na niego z troską.
- Minervo, przestaniesz się wreszcie bawić w moją matkę? - na dźwięk głosu profesora, aż drgnęła. Tak dawno go nie słyszała! Ale... był jakiś inny. Cichszy, przytłumiony. Czyżby Nagini uszkodziła mu struny głosowe? To było bardzo prawdopodobne i tak cudem było to, że przeżył.
- To już dawno przestała być zabawa. - jęknęła rozbawiona Mcgonagall, kręcąc na niego głową. - zjedz kanapki. Po prostu tak się cieszę, że wreszcie tu jesteś. - dodała ciszej. Tak dawno go nie widziała...gdy nagle, po dwóch latach błagania, zgodził się wrócić, przeżyła prawdziwy szok.
- z czym masz te kanapki? - warknął, nie zwracając uwagi na jej wyznanie.
- serem, szynką, pomido...Nie mów mi, że i tak zjesz suche bułki? Severus, chociaż z masłem?
- a masz sól? - Hermiona nie mogła uwierzyć, że słyszy Nietoperza tak swobodnego i wybrzydzającego nad kanapkami. Musiała zatkać usta dłonią, by nie wybuchnąć śmiechem. Mówił o soli na bułkach, jak o czymś bardzo ważnym i oczywistym.
- nie mam, ale... - zaczęła, wiedząc, co zaraz się stanie.
- no to nie zjem z masłem! - brzmiał na szczerze zdenerwowanego - Minervo, dobrze wiesz, głupia kobieto, że jem albo z masłem i solą albo bez niczego. Szynka jest dziwna, ser śmierdzi a jajka są jakimś błędem ludzkim, kto normalny je jajka? Durna Gryfonko, daj mi te bułkę!
- kiedy ona jest sucha....
- kiedy ja lubię suche! - nie mogła po prostu wytrzymać, gdy Severus Snape krzyknął, że lubi suche bułki. I jak teraz tu udawać, że nadal się go boi? Gdyby znała go od tej strony... Widać byli z Mcgonagall blisko. Dodało jej to otuchy, gdy zrozumiała, że on jest jednak człowiekiem, nie nietoperzem.
Hermiona poczuła się zawstydzona, że tak podsłuchuje i w końcu zapukała do drzwi. Atmosfera wręcz fizycznie zgęstniała, a Snape przybrał sztywniejszą pozę, siedząc już nie tak swobodnie a z wyprostowanymi plecami i miną kogoś, kto zabije cię bez wahania. Ale Hermiona nie bała się, o nie. Już nie. Najwyżej da mu suchą bułkę.
- Hermiono! Wejdź, chciałabyś herbaty? - dyrektorka zaprosiła ją do środka a Severus niechętnie wstał i spojrzał na nią jak na robaka.
- Panna Granger. - wycedził. - Powinienem powiedzieć, że miło mi panią widzieć? - uniósł brew, widząc jej wyszczerzoną twarz. Mało by brakowało, żeby się do niego przytuliła i Bóg wie co. Gryfoni, a zwłaszcza Gryfońskie kobiety są dziwnymi stworzeniami. Chyba była z siebie niesamowicie dumna, że go uratowała i skazała na dalsze życie. Wielkie dzięki, Granger.
- to zależy czy lubi pan kłamać? Chętnie usłyszę miłe kłamstwo. - odpyskowała.
- w takim razie, niezwykle cieszę się na pani widok. Bardzo ucieszyłem się, widząc tak uroczy i nieszantażujący mnie list od pani, panno Granger. Nie mogę doczekać się godzin ślęczenia z panią, panno Granger. - uśmiechnął się sztucznie. - wystarczy? W takim razie widzimy się jutro o dwudziestej, jeśli spóźnisz się choćby minutę, to cię nie wpuszczę. - powiedział, wracając do swojego normalnego tonu Nietoperza.
Hermiona zauważyła, że jak zawsze opięty po szyję, miał jeszcze na dłoniach czarne rękawiczki. Uśmiechnęła się na tę zmianę w garderobie, cały Snape, musi pokazać jak bardzo mroczny jest.
Gdyby tylko znała prawdę...
CZYTASZ
Człowiek, który nigdy nie żył. HGSS
Fanfiction"Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje, nie jest jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. Tak i więc trwają: wi...