Białe futra

8 4 0
                                    

Świeczka na dębowym stole powoli dogasała. Jej knot skurczył się i wygiął w objęciach syczącego języka płomienia, wosk bezgłośnie przelewał się przez zardzewiały świecznik na dębowy blat. W bibliotece panowała cisza przecinana powolnym wertowaniem ciężkich ksiąg i westchnień czytelników. Livia ziewnęła i odgarnęła z czoła jasne włosy. Była zmęczona, a jej oczy zdawały się być wypełnione piaskiem. Spojrzała mętnym wzrokiem na leżące w nieładzie zwoje.

- Pora spać - westchnęła i powoli spakowała zapełnione chaotycznym pismem notatki. Dosuwane do stołu krzesło cicho zaszurało. Kocim krokiem przeszła między krzesłami z pochylonymi głowami uczonych. Nikt nie podniósł na nią wzroku, wszyscy próbowali wykorzystać ostatnią godzinę otwarcia biblioteki, tak intensywnie, jak tylko się da.

Zimne powietrze stopniowo gęstniało w ciemnych objęciach nocy, a wychłodzone mury zdawały się stękać z zimna. Livia okryła się szczelnie wełnianym płaszczem i przyśpieszyła kroku. Droga do jej celi wiodła przez boczny dziedziniec z krużgankiem, w którym hulał zimowy wiatr, więc przeleciała przez niego szybko niczym duch. Zamykając za sobą drzwi do pokoju westchnęła z ulgą i dorzuciła drwa do tlącego się kominka. Miała nadzieje, że nie będzie musiała rozpalać go na nowo, ponieważ z pewnością zamarzłaby do tego czasu. Na szczęście płomień radośnie pochwycił dorzucone drewno i z trzaskiem objął je swoim parzącym oddechem - w tak zimną noc nie było nic milszego dla ucha niż trzaskający w kominku ogień. No i herbata. Livia szybko postawiła na kominku czajnik z zamarzającą wodą i czekała aż się zagotuje.

Mieszkała w klasztorze już dziewiąty rok i w pewien sposób uważała go za swój dom. Nie wracała myślami już do swojego życia „przed" - jedynym wspomnieniem, które uparcie pielęgnowała była matka: jej twarz, głos oraz ciepły dotyk, a także opowieści o ojcu, którego nigdy nie poznała. Miłość, za którą jej matka zapłaciła bardzo wysoką cenę, ale nigdy nie wyrzekła się nieślubnej córki ani też niedoszłego męża. Livia pamiętała jej miłość, która była niczym niewzruszona skała i nieprzeniknione mury obronne zbudowane wokół niej, Livii. Dopóki żyła Livia nie wiedziała co to ból czy strach, nie w dogłębnym znaczeniu tych słów. Tęskniła za nią każdego dnia, za jej miłością i dobrocią, za przenikliwym spojrzeniem wypełnionym uczuciem. Pamiętała tęsknotę wypisaną na jej twarzy, za każdym razem, gdy ktoś pukał do ich drzwi, ponieważ wiedziała, że to nie ten, na którego czekała każdego dnia. Ojciec umarł tuż przed ich ślubem na chorobę, która zaatakowała Wyspę Środka i zebrała prawdziwie krwawe żniwo dziesiątkując największą z wysp zachodniego archipelagu. Matka umarła tuż przed jedenastymi urodzinami Livii spadając ze spłoszonego przez dziką bestię konia. Wśród jej rzeczy, tuż przed pogrzebem Livia znalazła przygotowany dla niej prezent: piękne przenośne srebrne lusterko z wygrawerowanymi inicjałami L.E.G-V. – Livia Eloise Gammelt-Veri. Nazwisko ojca, które się jej nie należało, a które matka wywalczyła dla niej, jakby chciała zatrzymać jego cząstkę dla siebie i swojej córki. Livia czasami spoglądała w nie wyobrażając sobie, że po drugiej stronie będzie na nią czekać twarz matki, nie jej własna, którą odziedziczyła po ojcu. Przynajmniej tak mówiono. Choć było to głupie i dziecinne, a Livia miała już przeszło dwadzieścia lat, to sprawiało, że nie czuła się samotna.

Nagła śmierć ukochanej matki bezlitośnie wyrwała kawałek jej dziecięcego serca i Livia nie sądziła, by cokolwiek mogło uczynić ją na powrót całą. Na początku rozpaczliwie buntowała się przeciwko rzeczywistości, czas jednak skutecznie złagodził złość i gniew, a nienawiść i brutalność jakiej zaznała od rodziny wuja złamała jej ducha. Zamknięta w sobie i z opuszczoną głową, równo rok po śmierci matki, została wysłana się za klasztorne mury, posłusznie wtapiając się w ciche życie sióstr Bogini Żywie.

Siostry sumiennie pracowały przez całe dnie, a rygorystyczny plan dnia został przydzielony również dziewczynie. Trzy razy w tygodniu Livia była przypisana do jednej z nich i pomagała w codziennych obowiązkach, a przez kolejne cztery miała długie lekcje głównie z siostrą Tolisławą. Surowa nauczycielka nie akceptowała niedbałości, dlatego też Livia szybko nauczyła się przygotowywać do lekcji z należytą starannością. Spędzała w bibliotece każdą wolną chwilę: z początku był to niemiły obowiązek lecz z czasem polubiła to miejsce, dzięki któremu mogła wyrwać się z grubych klasztornych murów. Książki otwierały przed nią cudowny świat przygód, legend i wiedzy. Gdy tylko kończyła przygotowania do lekcji sięgała po lżejsze lektury, które pochłaniały ją bez reszty. W klasztorze nie miała przyjaciół, a większość zakonnic uparcie milczała wypełniając niezrozumiałe dla Livii śluby, dlatego też biblioteka stała się jej jedynym przyjacielem w tym dyskretnym i zapomnianym miejscu.

MAOMEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz