II Jak mama

38 9 46
                                        

(3136)

๑♡⁠๑

Ostatni goście wyjechali w popołudniowych godzinach następnego dnia. Los chciał, żeby tymi ostatnimi gośćmi byli właśnie Ralen z rodzicami. Jaśmida cała w skowronkach pożegnała go razem z ojcem, Lubisze i Boriyem. Czuła, że całe zmęczenie ją nagle opuściło widząc, jak Ralen wychyla się przez okno karety, w której przyjechał na tyle, na ile mógł i do niej macha. Wiedziała, że do niej. Patrzył jej prosto w oczy. Nieśmiało i z uśmiechem odwzajemniła gest i powoli machała, póki powóz nie zjechał ze wzgórza, na którym położony był dworek Jermanowów.

W ciągu następnych dni w komnacie Jaśmidy zaczęły pojawiać się... listy. Wiersze. Nawet szkice przedstawiające ją, kwiaty lub liście. Zwykle zależało od treści, mimo, że to ona była tematem przewodnim wszystkich. Zawsze zostawał podpisany "R" eleganckim, pochyłym w prawo pismem. Jedna "nóżka" litery zakręcała i nachodziła na tę drugą. Za każdym razem. Próbowała dojść do tego, kto jej te listy podrzuca, ale do tej pory się nie udało.

Nie musiała się jednak długo zastanawiać nad tym, kto był ich autorem. Ralen od razu przyszedł jej na myśl. Nie wiedziała, jak i komu przekazywał liściki, które lądowały z rana na jej biurku, ale musiały być od niego, bo od kogo innego? Codziennie rano wstawała z motylkami w brzuchu i podbiegała do mebla przeszukując go wzrokiem. Humor miała zepsuty do końca dnia, kiedy niczego nie znalazła, ale gdy tylko jej oczy spoczywały na zgiętej w poziomie na dwa razy kartce czuła jak jej serce przyspiesza.

Liściki i wiersze komplementowały jej oczy, włosy, ubiór, uśmiech, styl bycia. Porównywały ją do Gothys — bogini piękności i miłości, do białej róży, jej głos do melodyjnego śpiewu kosa... Wszystkiego, co się dało.

Dwa tygodnie po weselu, Jaśmida razem z bratem, Irenem, dostali zaproszenia od Lubisze na odwiedziny, więc jak mieliby odmówić? Szczególnie, że chciała pokazać im domek, który zbudował dla nich Boriy z pomocą paru najbliższych znajomych. Zaprosiła ojca, ale tego akurat miało nie być cały dzień z innych względów. Ich siostry, Danya i Verena, także były zaproszone wraz z mężami i dziećmi, ale obie odpowiedziały na listy Lubisze informując, że nie uda im się pojawić.

Jaśmida wraz z bratem wsiadła do powozu, wcześniej dając woźnicy kierunek, w którym ma się kierować. Przez jakąś godzinę siedzieli we dwójkę praktycznie milcząc, co jakiś czas tylko przerywając ciszę paroma zdaniami. Od zawsze wiedziała, że nie ma wielu tematów do rozmowy ze starszym o rok bratem: on zbyt interesował się polityką i wyścigami konnymi, a sama Jaśmida... Nie była pewna, o czym mówi najczęściej, ale na pewno żadna z tych dwóch rzeczy jej nie obchodziła i Iren się tego nauczył, więc nawet nie próbował zaczynać rozmów. W taki właśnie sposób nie rozmawiali prawie wcale.

Jaśmidzie trudno było znaleźć wspólny temat z kimkolwiek. Nie znała nikogo innego, kto uwielbiał podróżować tak jak ona, a miała wrażenie, że to jedyne, co ją interesuje. Chciała jedynie kogoś, kto dzieliłby jej miłość do całego świata i jego piękna. Ralen może nie był na pierwszy rzut oka tą osobą, ale kto wie? Może by go do tego przekonała?

Ujrzała, jak Iren, siedzący naprzeciwko niej, podnosi na nią brew i zorientowała się, że na samo wspomnienie o Ralenie się uśmiechnęła.

Jaśmida cały czas wyglądała przez okno, dlatego bez problemu zorientowała się, kiedy zaczęli się zbliżać do celu podróży. Lubisze po krótce opisała w liście, że to "taki drewniany domek na obrzeżu lasku z krzakami na około". Wśród kasztanowców, z których na pierwszy rzut oka złożony był las, wyróżniał się dwupiętrowy dom. Podjechali pod ganek, po czym woźnica zaczął zwalniać konie.

Śpiewa PtakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz