ROZDZIAŁ V. CAMELE

15 0 0
                                    




Vivian

Przerażenie przechodziło mnie przez, tak na prawdę większość, mojego bladego niczym kościotrup ciała. 

Ten ktoś znowu napisał. Nie dawał mi jebanego spokoju.

Był to nikt inny, jak mój kochany nieznajomy, który nie wiadomo, dlaczego, ale ma mój cholerny numer telefonu. 

Nieznany: Jak spodobał ci się numer z mamą? 

Czyli... To tak na prawdę, on. 

Ten ktoś spowodował wypadek mojej matce. To on ją skrzywdził... 

Nie...

On ją zabił. 

Ja: To ty...

Nieznany: Ale, co ja? 

Ja: Ty ją uśmierciłeś...

Nieznany: Nie, ja tylko zepsułem jej silnik, ale to co zrobiła ona to nie moja sprawka, że się zabiła ; )

Nie no nie wieże i chyba nigdy nie uwieżę...

Normalnie p r z y j e b. 

To chyba jasne, że to właśnie on ją zabił, jeśli jakimś cudem zepsuł jej silnik. 

Od razu po odczytaniu wiadomości przez moje szklane oczy, zablokowałam ten numer, bo po prostu nie chciałam więcej o nim słyszeć ani jednego cholernego słowa. 

I dobrze, że to wykonałam. Teraz mogłam być spokojna i szczęśliwa, bo nic mnie nie mogło pokonać.

Ale to było tylko do czasu...

***

Nie poszłam dziś do szkoły, bo wybłagałam z całych sił swojego chłodnego niczym skała lodu tatę, na szczęście mi się to udało. Miałam dzisiaj sprawdzian z tego co nie do końca umiałam. Matka by mnie za to zabiła, ale to nie moja wina, że jej ze mną teraz i później nie będzie. 

-Kochanie idę do pracy. - Mężczyzna wypowiedział cztery słowa ze swojej buzi, a ja tuż po nim dodałam:

-Okej.

Było mi dobrze z tym, że Jaiden powoli się zmieniał. Z tego ponura do miłośnika mnie. Do swojej kochanej córki, którą przez marne manipulacje Matki strasznie podle traktował. 

Mężczyzna pracował do późna więc to ja musiałam sprzątać cały dom z kurzów i brudów. Dokładnie to tak na prawdę pracował w, policji. Wszystkie zlecenia, które miał bądź posiadał, musiał ciągle przyjmować, bo inaczej by go dawno wydalili. 

Na szczęście Tato dużo zarabiał i z tego najbardziej się cieszyłam. Zarabiał najwięcej z naszej niewielkiej rodziny, która powoli się rozpadała. 

***  

Odpaliłam białą niczym okruchy śnieżku fajkę z dodatkiem pomarańczowego początku. 

Camele. 

To były moje ulubione papierosy. Zaciągając się nimi czułam tę piękną nutkę ostrości w gardle. To było coś. Nigdy nie poczułam tego samego w innych, dlatego zwykle z półki wybierałam te. 

Kto by się w ogóle spodziewał, że ja, pupilek nauczycieli, najbardziej szóstkowa uczennica, grzeczna, pięknie ubrana i gruba dziewczyna pali. No właśnie, w tym problem, że nikt.

Kompletnie nikt... 

Żadna osoba nie znała mnie właśnie z tej pierdolonej złej strony, oprócz... Madison Europe...

Justice of LiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz