Rozdział 6

60 2 1
                                    


Rozdział 6

Hope

Pół godziny spędziłam w łazience na poprawianiu makijażu i doprowadzaniu siebie do względnego opanowania. Nie wiedziałam, że w ten sposób będę się czuć kiedy ktoś dowie się o moim sekrecie. W ogóle to do mnie nie dociera. Tak naprawdę wystarczy tylko jedno moje słowo a Theo zabierze mnie dzisiaj do domu. Do swojego domu gdzie będę miała ciszę i spokój. Boże jak ja tego pragnę. Nie mogę natomiast być egoistkę i się na to zgodzić. Musze też pomyśleć o nim. Biorę pod uwagę to, że Dominic Mozę wyrządzić mu krzywdę. Skoro robi to dla mnie dla osoby którą jak twierdzi kocha nie zawaha się zrobić tego dla pierwszego lepszego faceta.

Siadam w swoim fotelu i wyglądam za okno. Widzę pół Nowego Jorku ale nawet pogoda jest dzisiaj smutna. Ulewa tylko przybiera na siłach a mi tych sił z każdą minutą i oddechem ubywa. Zastanawiam się jak to jest żyć u boku kogoś kto jest w stanie obdarować Cię całym swoim sercem i zrobić dla Ciebie wszystko. Wydaje mi się to czystą abstrakcją. Wstaję zza biurka i chodzę po pomieszczeniu. Podlewam kwiaty które niestety ostatnio zaniedbałam. Przestawiam swoje zdobyte nagrody. Kilka ich mam. Ustawiłam je na dużej komodzie która stoi tuż obok wejścia do mojego biura. Próbuję zabić czas przed przyjściem Charlsa. Nadal nie mam konkretnej odpowiedzi. Wiem na pewno, że przyjmę to zlecenie bo daje mi dużą szansę na to abym samodzielnie mogła stać na nogach ale nie wiem czy zgodzę się na pomoc. Tal naprawdę nie znam ani Charlsa ani Mansona. Charlesa widziałam raz i oczywiście wzbudził we mnie jakąś część zaufania i tego, że raczej można go lubić a Manson... Cóż jego nie znam wcale. Widziałam tylko jedno zdjęcie i kilka artykułów w Internecie. Wiem mniej więcej czym się zajmuje i to tyle. Nie zamieniłam z nim nigdy ani słowa. Jest niestety jedna rzecz która bardzo zapadła mi w pamięć po przeglądaniu jego zdjęć. Oczy. Ma tak niebieskie oczy, tak zimne, że powodują wrażenie jakby wwiercały się komuś w głąb jego duszy. Ciekawe jakby to było popatrzeć w nie z bliska? Moje rozmyślania i przechadzki po biurze przerywa mi telefon z recepcji.

- Tak Sara?

- Przepraszam, że przeszkadzam Hope ale przyszedł do Ciebie Pan Charls.

- Nic się nie stało Sara, byliśmy umówieni proszę wpuść go.

No i stało się. Zaraz moje życie ma się zmienić o sto osiemdziesiąt stopni. Siadam za biurkiem i próbuję uspokoić swój oddech i drżenie rąk. W ostatniej chwili przed otwarciem drzwi poprawiam jeszcze rękawy marynarki i czekam.

- Dzień Dobry Hope- słyszę głos Charlsa ale zanim zdołam odpowiedzieć naglę słyszę kogoś innego.

- Witaj Hope.

Witaj Hope. Tyle wystarczyło żebym rozpadła się na tysiące kawałków. Jest... Piękny nie mogę go inaczej opisać. Na żywo wygląda jeszcze lepiej niż na zdjęciu. Przyszedł ubrany w czarne dopasowane spodnie jeansowe oraz buty i bluzę w tym samym kolorze. Spod bluzy wychodziły jego czarne tatuaże tworząc nieznaną mi plątaninę gałęzi. To samo również było z jego rękoma na której była dalsza ich część. Włosy miał rozproszone w każdą stronę jakby stał na wietrze co dodawało mu jeszcze więcej uroku niż go miał. I oczy. Lodowate i wpatrzone prosto we mnie.

- Hope czy wszystko dobrze?- zapytał mnie Manson.

- Yy tak wszystko jest dobrze ja również Was witam – podaję im rękę na powitanie najpierw dla Charlsa a później dla Mansona a on przytrzymuje ją trochę dłużej niż powinien. A ja? No cóż... mięknę od jego ciepłego i delikatnego dotyku.

Zapomniałam, że mężczyzna może dotykać w tak delikatny i subtelny sposób.

- Jesteś nieobecna, czy wszystko dobrze?

Lost HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz