Rozdział 1

10 3 0
                                    

Temeria, 1271

Mrużyła oczy, starając się nie oślepnąć od rażącego słońca. Pogoda była wręcz idealna na przechadzkę po straganach albo kąpiel w jeziorze. Ile by dała, aby znowu przechadzać się w słońcu oglądając najróżniejsze materiały lub wyroby przywiezione ze wszystkich stron świata. Przez chwilę myślała o sielankowym dniu spędzonym wraz z jej braćmi, ale odór krwi przywołał ją do rzeczywistości. Poprawiła łuk, a palce wręcz świerzbiły ją, aby zignorowała rozkaz ojczyma i rzuciła się w wir walki. Spojrzała na dół, gdzie walczyły wojska jej ojczyma. Jednak nie dostrzegła wśród nich swoich braci. Jej wzrok przesunął się po murach zamku. Musiała przyznać, że forteca była dobrze umocniona. W wieży z pustymi okiennicami mógłby schować się łucznik i stamtąd celować w nieostrożnych żołnierzy. Ile by dała gdyby mogła wspiąć się tam wysoko i oddać parę strzałów. Jednak nie była na tyle odważna, jak jej brat Roderik, aby złamać rozkaz ojczyma.

Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i kopnęła kamień leżący u jej stóp. Bezczynność ją dobijała. Chciała poczuć łuk w dłoniach, adrenalinę w żyłach i zapach potu połączonego z odorem krwi. Gdyby nie ojczym już dawno walczyłaby, ale rozkaz był jasny. Trzyma się blisko niego, ewentualnie jej braci, albo zostaje w bezpiecznym zamku. I tak była w szoku, że pozwolił jej walczyć. Zazwyczaj musiała trzymać się na dystans, kiedy Roderik i Brutus trenowali, bo "szlachciance nie wypada turlać się w błocie".

Z zamyśleń wyrwał ją dopiero głos ojczyma, który zbeształ wiedźmina za zabawianie się z królewską doradczynią. Ukradkiem przyglądała się całej scenie. To jest jej jedyna szansa, ale czy powinna ryzykować? W porównaniu z Roderikiem czy Brutusem ona była istnym aniołkiem. Nigdy nie sprawiała nikomu kłopotu i zawsze posłusznie wykonywała polecenia.

Nie mogła się tyle zastanawiać. Teraz albo nigdy. Powoli zaczęła wycofywać się, ale wciąż spoglądała na zebranych. Jeden zły ruch albo krok i cały plan pójdzie w cholerę. Jednak jak się szybko okazało nikt nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Przyśpieszyła kroku i skryła się za najbliższą kamienną kolumną. Serce waliło tak mocno jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Przywarła plecami do zimnej ściany i nasłuchiwała. Nikt jej nie wołał, nikt nawet nie zauważył. Czuła się dziwnie po raz pierwszy łamiąc zakaz ojca, ale z drugiej strony skosztowała nieznanego smaku wolności. Z większą odwagą zaczęła zbiegać na dół omijając świeże zwłoki. Teraz musi tylko odnaleźć Roderika.

***

Brzęk stali zagłuszył skomlenie jednego z umierających żołnierzy. Roderik zwinnie odskoczył na bok unikając ostrej klingi. Bawił się niesamowicie, kiedy przeciwnika ogarniała furia.

Odskoczył na bok, robiąc mały piruet, kiedy znowu żołnierz nieudolnie zamachnął się. Dyszał ciężko, a pot spływał mu po skroni. Próbował zmylić Roderika uderzając raz w tors zbroi, a raz w udo. Jednak młokos był szybki, zdecydowanie za szybki.

Gwałtownie odskoczył na bok i korzystając z chwili nieuwagi, podciął przeciwnikowi nogę. Wielkie cielsko zwaliło się na ziemię kurczowo trzymając rękojeść. Trząsł się lekko próbując się podnieść, ale Roderik dał susa do przodu nadeptując na rękę mężczyzny. Ten zawył jak pies, któremu nadepnęło się na ogon.

Roderik dyszał, a w uszach szumiała mu krew. Klinga miecza błysnęła, kiedy zamachnął się i zwinnym ruchem wbił stal w odsłoniętą szyję. Powoli rozcinał skórę jakby czerpał satysfakcję z wroga wijącego się we własnej krwi, niczym ryba wyciągnięta z wody. Mężczyzna zaczął krztusić się własną posoką. Co za żałosny widok, pomyślał Roderik.

Odsunął się, kiedy ciało powoli przestało się ruszać. Starł pot, który spływał mu po skroniach i skrzywił się lekko, czując lepiącą krew we włosach. Odgarnął niektóre kosmyki na bok. Kiedy to wszystko się skończy zamierza spędzić cały wieczór w bali z ciepłą wodą i służkami, które o niego zadbają.

Temerski PiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz