Rozdział 7

6 2 0
                                    

Ledwo otworzył oczy, a już przeklinał siebie za wczorajsze picie. Dlaczego nie pomyślał żeby rozcieńczyć alkohol z wodą? Czuł się okropnie, a wyglądał jak siedem nieszczęść. Na domiar złego ktoś mógł zauważyć, że nie spał w swoim łóżku. Musi jak najszybciej doprowadzić siebie do porządku, zanim inni zaczną cokolwiek podejrzewać.

Wygładził lnianą koszulę, po czym poprawił lilię, która delikatnie zsunęła się na bok. Nieświadomie jego palce powędrowały na kark, gdzie wczoraj prawie rozpływał się pod dotykiem Roche'a.

Poczuł jak policzki delikatnie go pieką. Powinien się uspokoić i przestać myśleć o tym, co wydarzyło się wczoraj.

Dyskretnie wymknął się z pokoju, oddychając z ulgą, że na korytarzu nie kręcił się nikt. Przechodząc do głównej części izby, usłyszał strzępki rozmów odnośnie planu wyeliminowania Loredo. Przysunął się bliżej stołu, licząc, że nikt nie zauważy jego spóźnienia.

- Przy przybudówce wciąż stoją drewniane konstrukcje, a jeżeli są stabilne to łatwo mógłbym wspiąć się pod samo okno i otworzyć je wytrychem. W ten sposób można odciąć Loredo wszystkie drogi ucieczki - powiedział Roderik, przesuwając palcem po mapie.

Luiza tylko zerknęła na Brutusa, ale nic nie powiedziała. Przeczuwała, gdzie mógł być, ale nie chciała wyciągać pochopnych wniosków.

- No proszę, jednak twoje wymykanie się, nie poszło na marne.

Dzień byłby stracony gdyby Roderik i Roche nie skakali sobie do gardeł. Jednak tym razem starszy Vesperi ugryzł się w język i przemilczał komentarz. I Brutus zaczął się domyślać dlaczego.

- Ani słowa - mruknął, kiedy brat stanął koło niego. Roderik uśmiechnął się lekko pod nosem, ledwo opierając się chęci powiedzenia czegoś sarkastycznego.

Brutus starał się uważnie słuchać reszty planu, ale ciężko mu było skupić się, gdy powieki tak mu ciążyły. Im dłużej to będzie trwać, tym większe jest prawdopodobieństwo, że uśnie na stojąco. Wpatrywał się w mapę, ale myślami był gdzieś indziej.

Gdyby to wszystko nie wydarzyłoby się, to czy również mieliby okazję na tak bliski moment? Wprawdzie trenowali razem, czasem wybierali się na konne przejażdżki, a wczorajszy wieczór... Czy to cokolwiek znaczyło? A może to on źle to zinterpretował. Jednak Roche go nie odepchnął...

Został gwałtownie wyrwany z rozmyślań, kiedy poczuł jak ktoś pociągnął go za rękaw.

- Brutusie czy ty w ogóle słuchałeś? - Luiza otworzyła drzwi izby, wyprowadzając go na zewnątrz.

On tylko przelotnie zerknął na dowódcę, zanim zmrużył oczy, przeklinając pod nosem wypicie tak dużo alkoholu.

- Ach, ktoś tu jest w swoim własnym świecie - Roderik uśmiechnął się pod nosem. - Ciężka noc?

Brutus, gdyby mógł, to spiorunowałby go wzrokiem. Jednak chwilowo zajęty był przyzwyczajeniem się do mocnego słońca. Luiza przyglądała się im z boku, kompletnie nie rozumiejąc ich zachowania.

- Myślę, że jesteś nam winien wyjaśnień, braciszku - Brutus spiął się, słysząc słowa Roderika. Nie był dłużej w stanie dłużej ukrywać swojego sekretu. Zresztą u swojego rodzeństwa zawsze miał wsparcie, niezależnie od okoliczności.

- Nie tutaj... - mruknął, po czym ruszył w stronę wyjścia z miasta.

Dzień był wyjątkowo spokojny. Ewidentnie mieszkańcy wciąż żyli jeszcze wczorajszym świętowaniem. Brutus szedł na czele, prowadząc rodzeństwo na obrzeża Bindugi. Przy okazji rozmyślał jak wytłumaczyć im dręczące go problemy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 6 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Temerski PiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz