Rozdział 4

17 4 0
                                    

- Roderik jak miło cię widzieć! - tajemniczy jegomość chwycił towarzyszkę za nadgarstek i pociągnął w stronę stołu. Ona tylko wzdrygnęła się lekko, ale nie zaprotestowała. - Dawno się nie widzieliśmy. Ile to minęło? Dwa może trzy lata... Tak, pamiętam jak wtedy zatrzymałeś się u Vivienne na okrągły miesiąc.

Brutus spostrzegł jak brat wyzywa pod nosem wszystkich znanych mu bogów. Nigdy nie przejawiał zainteresowania modlitwą czy sprawami duchowymi. "Jak trwoga to do Boga", jak mawiają wędrowni kupcy, od jednego z nich Brutus usłyszał to powiedzenie i od tego czasu chodzi mu po głowie.

- Ach zapomniałem wspomnieć, Vivienne kazała mi złożyć kondolencję w jej imieniu. Bardzo jej przykro z powodu śmierci Foltesta zważając na to, że był dla was jak ojciec - przyłożył dłoń do serca, jakby chciał okazać szacunek. - Jeżeli chodzi o Caeshara to on świata poza cesarzem nie widzi - machnął ręką - Chociaż... To dosyć zabawne porównanie patrząc, że w herbie jest słońce, a wiadomo, że ta gwiazda jest...

- Oszczędź nam tego - warknął Roderik, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Zamierzasz powiedzieć coś jeszcze, oprócz tych samych słów, które słyszę prawie codziennie? Jeżeli nie, to zejdź mi z oczu.

Jegomość wcale nie przejął się groźbą, ale tylko zlustrował resztę towarzystwa. Widząc czarodziejkę, na twarzy znowu zagościł uśmiech. 

- Ach, gdzie moje maniery. Triss Merigold jak miło cię widzieć po tylu latach. Wydaję mi się, że ostatnim razem widzieliśmy się na jakimś balu, jeszcze za czasów, kiedy mój mistrz żył. Wielka szkoda, że już go z nami nie ma... Ach Lusieńka!

Mężczyzna przeskakiwał z tematu na temat, tak szybko, że ciężko było nadgonić wątek. Ukłonił się lekko przed Luizą niczym szarmancki arystokrata.

- Jak wyrosłaś! Już nie panienka, tylko dorosła pannica - Luiza uśmiechnęła się lekko, słysząc te słowa. - Ucałowałbym rączki, ale jak widzisz twój brat prędzej odciąłby mi język, a tego wolałbym uniknąć.

Towarzyszka czarodzieja wciąż stała cicho, obserwując gości karczmy. Jednak, kiedy nie zobaczyła kogoś, kogo wyraźnie oczekiwała, spojrzała na niego z niesmakiem.

- Nie ma jej tu - powiedziała, a jej głos był tak chłodny, jak jej spojrzenie. - Bawi się z nami w kotka i myszkę.

Jegomość spojrzał tylko na nią, po czym odwrócił się do towarzystwa.

- Wybaczcie moi drodzy, miło się rozmawiało, ale sprawa wagi wyższej mnie wzywa - ukłonił się lekko i natychmiast dogonił towarzyszkę, która już przekroczyła próg karczmy.

Roderik odetchnął z ulgą, ale nie na długo, czując na sobie spojrzenia.

- Możecie być pewni, że nie szpieguję dla Nilfgaardu - patrząc kątem oka na Roche'a. - Dante i Beatrycze, kuzynostwo, które zawsze kręciło się koło Vivienne na różnych balach. Pojęcia nie mam co ich tu sprowadziło, tym bardziej czego lub kogo szukają.

- Kłopotów - wtrąciła się Luiza. - Jeżeli są tutaj to znaczy, że coś wydarzyło się w Nilfgaardzie albo zostali wygnani.

Wojna domowa, elfy, czarodzieje i co jeszcze? Brutus odnosił wrażenie, że im bliżej są rozwiązania jednego problemu to na horyzoncie pojawia się ich dwa razy więcej.

***

Wieczór był o dziwo bardzo spokojny. Kupcy zwinęli interesy i poszli przesiadywać do karczmy, a pijackie śpiewy cichły z każdą godziną.

Brutus siedział oparty o łoże, a przed nim rozstawiona została plansza do kościanego pokera, którą Roderik zakupił po okazyjnej cenie. Starszy obracał między palcami kostkę do gry, jakby rzucenie z odpowiedniego kąta miało mu przynieść szczęście. Chwilowo fortuna sprzyjała Brutusowi, ale Roderik już planował jak zmieni przebieg gry.

Temerski PiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz