Rozdział 4

318 25 2
                                    

Pov: Roselyn

Lucyfer zaciągnął mnie do ogrodu hotelowego. Na zewnątrz było już ciemno, a delikatnie światło krwistego księżyca odbijało się na twarzy mężczyzny, co dodawało mu uroku.

Ogród był chyba największym jak i najpiękniejszym miejscem w całym hotelu. Wszędzie były rozmaite rośliny.
Najbardziej zaskoczyły mnie rosnące tam kwiaty. Nigdy nie pomyślała bym, że w piekle mogą być odpowiednie warunki dla wzrostu i rozkwitania roślin kwiatowych. Ale jak widać, nawet w tak okropnym miejscu, może czasem stać się coś przyjemnego.

Przechodziliśmy między drzewami.
Ich korony były czerwone i w ogóle nie przypominały drzew ze świata śmiertelników.
Lucy wciąż się rozglądał, jakby sam do końca nie wiedział, gdzie ma iść. Podeszliśmy do krzewu czerwonych róż. Te zaś niczym nie różniły się od tych, które są na ziemi.
Lucy obrócił się w moją stronę, a na jego twarzy był wymalowany uśmiech.
Nachylił się i urwał jedną różę z krzewu. Podszedł do mnie, a jego spojrzenie spotkało się z moim.

- Piękne są, prawda? - mówił ledwo słyszalnym głosem. Gdyby nie stał tak blisko mnie, nie zrozumiała bym, co powiedział. Wręczył mi różę, delikatnie się kłaniając.
Nie będę kłamać, miałam ochotę się zaśmiać na ten widok. Władca czeluści piekielnych, wielki Lucyfer kłania się zwykłej grzeszniczce, która trafiła do tego miejsca przez przypadek i właściwie to nie wie, co tutaj robi. Było to co najmniej niecodzienne.

- Gdy tylko zobaczyłem te kwiaty, od razu pomyślałem o tobie - dodał.
Uśmiechnęłam się na jego słowa. Moja matka od zawsze kochała rośliny kwiatowe, zwłaszcza róże. Dlatego też moje imię nie jest przypadkowe.
Lucyfer znów zaczął rozglądać się po ogrodzie.

- Lucy - zaczęłam - Jak to działa, że w piekle rosną rośliny? - mężczyzna spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem, ale szybko poszedł on w zapomnienie. W zamian pojawił się łagodny uśmiech.

- No cóż, to jest dość ciekawa i długa historia - zachichotał - W skrócie powiem, że tak jakby wciąż posiadam w sobie odrobinę anielskiej mocy, przez co mogę robić to i owo - wzruszył ramionami - Sam uwielbiam naturę, więc nie wyobrażam sobie piekła bez roślinności. Mimo że jest ona tylko w niektórych miejscach - przesunął ręką po liściach jednego z drzew. Po chwili rozległ się cichy szelest.

W sumie to się tego spodziewałam. Lucyfer jest w końcu upadłym aniołem, który niegdyś był dobry, tworzył i budował. Teraz niestety niszczy i jest postrzegany za największe zło. Pomyśleć, że swego czasu też uważałam go za złego, ale przekonałam się, że wcale taki nie jest. On naprawdę nie zasłużył sobie na to wszystko.
Przytaknęłam zaciskając wargi w ciekną kreskę.

- A właśnie, o co chciałeś mnie zapytać?
Lucyfer potrząsnął głową, jakby zapomniał, po co w ogóle mnie tutaj zaprowadził. Zmarszczyłam brwi, bawiąc się kwiatem który wcześniej mi podarował.
- Cholera, no tak.. - zaśmiał się nerwowo i odszedł odemnie, ruszając wgłąb ogrodu. Od razu pognałam za nim.

- Dobrze wiesz, że Charlie jest bardzo wrażliwa - zaczął - I naprawdę chciałbym jej pomóc z tym hotelem, ale wątpię że niebo jej posłucha - wziął głęboki oddech, zanim kontynuował - Nie wiem co mam robić.

Cichy chichot wydarł się z moich ust. Wiem że był on nie na miejscu, ale był to odruch bezwarunkowy. Lucyfer wbił we mnie swoje spojrzenie i zmarszczył brwi.
- I mam rozumieć, że zwróciłeś się do mnie w tej kwestii? - zapytałam ironicznie. Wzrok Lucy'ego był pusty i bez jakichkolwiek uczuć.
- Wykorzystaj to, że ci zaufałem, bo naprawdę ciężko jest zdobyć moje zaufanie - odparł i się do mnie przybliżył. Był na tyle blisko, że poczułam na ciele jego ciepły oddech. Podniosłam ręce w geście obrony i postawiłam krok do tyłu. Lucyfer wciąż przeszywał mnie wzrokiem.

- Okej, słuchaj, może naprawdę warto spróbować i dać szansę Charlie. Jakbyś załatwił jej to spotkanie, to nie tylko ona miałaby z tego korzyści - skrzyżowałam ręce na piersiach - Jeśli uda się jej przekonać niebo do współpracy i rozgrzeszenie było by możliwe, może..znów spotkała bym się z ojcem - uciekłam wzrokiem wpatrując się w jakiś punkt na ścianie budynku.

Mężczyzna przekręcił swoją głowę na bok - Był dla ciebie ważny, prawda? -  położył swoją dłoń na moim ramieniu i znów się przybliżył. Tym razem się nie odsunęłam - Najważniejszy - odparłam i uśmiechnęłam się smutno na wspomnienie o ojcu.
Ufałam Lucyferowi, ale nie byłam jeszcze gotowa mówić mu o tym, dlaczego trafiłam do piekła. To była zbyt wrażliwa sprawa.

- Chyba jednak jej załatwię to spotkanie. Przekonałaś mnie i jesteś zbyt czarująca, aby ci odmówić - w odpowiedzi na jego komplement, na moje usta wkradł się mały rumieniec. Nie rozumiałam, dlaczego moje ciało tak zareagowało, ale bardzo mi się to nie podobało.
Mimo wszystko uśmiechnęłam się triumfalnie.

Jeszcze przez jakiś czas spacerowaliśmy wśród pięknych owoców natury. Nasza rozmową stała się zbyt ciekawa, aby tak szybko wracać do hotelu. Bliżej poznałam Lucyfera i naprawdę się do siebie przywiązaliśmy. Władca królestwa piekielnego wcale nie okazał się być taki zły.

Cóż, w końcu nie taki diabeł straszny, jak go malują.

~~~~~~~~~~

[789 słów]

Golden Apple | Lucifer MorningstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz