2. Pod twoją nieobecność

21 3 0
                                    




Minęły trzy dni odkąd cały Korpus Zwiadowczy pod decyzją Hange Zoe przeniósł się chwilowo do Bazy numer cztery, a Armin wciąż nie mógł dobrze się tu wyspać. Nie wiedział, czy to wina tego, że odziedziczył moc Tytana Kolosalnego, co wydarzyło się stosunkowo niedawno, czy po prostu uczestnictwo w tylu krwawych misjach odbiło w końcu na jego psychice. Faktem było jednak to, że coś nie dawało mu spokoju – jakaś myśl, do której nie mógł dotrzeć, albo przeczucie. Westchnął głęboko, postanowił spróbować, czy znuży go spacer, co było bezsensownym pomysłem – co miał zdziałać spacer, nawet ciężkie treningi, które potrafiły zająć cały dzień nie powodowały, że zasypiał na więcej niż godzinę. Drażniło go to, że był jednocześnie zmęczony w parze z byciem gotowym do działania w każdej sekundzie. Zastanawiał się, czy to może jakaś cecha Berthrolda, którą przejął wraz z jego tytanem. Było to jednak mało możliwe, on zawsze spał jak zabity. Powiedział o tym Dowódcy Hange już drugiej nocy, co ona z ciekawością zanotowała. Zadała mu potem kilka pytań, co finalnie nie doprowadziło go do niczego. Snuł się wiec bez sensu po dziedzińcu. Rozmyślał, jego dociekliwa natura była w tej sytuacji gwoździem do trumny.

- Armin? – usłyszał cichy głos za sobą. – Wszystko w porządku?

Odwrócił się i zobaczył Erena. Na jego twarzy malowało się czyste zmartwienie. Ukłuło go poczucie winy, jego przyjaciel ma tyle rzeczy, o które musi się troszczyć, a on jeszcze dokłada mu samego siebie. Przez głowę przeszła mu myśl, że jest znów ciężarem dla Erena. Z resztą jak zwykle.

- Tak, dziękuję – odpowiedział zmuszając się do słabego uśmiechu. – Potrzebowałem się przespacerować, to wszystko.

- Przecież widzę. Za długo się znamy, dobrze wiesz, że...

- Nie jest to nic o co musisz się martwić – przerwał stanowczo brunetowi patrząc mu w oczy. Jego wzrok wciąż był nieobecny, ale miał nadzieję, że wystarczy na przekonanie rozmówcy.

Stali chwilę w ciszy analizując siebie nawzajem. Armin dobrze wiedział, że Eren nie odpuści. On nie był z tych co dawali za wygraną, chciał jednak odciążyć jego barki przynajmniej z tego ciężaru. Nie byli już dziećmi, czas najwyższy, aby przyjaciele nie musieli się za nim już wstawiać w momentach słabości.

- W porządku – odezwał się zielonooki po dłuższej chwili ciszy. – Nie będę drążył. Ale zrób dla mnie jedno. Zaraz kolacja, pozwól mi przypilnować chociaż, że zjesz ciepły posiłek – oznajmił i szczerze uśmiechnął się do blondyna.

- Zgoda – odwzajemnił uśmiech. Może tego właśnie mu potrzeba? Przestać się izolować, usiąść z przyjaciółmi?

Zaraz potem oboje udali się do środka budynku, do miejsca wyznaczonego na spożywanie posiłków. Eren całą drogę próbował zagadywać Armina, opowiadał mu różne anegdoty, historyjki. Niebieskooki odpowiadał uśmiechem i cichym chichotem, które tym razem były szczere.

***

Hange odłożyła jeden z raportów na kupkę papierów po jej lewej stronie. Zmierzyła wzrokiem wysokość drugiego stosu, leżącego na prawej części biurka. Westchnęła. Zsunęła powoli okulary pozwalając im zwisać na rzemykach. Intensywnie przetarła oczy dłońmi, zapominając o tym, że tylko jedno jest jeszcze jakkolwiek sprawne. Skroń zakłuła ją od natłoku myśli i ilości wykonanej dziś pracy. Ostatnia misja z udziałem zwiadowców, czyli odbicie Shiganshiny, wymagała tak ogromnego nakładu pracy i wysiłku, że zaległych dokumentów nazbierała się nieludzka ilość. Hange zaczęła się zastanawiać, czy tak właśnie wyglądała szara rzeczywistość Erwina – papiery w biurze. Może to właśnie był czynnik, który nasilał jego determinację? Wsłuchała się w ciszę naokoło siebie, w jej głowie znów pojawiła się myśl, że ona sama nie nadaje się do dowództwa. Smitha brakuje chyba każdemu. Płomyk świecy ustawionej przed nią tańczył zgrabnie na kruchym knocie. Czy bycie przywódcą zawsze tak wygląda? A może ona ma jakiegoś cholernego pecha? Spojrzała w stronę okna, słońce chyliło się ociężale ku zachodowi.

Czemu wybrał ciebie? - Armin Arlert x Reader (+ Erwin x Levi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz