Julie ( OC ) to prawdziwa niespełniona za życia miłość Alastora którą poznał już za dziecka.
Ich wspólne życie w przyjaźni ciągnie się aż do końca studiów gdy śmierć brutalnie ich rozdziela nie dając szansy za wspólne życie. Nigdy się nie dowiedziel...
-Hej ty mały! - usłyszałem ciężki głos za moimi plecami.
Powoli odwróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni i spojrzałem w górę. Przede mną stały dzieciaki ze starszej klasy, a na samym środku on... Tom Gall... Dzieciak który prześladował mnie od początku roku...
-H.. H.. Hej Tom.- powiedziałem niepewnie.
-Co masz w dłoni młody?- spytał z kpiącym uśmiechem.
W ręce trzymałem cukierki z okazji moich ósmych urodzin które dostałem od swojej ukochanej mamy. Momentalnie schowałem je za plecami.
-Nic.- odparłem szybko.
Tom przestał się uśmiechać i popchnął mnie mocno na ziemię. Podczas upadku uderzyłem głową o kawałek szafki. Poczułem ogromny ból a łzy same spływały po moich policzkach. Tom wyrwał paczkę cukierków z mojej ręki.
-Spadaj- powiedział oschle, a ja patrzyłem na niego bez słowa nie potrafiąc się ruszyć ze strachu.
-Już!- wrzasnął.
Zerwałem się na równe nogi i pobiegłem do pokoju woźnego chowając się za kaflowym piecem. Woźny wiedział o mojej sytuacji, więc pozwalał mi tu być. Nie mógł mi pomóc ponieważ Tom to... syn dyrektora. Oparłem głowę o moje kolana i cicho płakałem. Nienawidziłem Toma. Chciałem żeby odszedł. Zmarł...
-Co się stało?- powiedział cichy głosik obok mnie.
Odskoczyłem. Ujrzałem małą blond dziewczynkę z dużymi zielonymi oczami. Była mniej więcej w moim wieku.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
-Nic.- odparłem oschle nie patrząc na dziewczynę.
Ona przybliżyła się bliżej mnie próbując patrzeć mi w oczy.
-Przecież widzę że płaczesz- powiedziała z małym uśmiechem.
-Nie prawda chłopcy nie płaczą.- odpowiedziałem twardo jak tylko umiełem.
Dziewczynka zaśmiała się.
-No tak racja.- powiedziała nadal się śmiejąc.
-Hej dlaczego się śmiejesz?! Poza tym to moja kryjówka! - dodałem twardo.
-Tak? A myślałam że twardzielą nie potrzebne są kryjówki- uśmiechnęła się do mnie mocno pokazując że wygrała naszą dyskusję.
Już miałem przerwać jej myśl zwyciestwa gdy usłyszałem głos Pana woźnego.
-Julie, skarbie idziemy do domu-
Dziewczynka wstała uśmiechając się wciąż w moją stronę.
- Miło było cie poznać- powiedziała i pobiegała w stronę Pana woźnego.
- Już idę tato!- krzyknęła.
Czyli to jego córka... Zdziwiłem się. Nigdy nie widziałem jej w naszej szkole, a wygląda że byliśmy rówieśnikami. Po paru minutach wyszedłem ze swojej kryjówki chodź już nie mogę jej nazwać kryjówką skoro ktoś o niej już wie. Opuściłem budynek szkoły zmierząc w stronę mojego domu który był około piętnaście budynków stąd.
-Mały masz coś jeszcze dla nas!- usłyszałem krzyk za sobą.
Tom.... Zacząłem biec tak szybko jak pozwalały moje nogi ale chłopak mnie dogonił i popchnął na ulice.
- Proszę Tom nie mam już nic- powiedziałam zmachany ucieczką.
-Tak? A kasa ? Mamusia nie dała ci na jedzenie czy coś? No już dawaj!- Wrzasnął przykładając mi pieść do twarzy.
- Zostaw go!- powiedział znajomy mi już głos.
Za Tomem stała Julia z wściekłą miną. Tom spojrzał na nią i zaczął się śmiać.
-Twoja dziewczyna chce cie obronić? Haha to już się robi komiczne- śmiał się aż łzy napłynęły mu do oczu.
- Zostaw go albo zawołam tatę!- powiedziała twardo.
-I co mi zrobi maleńka? Mój ojciec to jego przełożony- powiedział pewny siebie.
- Ach tak? To ciekawe czy by był z ciebie dumny jak traktujesz młodsze dzieciaki.- Powiedziała również pewnie siebie Julie pokazując ręką na stojącego pięć metrów od nas ojca Toma dyrektora szkoły.
Tom momentalnie odskoczył ode mnie zmierzają powoli w stronę ojca.
-Już nie żyjecie- szepnął na odchodne.
Jule podała mi rękę by pomóc mi wstać.
-Wydaje mi się że się nie przedstawiłam. Mam na imię Julie- uśmiechnęła się szeroko jak miała w zwyczaju.
Również lekko się uśmiechnąłem łapiąc za jej małą rączkę.