ROZDZIAŁ II

246 22 5
                                    

- A kogo to moje uszy mają zaszczyt słyszeć? panna Sophie zmieniła zdanie?

- Zgadzam się.

- Słucham?

- Zgadzam się. - powtórzyłam nieco głośniej. - Pomogę ci, będę twoją osobą towarzyszącą. - na chwilę zapanowała cisza.

- To jest moment w którym się cieszę?

- Tak, możesz już skakać z radości.

- Masz czas dziś wieczorem? Chciałbym się spotkać i omówić wszelkie niezbędne szczegóły.

   Tak naprawdę miałam go wręcz za dużo. Bez funta przy duszy musiałam przetrwać kilka dni. Byłam skazana na tułaczkę. Zdesperowana próbowałam złapać się ostatniej deski ratunku. Tonący brzytwy się chwyta. Plan nowego życia nie mógł tak po prostu prysnąć, jak mydlana bańka na ostatnim etapie. Za dużo siły, nerwów i wszystkiego co było możliwe włożyłam w lepsze jutro.

- Osiemnasta? Kawiarnia DeLos? - dodał pokrótce.

- Pasuje.

- W takim razie do zobaczenia, panno Pirce.

- Do zobaczenia. - odpowiedziałam i zakończyłam połączenie.

   Wzięłam głęboki wdech i usiadłam na walizkę.

   Co ja wyprawiałam ze swoim życiem?

   Czułam się lekko zażenowana. Cholernie zażenowana. Zgodziłam się na propozycję mężczyzny którego nawet nie znałam. Do umówionego spotkania miałam trochę czasu. Aby go nie marnować postanowiłam zrobić dokładne prześwietlenie Ethana Holta. Standardowo przejrzałam wszelakie media społecznościowe, ale w Internecie nikt taki nie istniał. Znalazło się kilka profili, ale zdjęcia wykluczały to czego szukałam. Kogo. Skoro to nie dało pożądanych efektów, szukałam dalej. Mimo wszystko poszukiwania nie były owocne. Wydawało mi się to dziwne, a nawet niepokojące. Kto w dwudziestym pierwszym wieku nie posiadał chociażby Facebook'a czy Instagrma? Była to pierwsza czerwona lampka która raziła w oczy, ale najwyraźniej za słabo by się wycofać.

***

   Otwierając drzwi usłyszałam nad głową dzwonek. Weszłam do środka i poczułam przyjemny zapach lawendy, rumianku i rozmarynu. Typowej dla Grecji kompozycji. Wystrój jak i sama nazwa miejsca pochodziła od Greckiej wyspy Delos. Motywem przewodnim była biel wymieszana z akcentami błękitu. W samym rogu lokalu dostrzegłam Ethana, który wgapiał się w telefon. Miał na sobie dużą dżinsową kurtkę, pod spodem zwykłą białą koszulkę i przetarte dżinsy. Siedział z spuszczoną głową. Oblizałam zaschnięte usta i dość szybkim krokiem ruszyłam w stronę przyszłego pracodawcy. Bez żadnego słowa odsunęłam krzesło po czym na nim usiadłam. Dźwięk jaki wytworzyłam przy tej czynności wybudził chłopaka z transu.

- O proszę, punktualnie. - spojrzał na zegarek. - Dobry początek.

- Punktualność jest oznaką poszanowania swojego jak i cudzego czasu, a jak wiadomo jest na wagę złota.

- Piękne zdanie. - przekrzywił głowę na bok. - Napijesz się czegoś?

- Nie, przyszłam tu w innym celu. - odchrząknęłam. - Przejdźmy do konkretów. Jak w ogóle widzisz tą współpracę? Przede wszystkim, czego oczekujesz?

- No to zacznę od początku. Jutro mam bardzo ważne spotkanie firmowe i dobrze by było mieć przy sobie zdeterminowaną, konkretną kobietę. Zależy mi, aby bankiet przebiegł według planu.

- Wcześniej wspominałeś, że jest to rodzinny biznes. Czym się zajmujecie? - złączyłam dłonie i przyglądałam się uważnie mężczyźnie. Każde zawahanie, oznaka zdezorientowania czy niepokój byłby kolejną bordową flagą. Musiałam być stuprocentowo skupiona by nie pominąć żadnego szczegółu.

Born to DieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz