Tej nocy nie mogłam zasnąć. Było to dość oczywiste. Nie czułam się bezpiecznie. Nikt o zdrowym umyśle nie zasnąłby ze stoickim spokojem w takiej sytuacji. Wierciłam się i przekręcałam z boku na bok. Nawet na krótką chwilę nie wypuściłam ostrej części obuwia z dłoni. To właśnie ona dodawała odrobinkę pewności, jednakże była jak jedna kropla w oceanie. Na własne życzenie popsułam całe swoje życie. Każdy miał je jedno, a ja głupio ryzykowałam jakbym chociażby miała całą talię. Identyfikowałam się z czarną owcą w białym stadzie. Od kiedy pamiętam zawsze trochę czymś odstawałam. Zaczynając od wyglądu i niecodziennych oczu, kończąc na charakterze. Odwaga, pewność siebie i czasem zbyt długi i cięty język stały się znakiem rozpoznawczym. Mimo to byłam zawsze tą uśmiechniętą Melisą Mays, która krzyczała, każdej nawet nieznajomej osobie ,,dzień dobry''. W szkole naprawdę solidna uczennica, ale do czasu, gdy towarzystwo w jakim się obracała wymknęło się spod kontroli. Porównywałam to trochę do hazardu. Pierwsze wygrane w formie niezapomnianych chwil i przeżyć były potężnie uzależniające. Były drobne kłótnie i wykroczenia, ale wciągnęłam się tak mocno, że nie wiedziałam, kiedy jestem zwycięzcą, a przegranym. Rzeczywistość była tylko smętną bańką, która ulatywała przed twarzą i zamiast ją złapać, ochronić by nic nie wyrządziło jej krzywdy, ja puściłam ją wolno. Cieszyłam się patrząc jak odlatuje, a w jej miejsce pojawia się dziwnie fascynująca czarna chmura. Nie mogłam oderwać spojrzenia. Zahipnotyzowała mnie. Trochę zbyt późno zrozumiałam, że przepowiadała burzę, która zmiecie wszystko co piękne.
Podniosłam się do siadu i przetarłam zmęczoną twarz. Była cała polepiona, klejąca, brudna i opuchnięta przez brak snu i niezmyty makijaż. Resztki kępek trzymały się na jednej rzęsie. Włosy były potargane w każdą stronę, jakby przed sekundą, ktoś tarł na nich balonika by się naelektryzował. Przyklepałam je dłońmi i założyłam za uszy. Wtedy poczułam, że brakuje jednego kolczyka. Rozejrzałam się wokół, ale nigdzie go nie było. Musiał spać już podczas szarpaniny w hotelu. Przeciągnęłam się i postanowiłam wstać by doprowadzić się do porządku. Stawiając gołe stopy na zimnym parkiecie wzdrygnęłam się. W pomieszczeniu było dość chłodno albo to mój organizm przestał odpowiednio funkcjonować. Byłam cała obolała. Dosłownie każda część ciała czuła dziwne bodźce. Zignorowałam to by jak najszybciej wziąć kąpiel i rozplanować plan działania. Taki, który w stu procentach zakończy się powodzeniem.
Drogie owieczki, wasz pasterz o was pamięta.
Podeszłam do biurka, aby założyć soczewki zanim wyszłabym z pokoju. Nie mogłam ryzykować. Mimo, że Ethan nie znał mnie jako Melisę, wolałam zachować należytą ostrożność. Nachyliłam się nad soczewkami i zmarszczyłam brwi. Zacisnęłam usta w wąską linie i w myślach zaczęłam liczyć do dziesięciu by się uspokoić.
Jeden, dwa... Kurwa jego mać!
Jak mogłam być tak głupia? Nie przemyślałam tego. Kompletnie zapomniałam, że pozostawienie ich tak po prostu na powietrzu na kilka godzin poskutkuje całkowitym wyschnięciem. Nie były już zdatne do użytku. Stały się papierowe. Przyłożyłam dłoń do czoła i odruchowo podgryzałam policzek od środka.
Co teraz?
A może nikt nie przyglądał się jaki mam kolor oczu? Kto by na to zwracał uwagę, prawda? To, że ja zapamiętywałam, każdy odcień źrenic przyjaciół, rodziny, pani w osiedlowym sklepiku nie znaczyło, że inni również to robili. Stanęłam przed lustrem i przyglądałam się odbiciu. Prawe oko było jasnoniebieskie, a lewe intensywnie zielone. Czy bardzo odbiegały od brązowych soczewek? Cholernie.
Użalanie się nad sobą nic by nie zmieniło. Mleko się rozlało i przyszedł czas by się z tym pogodzić. Wzięłam dwa głębokie wdechy i spokojnie wypuściłam powietrze z ust. Wzięłam dresy leżące na krańcu łóżka i postanowiłam udać się do łazienki. Jednakże wpierw ściągnęłam wazon z klamki i ustawiłam na wcześniejsze miejsce. Otuchy dodał fakt, że nikt w nocy nie próbował przedostać się do środka. Myśląc o tym cofnęłam się po obcas. W końcu nie wiedziałam co w dalszym ciągu mnie czeka. Delikatnie popchnęłam drzwi i wychylając się rozejrzałam na boki.
CZYTASZ
Born to Die
RomanceDwudziestoletnia Melisa Mays w swoim młodym wieku popełniła dużo błędów - za dużo. Zejście na złą ścieżkę doprowadziło do autodestrukcji. Nie mając innego wyjścia stawia wszytko na jedną kartę. Upozorowując własną śmierć, aby zacząć życie od nowa. J...