Nie wiedziałam czy po policzku spływają mi łzy czy pot. Chyba dostałabym zawału zanim on zdążył by cokolwiek zrobić. Byłam w potrzasku. Nie mogłam uciec. W jednej chwili zostałam uwięziona, jak zwierzę w klatce, które na końcu stanie się posiłkiem dla większego drapieżnika. To nie miało tak wyglądać. Miałam przyjść na głupią imprezę dla bogaczy i zarobić pieniądze. Naprawdę czy prosiłam o tak wiele? Czy to Bóg stwierdził, że to idealny czas na osąd za grzeszki z przeszłości? Osąd ostateczny nastąpił szybciej niż mogłam się tego spodziewać. Cały czas odsuwałam się do tyłu, gdy dotknęłam plecami ściany. Nie miałam już dokąd uciekać. Pole manewrowe zmniejszyło się kilkukrotnie w przeciągu sekundy. Do wolności, a konkretniej drzwi dzieliło mnie kilka metrów. Musiałam zaryzykować. Patrzyłam na mężczyznę, który cały czas się zbliżał. Był cały czerwono-purpurowy, a jego oczy płonęły żywym ogniem. Piekielną, szaleńczą złością. Do czego mógł się posunąć? Czy byłby w stanie przekreślić cały swój wizerunek przez jedną niewinną złodziejkę? Wyczekiwałam idealnego momentu. Teraz albo nigdy.
Trzy... Dwa... Teraz.
Wyskoczyłam w bok, odpychając się dłońmi od materaca. Niestety ten idealny moment takim nie był. Poczułam silny uścisk na kostce i nagłe szarpnięcie. Ciągnął mnie w swoją stronę. Jego silne ręce zaciskały się coraz mocniej na skórze. Sprawiał mi ból, ale nie przejmowałam się tym. Bałam się tego co miało nastąpić. Zaczęłam się wiercić i krzyczeć. Liczyłam, że znajdzie się jedna przypadkowa duszyczka błąkająca się po korytarzu, która stanie się bohaterem jakich mało.
- Puść mnie! - wykrzyczałam na cały głos.
- Ty ruda kurwo! Nie wierć się, a nie będzie tak bolało.
Jeszcze bardziej zaczęłam wić się na boki. Miotałam się i opadałam z sił jednocześnie. Nigdy w życiu nie byłam w takiej sytuacji. Nie mogłam się poddać mimo napływającego ekstremalnego ataku paniki. Łzy toczyły się litrami z oczu, a przez suche i zaciśnięte gardło nie byłam w stanie dalej krzyczeć tak głośno jakbym tego chciała. Nagle poczułam, jak dolna część sukienki została odrzucona, tym samym odkrywając całe ciało od pasa w dół oraz bieliznę. W mgnieniu oka na udach pojawiła się gęsia skórka, zimy pot z dodatkiem dreszczu na wskutek dotyku Xandra. Jego dłoń wędrowała od czubka stopy i przemieszczała się coraz wyżej. Z każdym centymetrem na twarzy napastnika kreował się cholerny uśmiech.
Nie, nie, nie, błagam...
Wtedy doznałam olśnienia. Jakby ostatnie resztki sił powróciły, może los jeszcze nie pragnął mojej śmierci tak mocno jak ja sama. To było te przysłowiowe światełko w tunelu. Wiedziałam, że jest jedna opcja. Ostateczna, ale i prawdopodobnie nie miałam większego pola do popisu, a kochałam grać nieczysto. Poluźniłam nogę po czym z impetem kopnęłam szpilką mężczyznę. Ostra część obuwia wbiła się w jego dłoń. Odsunął się i z głośnym jękiem chwycił za nadgarstek. Pierwsza część planu przebiegła pomyślnie.
- Suka! Nie daruję ci tego! - nie był już tym dziwnym gościem sprzed kilku minut. Stał się potworem.
Podkuliłam nogi i zręcznie wysunęłam rewolwer spod sukienki. Chwyciłam w obie dłonie broń, odbezpieczyłam spust i ułożyłam na nim palec. Doskonale znałam schemat postępowania z bronią palną. Nigdy nie sądziłam, że wiedz nabyta w nielegalnej pracy kiedykolwiek się przyda, a może i uratuje życie. Co prawda nigdy nie doszło do sytuacji, żebym faktycznie strzeliła. Byłam jedynie przewoźnikiem. Kimś niepozornym, kimś co na pierwszy rzut oka wydawał się delikatny i w życiu nie podjął się takiej fuchy. Pasowałam tam idealnie. Słodka, mała blondyneczka siedząca w busie załadowanym po dach amunicją, bronią i innym gównem, które rozchodziło się jak ciepłe bułeczki. Przez dobre dwa lata byłam przemytnikiem bez żadnej wtopy. Poniekąd zaczęłam się tym interesować, ale jedyne co mogłam to dokładnie obejrzeć zawartość. Strzelałam kilka razy, ale to jedynie na strzelnicy w formie zabawy. Natomiast w tej sytuacji chciałam go jedynie nastraszyć.
CZYTASZ
Born to Die
RomanceDwudziestoletnia Melisa Mays w swoim młodym wieku popełniła dużo błędów - za dużo. Zejście na złą ścieżkę doprowadziło do autodestrukcji. Nie mając innego wyjścia stawia wszytko na jedną kartę. Upozorowując własną śmierć, aby zacząć życie od nowa. J...