Leo nienawidził poniedziałkowych poranków. Dobra nienawidził jakichkolwiek poranków, ale tych w poniedziałek najbardziej.
Tego szczególnego ranka było jeszcze gorzej niż zwykle.
Zaczynając od tego, że wstał wcześniej niż powinen, ponieważ jego brat, postanowił, że cudownym pomysłem będzie z samego rana odpalić radio na całą głośność, budząc przy tym wszystkich.
Następnie przy śniadaniu spalił tosty, co wywołało atak śmiechu Nyssy i Harleya. Jego tata tylko parsknął przy kawie, a mama zachichotała, no tak dobijcie jeszcze leżącego, pomyślał sobie. Oczywiście, żeby zachować dumę, zjadł te spalone tosty, bo za kogo oni go uważają?
Kolejną rzeczą czyniącą ten dzień pechowym, było to, że idąc to mieszkania Jasona, przypadkowo wpadł w kałuże, więc jego jasne spodnie zmieniły barwę na ciemny brązowy. Już nie może się doczekać, jak ten dzień będzie wyglądał, gdy dotrze do szkoły.
Gdy doszedł do domu swojego przyjaciela zauważył kobietę siedzącą przed mieszkaniem. Była ubrana z parę jasnych przylegających spodni i zdecydowanie za duży podkoszulek.
Beryl Grace nie można było opisać inaczej niż piękną. Jeśli bogiem jest kobieta, tak jak sądziła Piper, jest nim definitywnie ona. Poważnie, zdawał sobie sprawę jak bardzo dziwnie, to brzmi, kobieta była starsza od niego o jakieś dobre dwadzieścia lat, do tego była mamą jego najlepszego przyjaciela, ale ona po prostu była olśniewająca.
Siedziała na schodach, trzymając w dwóch palach lewej dłoni papierosa. Zaciągając się nim patrzyła przed siebie, a twarz miała skierowaną przed siebie. Leo nie miał pojęcia, ile dokładnie miała lat, ale wyglądała bardzo młodo. Jej falowane blond włosy, na których nie dostrzegł ani jednego siwego śladu, sięgały jej do ramion, a usta były zawsze zabarwione na czerwono. Na tym etapie czerwona szminka była jej znakiem rozpoznawczym.
Wyglądała trochę, jakby nad czymś myślała, a on nie chciał jej przerywać, jednak gdy zbliżył się do furtki, ona go zauważyła i posłała mu blady uśmiech.
— Dzień dobry, pani Grace — przywitał się uprzejmie. Mama byłaby dumna.
— Hej Leo, wcześnie jesteś — powiedziała, przesuwając się trochę, aby zrobić mu miejsce na schodach. — Wchodź, Jace jest u siebie, pewnie jeszcze śpi, ale nie krępuj się z budzeniem go i tak miałam to za chwilę zrobić.
Pokiwał głową i znowu uprzejmie się uśmiechnął.
Był może raz w mieszaniu ojca Jasona, ale mógł śmiało powiedzieć, że wolał przebywać tutaj niż w wielkiej willi Zeusa. Beryl może i była jedną z najbardziej znanych aktorek, ale nigdy nie pałała się w luksusowych willach i drogich samochodach. Miała małe mieszkanie w Nowym Yorku oraz domek letniskowy w Kalifornii, i to jej zupełnie wystarczało.
Samo mieszkanie było przytulne, utrzymane w ciepłych barwach. Gdy się tylko wchodziło, można było dostrzec masę różnych kwiatów i roślin, które były porozstawiane praktycznie wszędzie. Oprócz tego w salonie stała beżowa kanapa z drewnianym stolikiem kawowym stojącym przed nią, ale tym razem Leo skierował się ku górze, gdzie były umiejscowione wszystkie sypialnie.
Skręcił w prawo, wchodząc do pokoju Jasona, chłopak leżał jeszcze w piżamie, jak potem zauważył, piżamie supermana, którą dał mu na urodziny dla żartu, ale zamiast koszulki z zestawu miał na sobie jakiś podkoszulek z nadrukiem wilków, był bez okularów, ale wzrok miał wlepiony w komórkę, uśmiechając się do niej i chichocząc do chwilę, nic nowego.
— Co takiego Percy wysłał ci tym razem? — zapytał, zamykając za sobą drzwi.
Blondyn podniósł wzrok znad telefonu, aby spojrzeć na niego, spojrzał na niego zmieszany. Wtedy zdał sobie sprawę, że w zasadzie nie wiedział, która jest godzina, po prostu wyszedł, jak każdego ranka, mając nadzieje, że spacer poprawi mu humor.
CZYTASZ
state of grace || pjo mortal au
FanfictionPercy nigdy nie był najbystrzejszą osobą jeżeli chodzi o związki, ale hej! Od czego ma się ojca, rodzeństwo oraz najlepszych przyjaciół? mortal au, współczesność początek: 04.02.2024