Rozdział 4

466 20 12
                                    

Komentujcie i zostawcie gwiazdkę!

#DSAnapapierze

Wciąż jesteśmy w zaciszu Shadowów...

♥️

- Nie proszę! - próbuję się odsunąć, szarpiąc się jednak to na nic. Mężczyzna łapie mnie za ramię tylko po to by uderzyć mnie z pięści w twarz. Upadam na posadzkę na czworakach od siły uderzenia. Nagle przed oczami mam mroczki, a w głowie pustkę. Ból fizyczny jednak nie przeważał nad psychicznym. Świadomość, że kobieta, która miała się nazywać moją babcią oddała mnie na pożarcie była wykańczająca. Wyniszczała i sprawiała, że wszystko wokół traciło sens.

Jednak czy ten ból aż, tak jak uderzenie, które następuje po chwili? Niestety tak. Palący ból w żebrach nie daje wytchnienia ani możliwości zaczerpnięcia choć odrobiny powietrza, przez co nie mam siły się nawet podeprzeć. Mężczyzna po chwili chwyta mnie za ramię, unieruchamiając, po czym wyciąga coś z kieszeni. Dopiero po chwili ze stanu odrętwienia wyciąga mnie świadomość, że to... nóż. Pociąga mnie za włosy, po czym przykłada mi go do szyi, nie wahając się ani na moment. Nie wiem, czy dożyję rana... i wiem już teraz, że jeśli mam zginąć wolę, by to się stało w ten sposób. Nóż przytknięty do gardła zawsze będzie szybką śmiercią. Może przynajmniej tyle da mi życie. Szybką i bezbolesną przez czas jej trwania śmierć...

- Jebana kurwa. Po mamusi...

W moich oczach wzbierają łzy. Choć słyszałam już te słowa obrazy nie tylko z jego ust nie jestem w stanie powstrzymać cisnących się strumieni, pod powiekami które z każdą sekundą dłużej grożą wypłynięciu. Przymykam oczy, nie pozwalając im polecieć.

Nie będę płakać. Nie przy nich...

Jednak gdy nagle ostrze znika, a na ramieniu czuję rozpalający się żar to koniec. Nie dam rady. Nóż przecina moją skórę raz za razem, nie dając ani jednego oddechu.

- Proszę! - szlochałam i szarpałam się. - puść!

- Puścić? Może spuścić? Powinienem skorzystać z propozycji twojej drogiej babci. - grozi. Brzmienie jego głosu było najobrzydliwszym dźwiękiem, jaki istniał. - A potem rzucić na ulicę by i inni mogli skorzystać.

Z wydarzeń tamtej nocy wyrywa mnie pukanie do drzwi. Momentalnie zrywam się do pozycji siedzącej wyrywającej mnie z koszmaru. Poprawiam ciepłą, jak i równie miękką kołdrę, tak by przykrywała moje odkryte ciało, gdy mój oddech szaleje.

- Proszę! - wołam.

- Dzień dobry! Wyspana? - pyta z szerokim uśmiechem Emory wchodząca w głąb pokoju. - Co na śniadanie kochanieńka?

- Śniadanie? - pytam tępo. Nigdy nie jadłam nic rano. Zbyt stresowałam się myślą, gdzie będę spać następnej nocy by jeść. Może gdybym miała, chociaż co... - Obojętnie. Zjem cokolwiek.

- Och. Naprawdę? - pyta zadziwiona. Ale czym? Co w tym takiego dziwnego? Zjadłabym wszystko, co by mi dali.

- Tak. - potwierdzam.

- Może jednak wybierzesz? Przynajmniej mi powiedz, czy bułeczki na słodko, czy naleśniki.

- Naprawdę... - przerywam, widząc dość zawiedzioną minę kobiety. - Naleśniki.

Dead souls AcademyWhere stories live. Discover now